Zbawić, nie tylko zabawić

Karina Grytz-Jurkowska; GN 44/2013 Opole

publikacja 12.11.2013 06:00

Robić osobne Msze św. dla dzieci? Teatrzyki, dramy, piosenki czy film są dopuszczalne podczas Eucharystii? Na ile można sobie pozwolić, mówiąc do najmłodszych?

  Msza dla dzieci w Raciborzu Karina Grytz-Jurkowska /GN Msza dla dzieci w Raciborzu

Wśród homiletów trwają dyskusje na temat Mszy św. i homilii dla dzieci. Jedni twierdzą, że niemal każda forma przekazu zastosowana w służbie słowa Bożego jest do przyjęcia, inni zalecają dużą ostrożność, aby z przestrzeni sacrum nie robić kabaretu.

Misterium, a nie show

Opole, Msza roratnia w parafii Przemienienia Pańskiego. Obok ołtarza stoi mała scenka, na której pojawiają się sympatyczne pacynki – Józiu i Ania. Siedzące w pierwszych rzędach dzieci słuchają z otwartymi buziami. – W zeszłym roku był cykl o świętych. Trudno było opowiadać dzieciom o każdym z nich coś wyjątkowego tak, by to nie było nudne i banalne. Wymyśliliśmy, że pomogą nam w tym kukiełki – będą zadawać pytania, rozmawiać z księdzem, wtrącać się w trudniejszych momentach. Dzieci bardzo to polubiły, zresztą dorosłym się też podobało – uśmiecha się ks. Łukasz Knosala, wikary, który użyczył pacynkom swojego głosu. Korzyści z obecności Józia i Ani jest więcej, więc czasem pojawiają się też na Mszy niedzielnej dla dzieci.

Pomagają wytłumaczyć i przenieść ewangeliczne prawdy i zalecenia na dziś, zaktualizować je, są też dla dzieci przykładem. Kapłan, zwracając się do pacynek, może pewne rzeczy powiedzieć nie wprost. – Przy takim wsparciu mówimy coś na poważnie i w formie zabawy. Staramy się, by to nie był show, ale pomoc w skupieniu uwagi dzieci. I one siedzą w swoich ławkach, nie biegają po kościele, nie rozmawiają, nie kręcą się, bo kukiełki zastępują ich aktywność – tłumaczy ks. Łukasz. Nie jest to jedyna stosowana forma wizualizacji – czasem jest drama przygotowana przez grupy parafialne, śpiewa scholka lub jest dialogowane kazanie. Jednak nawet na niedzielnych Mszach dla dzieci słowo Boże głoszone jest także dla starszych. – Do dzieci trudniej mówić – językowo i pod względem treści, żeby przekaz nie był banalny. Staramy się, by był on wielopoziomowy – dla młodszych i starszych. Nawiązujemy do relacji z rówieśnikami, z rodzicami – przyznaje kapłan. Gorącym zwolennikiem takich form przekazu jest znany z programu „Ziarno” bp Antoni Długosz, pochwala je też ks. Hubert Łysy, homiletyk. – To świetny pomysł, jeśli wykorzystany mądrze – mówi. – Ks. prof. Józef Tischner, filozof, wychodził do dzieci z misiem Bartkiem i z nim gadał – jeśli zabawa służy Słowu, dlaczego nie? Podobnie opowieść – zdaniem świetnego kaznodziei brata Tadeusza Rucińskiego FSC jest to dobry sposób dotarcia do słuchacza.

Złoty środek

Podstawowe zalecenia dotyczące Liturgii i słowa Bożego, wypływające z ustaleń Soboru Watykańskiego II, określa „Dyrektorium o Mszach św. z udziałem dzieci”, dokument wydany 40 lat temu, do niego są też zalecenia Konferencji Episkopatu Polski. – On pokazuje, co nam wolno w czasie takiej Mszy św., jak ją kształtować. Ja z moimi studentami szczegółowo go omawiam. Mimo upływu czasu zachował swoją aktualność, jedynie odnośnie do kilku punktów dodano kolejne instrukcje. Oczywiście jest mało wskazówek związanych z rozwojem techniki – jest mowa o wykorzystaniu obrazu, dźwięku – mówi ks. Hubert Łysy.

W Raciborzu, w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, proboszcz skorzystał z możliwości, jaką dało dyrektorium, i już od kilku lat Msza dla dzieci prowadzona jest z równoległą liturgią słowa. Jednym z argumentów przeciwko osobnej Mszy św. dla dzieci jest to, że często idą na nią dorośli liczący na krótkie i „łatwe” w odbiorze kazanie. Zwykle też rodziny chodzą na jedną Mszę i każdy może wysłuchać słowa odpowiednie dla siebie. – A w ten sposób dzieci mają kazanie dialogowane, dostosowane do ich wieku, proste piosenki, swoją modlitwę wiernych, a dorośli swoją homilię, której nie zakłóca np. płacz czy wiercenie się malucha. Dalsza część Eucharystii jest wspólna – wskazuje ks. Adam Rogalski, proboszcz. W kościelnej kaplicy gromadzą się pod opieką rodziców kilkulatki i maluchy w wózkach, nieco starsze dzieci przychodzą już same. Świetne podejście ma do nich ks. Piotr Herok. – Dzieci lubią przychodzić na te Msze, ja chodzę jeszcze na nie z córką. To dobry pomysł, kazania są przystępne – na górze maluchy by się nudziły. Tu śpiewają dużo piosenek, bardziej aktywnie uczestniczą w liturgii – mówi Beata Osowiecka z córką Oliwią.

Nie wszyscy specjaliści są jednak do tej formy przekonani. Wątpliwości budzi, czy nie rozbija to jedności aktu kultu. – Ja bym nie rozdzielała liturgii słowa, bo rodzina jest integralną całością, a dla rodziców jest też cenne posłuchać, jak mówić dziecku o Bogu – zauważa siostra Anna Walulik CSFN, pedagog. Psycholog Maria Ligęza dodaje, że już trzylatek może uczestniczyć we Mszy św. z rodzicami, obserwuje on wtedy, co robią, naśladuje ich gesty.

Dla elity

W wielu małych parafiach księża nie robią osobnej Mszy św. dla dzieci, ale np. przenoszą dla nich część związaną z niedzielną liturgią słowa na inny dzień. Wątpliwości pojawiają się też w przypadku Mszy szkolnej, zwłaszcza jeśli jest na niej garstka dzieci. – Też rozważałem tę kwestię, moja parafia liczy ok. 550 osób. Przekonało mnie stanowisko episkopatu, że z dzieci chodzących na nie kształtuje się elita parafialna, bo one otrzymują więcej łaski. I rzeczywiście widzę, że na te osoby można liczyć, są później zaangażowane jako młodzież i dorośli w życie parafii – przyznaje ks. Hubert Łysy. Jest wiele obszarów, które trzeba uporządkować w dobie zmieniających się środków przekazu. W jednym homiletycy i liturgiści są zgodni. Niezależnie od ocen konkretnych działań i ewentualnych błędów cenne jest, że wielu księży stara się głosić Ewangelię dla dzieci, choć nie jest to łatwe. – Resztę trzeba zostawić już działaniu Ducha Świętego, ufając, że mimo ludzkiej ułomności słowo Boże dotrze do nich i przyniesie owoc – podsumowuje ks. Hubert Łysy.

Nie infantylizujmy

Ks. Wiesław Przyczyna, homiletyk, Przewodniczący Stowarzyszenia Homiletów Polskich

– Pamiętajmy, że liturgia jest jedna, homilia powinna być zaś dostosowana do możliwości dzieci, ale na takim poziomie, by dorośli też z niej coś wynieśli. Nawet jeśli będziemy poruszać kwestie trudne, dziecko ma zdolność odbierania tajemnicy i uszanowania jej. Bądźmy ostrożni z tworzeniem opowieści, żeby dzieciom się nie pomieszały światy, żeby nie traktowały Pana Jezusa jak bohatera bajki. Wykorzystując dopuszczalne formy, unikajmy infantylizacji Mszy św., zmian w liturgii, działań służących tylko temu, by zabawić dzieci, nie przesadzajmy z ilością pomocy dydaktycznych. Homilia dla dzieci wymaga przygotowania, kosztuje wiele wysiłku, ale też nie wszystko się na nią nadaje – to jest misterium, akt liturgiczny. Na więcej można sobie pozwolić np. na katechezie, przed Mszą św. lub po niej.

Nic ponad słowo Boże

Ks. dr hab. Hubert Łysy, homiletyk, wykładowca na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, proboszcz parafii we Wrzoskach

– W dobie rozwiniętych środków przekazu jak najbardziej trzeba stosować obrazowość słowną, wszelkie wizualizacje, audiowizualizacje. Warunek: one muszą być w służbie treści. Słowo Boże musi być zawsze nad formą przekazu. Jest ogromna pokusa, aby tylko „zabawić” dziecko, koncentrując na sobie jego uwagę, zdobywając popularność. Jest wesoło, „fajnie”, zabawnie – ale nie o to chodzi. Naszym zadaniem jest, by delikatnie „zabawiając” formą – zbawiać. Trzeba też umiaru, roztropności i wyczucia, by nie przekraczać pewnych granic. Wyznaczają je szacunek dla misterium słowa głoszonego i sprawowanej liturgii, zachowanie osobowego charakteru spotkania z Bogiem oraz różnicy pomiędzy kościołem – miejscem świętym a kabaretem – miejscem rozrywki. Za bp. Antonim Długoszem powtórzę: „Homilia musi być wierna Bogu i człowiekowi”.

TAGI: