Poszukiwacz pokładów dobra

GN 1/2014 Gdańsk

publikacja 11.01.2014 06:00

O duszpasterstwie i pasterskiej posłudze z biskupem nominatem Wiesławem Szlachetką rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Poszukiwacz pokładów dobra zdjęcia ks. Rafał Starkowicz /GN

Ks. Rafał Starkowicz: Duszpasterz, biblista, poeta… Kim jest ks. Wiesław Szlachetka?

Bp Wiesław Szlachetka: Trudno samemu siebie oceniać. Muszę podkreślić, że zawsze robiłem to, co lubię. Cieszyłem się z tego. To sprawia, że jestem szczęśliwy. Zainteresowanie Pismem Świętym wyniosłem z pelplińskiego seminarium. Biblistyka stała tam na wysokim poziomie. Zainspirował mnie do zajęcia się Biblią ks. prof. Henryk Muszyński, biblijną greką zafascynował mnie ks. prof. Penar. Był bardzo ostry, wymagający. Dzięki niemu nauczyłem się tego języka. Jestem mu bardzo wdzięczny. Okazało się to bardzo przydatne w pracy duszpasterskiej. Czasami w tekście są takie rzeczy, które domagają się skonfrontowania z tekstem oryginalnym. To wówczas zupełnie inaczej, szerzej pokazuje rzeczywistość Bożego Orędzia.

A skąd w życiu Ekscelencji wzięła się przygoda z poezją?

Mieliśmy w Pelplinie taką grupę poetycką. Ukazał się tomik, wspólny zbiór „Poszukiwania”. Życzliwie wspierał nas wówczas ks. Pasierb. Wiersze zaczynałem pisać, jak większość, w szkole średniej. To jednak bardzo osobiste hobby. Wynika z wewnętrznej potrzeby. Są rzeczy, których się w prozie nie ujmie.

Jak wyglądała dotychczasowa praca duszpasterska Księdza Biskupa?

Moje duszpasterstwo związane jest praktycznie z jednym środowiskiem – parafią Chrystusa Zbawiciela. Ona powstała z części parafii chwaszczyńskiej. Objęła także część parafii Matarnia. Większość stanowili Kaszubi, Ok. 30 procent to ludność napływowa: stoczniowcy, inżynierowie, lekarze… To były dwie różne grupy społeczne. Teraz już ta społeczność się zintegrowała. W 1992 roku zmieniłem diecezję, nie zmieniając parafii. Nasza parafia nieustannie się rozrastała. Powstawały nowe osiedla. Niby stara, ale ciągle nowa. Tam, gdzie obecnie jest kościół św. Polikarpa, były pola. Nie było nic. Zaledwie kilku rolników.

Znalazł Ksiądz Biskup czas na to, aby podjąć studia?

Przed rokiem 2000 zrobiłem doktorat na Akademii Teologii Katolickiej. Tematem pracy był „Obraz posłannictwa Chrystusa na ziemi w świetle wypowiedzi z Ewangelii Mateusza i Łukasza” z uwzględnieniem ich szerokiego kontekstu. Motorem podjęcia studiów doktoranckich było moje poczucie, że Biblia jest mi potrzebna w katechezie. To jest przecież źródło naszego nauczania. Nie chciałem zaniedbywać swoich obowiązków, więc pisanie pracy zajęło mi trochę czasu. Kiedy w 2000 r. została ustanowiona parafia pw. św. Polikarpa, abp Gocłowski zapytał mnie, czy chciałbym organizować struktury duszpasterskie, budować kościół. Poprosiłem go wówczas o kilka dni do namysłu…

Trzeba się było zastanawiać?

Tak. Tego rodzaju decyzje zawsze trzeba dobrze przemyśleć. Pytałem kolegów budujących kościoły, jak to jest. Taki zamiar trzeba zawsze zmierzyć według sił. W dniu ustanowienia nowej parafii zostałem jej proboszczem. Pan Maciejczyk, dawny mieszkaniec Osowy, przekazał nam ziemię pod kościół. Stanąłem na pustym, hektarowym polu. I tak się to zaczęło. Wiele pomocy okazał mi obecny senior, a wówczas jeszcze proboszcz macierzystej parafii, ks. Henryk Bietzke. Pomagał mi we wszystkich początkowych zadaniach. Przez rok mieszkałem w starej parafii. Tak praktycznie, to on był obok nas przez cały czas. Wiele się od niego nauczyłem, zarówno w kwestii budowy, jak i w pracy duszpasterskiej. To przecież też administracja, ekonomia… Dzisiaj dzięki ogromnemu zaangażowaniu parafian, ich modlitwie, ofiarom i dynamicznym działaniom udało się zbudować ośrodek duszpasterski i doprowadzić Kościół do takiego etapu, że od najbliższej Niedzieli Palmowej liturgia na stałe zostanie przeniesiona z kaplicy do nowej świątyni.

Parafianie mówią, że stworzył Ksiądz perpetuum mobile. Nigdy nie wołał o pieniądze, a zawsze na wszystko starczało. Jak to się robi?

Uważam, że wystarczy tylko trochę zaufania do Pana Boga, ale także do parafian. Nie ma co się obawiać, że zniknie ofiarność, jeżeli się nie będzie o tym mówić. Parafianie wiedzieli, że taca z drugiej niedzieli miesiąca w całości była przeznaczona na budowę. Staraliśmy się dziękować za ofiary, a nie prosić o nie. Zawsze informowałem, co zostało zrobione, co robimy i co planujemy.

Nie jest Ksiądz Biskup osobą szeroko znaną w diecezji…

Zawsze poważnie traktowałem swoją parafię i zadania, które zostały mi powierzone. Robiłem wszystko, żeby tworzyć życie duchowe tej parafii. Praktycznie nie miałem na nic więcej czasu. Parafia zajmowała mi całkowicie czas. Trochę się boję, jak ja pomieszczę w tym swoim czasie całą diecezję. Nie lubię się chwalić, czy opowiadać o rzeczach, które zrobiłem. Generalnie raduje mnie to, gdy ludzie się cieszą tym, co jest zrobione. Kiedy przed ogłoszeniem nominacji poproszono mnie o zdjęcie, nie znalazłem żadnego, na którym byłbym sam. Wszystkie były z ludźmi. Nie miałem w swoich zasobach zdjęcia osobistego. Pozostały dwa. W dowodzie osobistym i prawie jazdy.

Gdzie jest klucz do ludzkich serc? Parafianie Księdza kochają …

Po prostu trzeba robić to, co wynika z zadań duszpasterza. To wystarczy. Trzeba cenić i szanować ludzi, dla których się pracuje. Zawsze przygotowywałem homilie i prowadzone w parafii katechezy biblijne. Starałem się robić to dokładnie. I zawsze spotykałem się z wielką życzliwością.

Ksiądz, jak widać, lubi ludzi.

„Lubić”… To słowo podkreśla emocje. Myślę, że wszystkich nie da się lubić. Ale kochać trzeba wszystkich. Każdy ma jakiś przyczółek dobra. Trzeba tego szukać, rozmawiać. Jeżeli się tego szuka, zawsze się to znajdzie. Nie można nikogo z góry przekreślić, zdystansować się. Ludzie są ludźmi. Nie wszyscy są nad miarę życzliwi. Trzeba szukać pokładów dobrej woli. Czasem też zrozumieć ich zranienia. Trzeba poważnie traktować człowieka, bo człowiek jest wart takiego traktowania. I nade wszystko pragnąć jego dobra.

W niedzielę po ogłoszeniu decyzji mówił Ksiądz parafianom, że idzie w pewien sposób w nieznane…

Czym innym jest oglądanie posługi biskupa z zewnątrz, czym innym sama posługa.

Jak więc Ksiądz przyjął tę nominację?

To dokonało się z wielkim trudem. Mówiłem moim parafianom, że noc z wtorku na środę była bardzo trudna. Przeczuwałem, z czym może się wiązać wezwanie do nuncjatury. A jednocześnie byłem zobligowany do tego, by zachować całkowite milczenie. Nie mogłem powiedzieć nawet, że jadę do Warszawy, żeby nie budzić jakichś skojarzeń. Pozostałem z tą decyzją sam na sam z Panem Bogiem. To miało w sobie coś z doświadczenia Ogrójca. Czułem, że jeden świat, w którym czułem się bardzo dobrze, jakoś się kończy. Parafianie, wspólnota, Kościół… Mam wspaniałych księży – współpracowników. To nie było łatwe…

Ale przecież wszędzie są ludzie, którzy potrzebują tej posługi…

Zawsze starałem się poważnie podejmować moją posługę. I tak samo poważnie traktować moich parafian. Większość działań podejmowali oni sami. Dotyczy to także budowy. Jako proboszcz podejmowałem ostateczne decyzje, natomiast wszystkie inne sprawy powierzałem zawsze parafianom. Nawet negocjacje dotyczące kosztów wykonywanych robót.

 

Czy jako księża, mimo mówienia o roli świeckich w Kościele, nie dajemy im zbyt mało miejsca do działania?

Trzeba tworzyć realną więź między duszpasterzem a wiernymi. Nic nie działo się wbrew woli proboszcza. W Kościele potrzebujemy tego, by dać świeckim więcej pola do działania. Co więcej, warto to zrobić. Jeżeli parafianin coś zrobi świadomie i dobrowolnie dla całej wspólnoty, to też owocuje dla niego duchowym wzrostem. Wiąże się ze swoim Kościołem. Daje większą świadomość, że należy się do Kościoła, że Kościół to nie rzeczywistość gdzieś obok człowieka. To on jest częścią Kościoła. Każdy człowiek może wnieść w życie wspólnoty coś, według swoich talentów czy charyzmatów. Przecież każdy ma w sobie jakieś bogactwo. Kiedy pozwoli się człowiekowi, aby się realizował, jest to dla niego i dla Kościoła bardzo pożyteczne. Nie wolno się tego lękać. Choć potrzeba tu roztropności i właściwego ukierunkowania tej energii. Ksiądz jednak nie musi się znać na wszystkim. Zawsze, w każdej wspólnocie są ludzie, którzy w konkretnych sprawach są lepsi od księdza. Trzeba się umieć do tego przyznać. Uważam, że biskup podobnie… Nie musi się na wszystkim znać. Wystarczy, że będzie głosił słowo Boże, udzielał sakramentów, spotykał się z ludźmi, inspirował ich do działań. Diecezja to wspólnota ludzi o wszelakich talentach. Dlaczego tych talentów nie wykorzystać?

Ma Ksiądz jakąś wizję przyszłości…

Chcę być jak proboszcz dla tych ludzi. Ja się nie zmienię. Mam taką naturę. Chcę być blisko ludzi. Jakiejś szerszej perspektywy działań nie chcę tu nakreślać. Swoją pracą chcę wspierać pracę duszpasterską ks. arcybiskupa. Ale tego trzeba się uczyć. Myślę, że Pan Bóg będzie prowadził tę posługę we właściwym kierunku.

Jakimś streszczeniem oczekiwań odnośnie do posługi jest zawołanie, jakie przyjmuje biskup.

W moim przypadku to zawołanie z Psalmu 34. Ten sam tekst, który wybrałem na obrazek prymicyjny. „Wywyższajcie razem ze mną Pana”. Chciałbym to motto kontynuować. Papież przypisał mi diecezję tytularną z terenu dzisiejszej Algierii – Vageata. To była bardzo żywa diecezja. Zniknęła w wyniku przemian społecznych na Bliskim Wschodzie. Było w niej zapewne wielu męczenników. Ufam, że będą swoim wstawiennictwem wspierać moją biskupią posługę. Doświadczam przeciwstawnych uczuć, tak jak ci, którzy byli świadkami Wniebowstąpienia Jezusa. Przestraszyli się i bardzo uradowali. Jest trochę tej radości. Więcej pewnie jest niepokoju.

Powróćmy do pierwszego pytania. Wiesław Szlachetka – poeta, budowniczy, duszpasterz… Kim jest najbardziej?

Zdecydowanie duszpasterz. Wszystko inne jest czymś, co pomaga w tej dziedzinie. Jest albo podporządkowane albo wynikające z duszpasterstwa. Nawet budowa kościoła jest narzędziem duszpasterskim, które buduje duchowość.

TAGI: