Nieopłacalne dziecko?

Joanna M. Kociszewska

Świat który autorzy proponują wydaje mi się potworny. To świat niszczącej samotności, depresji i nieszczęścia, bo braku człowieka nie załata się pieniędzmi.

Nieopłacalne dziecko?

 

Tekst, którego główną tezą jest, że niski przyrost naturalny opłaca się przyszłemu pokoleniu opublikowała Gazeta Wyborcza.

Koszt emerytur nie będzie taki wielki – twierdzą Rafał Jaros i Piotr Krajewski. Z prostego powodu: nie będzie trzeba wydawać na dzieci, a emeryci są tańsi (nie trzeba łożyć na ich edukację). Zakładają także wzrost pensji (spadnie „podaż” pracowników). Wskazują na większą wydajność pracy wynikającą z faktu, że każdy pracownik będzie mógł używać lepszej technologii (czyżbyśmy obecnie mieli braki w tym zakresie? wątpię…). Dochodzi także argument większego bogactwa, bo przecież jeden człowiek odziedziczy więcej domów, samochodów… Jak wiadomo trzy mieszkania (których nie można sprzedać, bo nikomu nie są potrzebne, a trzeba utrzymywać) to wielki skarb. Bez tego wprost nie sposób żyć. I tak dalej.

Autorzy tekstu nie uwzględnili całego kontekstu społecznego: stary człowiek potrzebuje opieki. Wsparcia. Obecności drugiego człowieka. Jedna osoba nie będzie w stanie zająć się bliskimi. Można zapłacić opiekunce? A przepraszam: kto nią będzie? Ile trzeba będzie zapłacić za dobrą opiekę? Czy ten koszt został doliczony do kosztów emerytury?

Pomijając już, że argumentacja wydaje mi się mocno naciągana, świat który autorzy proponują wydaje mi się potworny. To świat, w którym nie ma więzi, wszystko trzeba kupić, a ważny jestem wyłącznie ja sam. Niestety, to także świat, w którym na nikogo nie mogę liczyć. To świat niszczącej samotności, depresji i nieszczęścia, bo braku człowieka nie załata się pieniędzmi.

Niestety, nie jest to tylko wizja przyszłości. Ten świat już się zaczął. A jego przejawem jest także rozważanie argumentów ekonomicznych za lub przeciw przyrostowi naturalnemu. W tym świecie nie ma miejsca na dar. Nie ma miejsca na radość dzielenia się życiem. Nawiasem mówiąc: czy w ogóle uważamy jeszcze życie za wartość?

Przejawem tego świata jest także pomysł, że dziecko jest lub powinno być inwestycją na przyszłość. Powinno się zwrócić. Pracować. Generować dochód. Zapewnić opiekę. Po co ponosić koszty wychowania dziecka potencjalnie nieproduktywnego… Brzmi potwornie? Ale przecież jest naszą codziennością. Dziecko z zespołem Downa, dziecko z porażeniem mózgowym rodzicem się nie zaopiekuje. Nie wygeneruje produktu krajowego brutto…

Czy na pewno takiego świata chcemy? Jeśli nie, tylko my możemy to zmienić. Nie metodami politycznymi. Tego się nie da zadekretować. Zmieniając nasze serca.