Kościół jak poliklinika

GN 50/2013 Gdańsk

publikacja 18.12.2013 06:00

O rekolekcjach dla małżeństw niesakramentalnych, Bożym spojrzeniu na człowieka i jego grzech oraz roli wspólnoty Kościoła w rodzeniu miłosiernej miłości z o. Grzegorzem Łukawskim OP rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

 O. Grzegorz Łukawski OP jest doktorem prawa kanonicznego. W grudniu wygłosił w Gdańsku coroczne rekolekcje dla osób żyjących w tzw. małżeństwach niesakramentalnych oraz dla ich rodzin ks. Rafał Starkowicz /GN O. Grzegorz Łukawski OP jest doktorem prawa kanonicznego. W grudniu wygłosił w Gdańsku coroczne rekolekcje dla osób żyjących w tzw. małżeństwach niesakramentalnych oraz dla ich rodzin

Ks. Rafał Starkowicz: Dlaczego Ojciec głosi rekolekcje dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych? 
 
O. Grzegorz Łukawski OP: Kościół ma dla tych ludzi miejsce. A oni są wdzięczni Kościołowi, że mogą w nim być, słuchać słowa, a jeżeli pozwala im sytuacja, przystępować do sakramentów. Chodzi o to, że widzą troskę Kościoła.

W czym wyraża się ta troska?

W czasie pierwszej konferencji mówiłem, że jest coś takiego jak indywidualna historia człowieka. Wewnątrz tej historii działa Pan Bóg i do człowieka przemawia. Na ile ci ludzie odpowiedzą, nie wiemy. Ale muszę powiedzieć, że oni doświadczają ogromnej tęsknoty za sakramentami.

Czy nie jest tak, że człowiek bardziej ceni to, co w jakiś sposób stracił?

A czy to nie jest także przedziwna pedagogia Pana Boga? Właśnie przez to, że są w trudnościach duchowych, w kryzysach, Pan Bóg na nowo woła ich do wiary.

Można powiedzieć, że to jest ich Adwent?

Tak. To właśnie jest ich Adwent, oczekiwanie na przyjście Pana. Zaczynają widzieć, że ich historia ma sens. Bóg ich nie odrzuca. Nie wiemy dokładnie, jak w poszczególnych przypadkach rozwinie się ich historia. Mówię im, aby otwierali oczy, modlili się, że jest możliwe życie w przyrzeczeniach takich jak „białe małżeństwo”. To jest potężny krzyż i potężne wyrzeczenie. Ale na jednym ze spotkań ludzie bardzo narzekali na inny rodzaj odrzucenia, z którym spotykają się w Kościele.

Chodzi o taką postawę, która stwierdza, że skoro oni trwają w grzechu ciężkim, trzeba przestać się nimi zajmować? Co Kościół może im ofiarować?

Na pewno możemy im dać nadzieję. Żeby odkryli, że ich nadzieja spotyka się z obietnicą Pana Boga. Że Bóg nie przyszedł do sprawiedliwych, ale grzeszników. Mamy zejść z piedestału jako księża, zakonnicy, ojcowie, abyśmy byli bliżej człowieka. Dokładnie na to stawia papież Franciszek. Te rekolekcje odbieram także jako skierowane do mnie. Pan Bóg mnie, grzesznika, chce nauczyć miłosierdzia także wobec osób, które żyją w takich sytuacjach.

Wszyscy grzeszymy. Zatem wszyscy jesteśmy chorzy?

Kościół jest jedną wielką polikliniką. Jako Kościół dajemy małżeństwom niesakramentalnym tę nadzieję, że Bóg się nimi nie gorszy. Oni także nie mają się sobą gorszyć. Dobrze, że są w Kościele i mogą doświadczyć tego, że są posłani do swoich środowisk.

Oskarżano kiedykolwiek Ojca, że zajmuje się osobami żyjącymi w powtórnych związkach?

Oczywiście. Nawet w bardzo bliskim otoczeniu. Pytano mnie, dlaczego Kościół zajmuje się ludźmi trwającymi w związkach niesakramentalnych. Spotkałem takie opinie, że żyją w grzechu, co więcej, nie widzą go. Kiedy patrzę na tych ludzi, widzę ich cierpienie, ich pragnienie bycia w Kościele, i doświadczam też w swoim życiu, że nie mam prawa ich osądzać i odrzucać jako chrześcijanin. Jeżeli my do nich nie pójdziemy, to kto? A jeżeli nikt nie pójdzie, to nie istnieje szansa na ich zbawienie.

Zatem dzisiaj potrzeba nowej ewangelizacji?

Nie słyszymy kerygmatu. O tym, że Chrystus umarł za wszystkich, że wziął wszystkie grzechy na siebie… I że On jest Panem nad grzechem i śmiercią. Wyzwala nas od strachu przed umieraniem. Dzisiaj ludzie są katechizowani w kluczu moralizującym. Myślą, że o własnych siłach mają sobie wyrąbać drogę do nieba. A jeżeli czegoś nie potrafią, tym gorzej dla nich. Papież Franciszek podkreśla, że Kościół jest posłany do tych najuboższych, najbardziej oddalonych. Kościół ma im głosić kerygmat o miłości Chrystusa. Jeżeli nakładamy na ludzi niezewangelizowanych obowiązki, to kim my jesteśmy? Stajemy się tymi, którzy nakładają na innych „ciężary nie do uniesienia”.

Nie chodzi o to, by zmienić prawo Kościoła. Wielu ludzi nie spotkało w swoim życiu Chrystusa zmartwychwstałego. Ich trzeba ewangelizować. Zajmijmy się więc głoszeniem kerygmatu, który da im dostęp do żywej wiary. Po to, by Duch Święty mógł ich pobudzać, a dopiero potem mówmy, co jest prawem Kościoła.