Dobro – podaj dalej

ks. Rafał Starkowicz; GN 49/2013 Gdańsk

publikacja 14.12.2013 04:40

– Ten wyjazd to nie jest nasza rzecz. Staramy się być narzędziami, a Bóg działa. Pojawia się łańcuszek dobra – mówi Ania, w grupie odpowiedzialna za kontakt z mediami.

– Spotkania raz na 2–3 tygodnie, co tydzień rosyjski, raz w tygodniu spotkanie modlitewne, ciągle na łączach. Nie możemy od siebie odpocząć – mówi Kasia, jedna z uczestniczek wyjazdu ks. Rafał Starkowicz /GN – Spotkania raz na 2–3 tygodnie, co tydzień rosyjski, raz w tygodniu spotkanie modlitewne, ciągle na łączach. Nie możemy od siebie odpocząć – mówi Kasia, jedna z uczestniczek wyjazdu

Jest ich 20. Pochodzą z różnych miejscowości kraju. Połączył ich Gdańsk, w którym studiują oraz przynależność do prowadzonego przez jezuitów Duszpasterstwa Akademickiego. Ostatnio podjęli decyzję, że pojadą razem do Kazachstanu. Chcą wesprzeć swoją pomocą potomków zesłanych tam Polaków. Mają też nadzieję, że ich obecność będzie źródłem siły dla katolików, którzy w Kazachstanie są mniejszością. Początkowo mieli skupić się na nauczaniu polskiego. Jednak analizując potrzeby mieszkających tam ludzi, już widzą, że ich posługa w dużej mierze polegać będzie na pracy z dziećmi. Będą organizować im wakacje.

„W akcji”

wyjazdy w ubogie rejony świata realizuje od lat. – Tak naprawdę to miniwolontariat – mówi o. Piotr Kropisz, duszpasterz akademicki, opiekun grupy. – W wielu tych miejscach potrzeba ludzi, którzy pracowaliby tam rok, albo i dłużej – dodaje. Z warszawską młodzieżą akademicką wyjeżdżał już do Ameryki Południowej, Afryki i Azji. W Gdańsku jest od roku. – To są miejsca nazywane Trzecim Światem. Jeździmy wszędzie tam, gdzie pojawia się przestrzeń ubóstwa. W zamierzeniu ma to być zawsze wyzwanie. Wpływają na to język, warunki, spotkanie z inną kulturą… – stwierdza duszpasterz. – Kościół w Kazachstanie jest zupełnie inny niż nasz. Katolicy stanowią tam mniejszość. Ogół to muzułmanie lub ateiści – zaznacza.

W nieznane

Nikt z nich nie był wcześniej w Kazachstanie. Język rosyjski pomocny w komunikacji z mieszkańcami dawnych republik ZSRR spośród całej grupy zna ledwie jedna osoba. To stawia przed nimi poważne zadania. – Od poniedziałku zaczynamy lekcje rosyjskiego. Będą odbywały się w dwóch grupach – relacjonuje Asia. –. Dla mnie niezwykle pozytywnym akcentem jest to, że znaleźliśmy nauczycielkę tego języka – dodaje. Z czasem zamierzają poznawać także kulturę Kazachstanu. Jest na to jeszcze trochę czasu. Wyjazd zaplanowali na lipiec 2014.

Jak chcą, to potrafią

– Na początku naprawdę nie wiedziałem, na czym będzie polegać moja praca – mówi Maciej, student budownictwa, lider wyjazdu. – Z każdym dniem to się jednak coraz bardziej klaruje. Odbieram telefony. Staram się to wszystko koordynować. Stawiam sobie takie zadanie, żeby każdy w naszej ekipie czuł, że w wyjazd wkłada coś z siebie – dodaje. – Chciałbym, żebyśmy stworzyli zgraną ekipę, która razem podejmuje wysiłki – zaznacza. Podział obowiązków dokonał się spontanicznie. Każdy podjął się tego, w czym się najlepiej czuje. – Kasia zajęła się stroną internetową. Ania spisuje się świetnie w kwestii kontaktu z mediami i patronatów – wylicza Maciek.

Inni zajęli się kontaktem z parafiami. Proszą proboszczów, aby pozwolili im przeprowadzać zbiórki pieniędzy. Ze zmiennym szczęściem. Jeżdżą też do urzędów, aby załatwiać konieczne formalności. Tego obawiali się najbardziej. Życie ich jednak zaskoczyło. W jednym momencie runął stereotyp urzędnika, jaki przez lata w sobie nosili. – Gdy wyjaśniłyśmy, o co chodzi, urzędniczki się otworzyły. Nie tylko załatwiły sprawę, z którą przyszłyśmy, ale zaczęły się zastanawiać, w jaki sposób pomóc nam zdobyć dofinansowanie – opowiada Ania. – Kiedy patrzę na to, co się dzieje, to myślę, że grupa ludzi pod opieką Pana Boga może zrobić naprawdę wiele – stwierdza Maciej.

Nie tylko Kazachstan

Inicjatywa, oprócz samego wyjazdu, obejmuje jeszcze dwa etapy. Pierwszy to właśnie przygotowania, zbiórki pieniędzy, organizowanie upominków. Drugi mają stanowić działania, jakie studenci podejmą już po powrocie. – Jeszcze nie wiemy, w jakiej dziedzinie będzie realizowany ten roczny wolontariat. We Wrzeszczu mieszka sporo ludzi starszych. Może to będzie właśnie praca z nimi – zastanawia się Ania. O. Piotr podkreśla, że przedsięwzięcie ma także służyć dobru duchowemu jego podopiecznych. – Gdybyśmy jechali tam z poczuciem, że jedziemy z lepszego świata do biednych, zagubionych ludzi, to nic z tego by nie wyszło, bo patrzylibyśmy na nich z góry – stwierdza. – Mimo że młodzi stanowią dojrzałą, fajną ekipę, powtarzam to cały czas. Chcę ich przed takim spojrzeniem ustrzec – mówi. – Człowiek, gdy pomaga innym, rozwija się. Jeżeli żyjemy w ten sposób, to może nam pomóc w przemianie i walce z naszymi słabościami – dodaje Kasia.

Facebookowa modlitwa

Przygotowanie wyjazdu to jednak nie tylko zewnętrzne działania. – Założeniem jest to, że każdy musi należeć do jakiejś modlitewnej wspólnoty w parafii. Musi uczestniczyć w jej spotkaniach. Wszyscy modlimy się w intencji tego wyjazdu – mówi Asia. Uczestnicy podejmują także modlitwę osobistą. Na Facebooku stworzyli specjalną listę. – Każdego dnia modli się jedna osoba – podkreśla. – Aspekt duchowy ma tu niezwykłe znaczenie. Bez odniesienia do Boga, człowiek nie może wiele dać drugiemu człowiekowi – stwierdza lider. – Już sam fakt, że teraz przygotowujemy ten wyjazd, że podejmujemy działania nas zmienia – dodaje Asia. – Świat obliguje nas, abyśmy dzielili się wiarą. Człowiek potrzebuje na swojej drodze drugiego człowieka. A z doświadczenia wiem, że kiedy z takiego wyjazdu wraca się do Polski, jest okazja, aby docenić to, co mamy – mówi o. Piotr.

TAGI: