Moc Czarnego Nazarejczyka

Beata Zajączkowska

GN 01/2014 |

publikacja 02.01.2014 00:15

W każdy piątek wszystkie drogi w stołecznej Manili prowadzą do sanktuarium Czarnego Nazarejczyka. W styczniu ulicami tego miasta przechodzi największa procesja religijna w Azji. Gromadzi kilka milionów Filipińczyków.

Co roku 9 stycznia figura Czarnego Nazarejczyka przez kilkadziesiąt godzin wędruje ulicami Manili. W 2013 r. w procesji uczestniczyło 9 mln ludzi ALANAH M. TORRALBA /EPA/pap Co roku 9 stycznia figura Czarnego Nazarejczyka przez kilkadziesiąt godzin wędruje ulicami Manili. W 2013 r. w procesji uczestniczyło 9 mln ludzi

Miejsce kwitnących kwiatów i wodnych roślin – tak można przetłumaczyć wywodzącą się z epoki przedkolonialnej nazwę stolicy Filipin „MayNilad”. Niemożliwe jest dostrzeżenie tego źródłosłowu w dzisiejszej Manili. Gęsto zabudowana metropolia liczy 12 mln mieszkańców. Na ulicach panuje ogromny ruch i wciąż kłębi się tłum ludzi. O świcie wsiadam w trójkołowy motocykl z koszem. Kierowca słysząc: „Black Nazarene”, uśmiecha się i mówi: „W piątki wszyscy tam chodzą”. Jego manewry na zatłoczonej ulicy przyprawiają o szybsze bicie serca. Na szczęście po kilkunastu minutach jazdy przesiadam się w najbardziej charakterystyczny w tym kraju środek lokomocji. Używane kiedyś przez amerykańskie wojsko jeepy zostały przedłużone do rozmiaru autobusu i spotkać je można na całym archipelagu. Nasz jeepney jest iście maryjny. W szoferce obrazki z Madonną i różaniec, a na zewnątrz wypisana w lokalnym języku tagalog modlitwa do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. „W środę chodzimy do Niej, a w piątki do Czarnego Nazarejczyka” – wyjaśnia jeden z towarzyszy podróży. Filipińczycy otwarcie manifestują swoją wiarę. W supermarketach z głośników zamiast reklam rozlega się modlitwa różańcowa czy Koronka do Bożego Miłosierdzia. Część ludzi zatrzymuje się i modli, inni kontynuują zakupy. Nikt nikomu nie przeszkadza. W drodze do dzielnicy Quiapo dostrzegam ogromne kontrasty. Tuż obok najnowocześniejszych wieżowców zbite z dykty i blachy falistej domki mieszkańców slumsów. Obok pięknych limuzyn i ekskluzywnych sklepów rzesze biedaków próbujących użebrać na miskę ryżu. Przed wejściem do metra drobiazgowa kontrola bezpieczeństwa. Zagrożenie zamachami terrorystycznymi ze strony islamskich fundamentalistów jest ogromne. Ponieważ za kilka dni ulicami Manili przejdzie największa procesja religijna w Azji, alarm bezpieczeństwa jest znacznie podniesiony. Na czas procesji zostanie wyłączony sygnał telefonii komórkowej, by jakiś fanatyk nie mógł w ten sposób odpalić ładunku wybuchowego.

Czarny Jezus i Czarna Madonna

Mam wrażenie, że najważniejsze sanktuarium Filipin leży pośrodku ogromnego targowiska. Ulicą trudno się przecisnąć. Po bokach stragany dosłownie ze wszystkim: od warzyw i owoców przez ubrania i buty po silniki samochodów. Tuż przed placykiem, na którym wznosi się sanktuarium, kobiety wróżą z kart. Można też kupić świece na szczęście. Obok siebie egzystują zabobon i sacrum. Stragany uginają się od różnej wielkości figurek Czarnego Nazarejczyka ubranego w tradycyjną bordową szatę, przeplataną złotą nitką. – Jest to przede wszystkim sanktuarium ludu. Zdominowała je pobożność ludowa. Księża jedynie służą posługą sakramentalną – mówi o. Konrad Keler, który jako wicegenerał werbistów odwiedzał to miejsce. W głównym ołtarzu znajduje się naturalnej wielkości drewniana figura Jezusa dźwigającego krzyż.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.