Budzik w komórce

Marcin Jakimowicz

GN 39/2013 |

publikacja 26.09.2013 00:15

Jest prosty jak schemat linii warszawskiego metra. I, co najważniejsze, sprawdza się w praniu: budzi „niedzielnych” katolików z letargu.

Na nieustanną wieczystą adorację, która trwa przez  24 godziny pięć dni w tygodniu, zapisało się w Niskowej aż 200 parafian.Na zdjęciu proboszcz ks. Jerzy Janeczek Grzegorz BroŻek /GN Na nieustanną wieczystą adorację, która trwa przez 24 godziny pięć dni w tygodniu, zapisało się w Niskowej aż 200 parafian.Na zdjęciu proboszcz ks. Jerzy Janeczek

Katolicy też mają swoją sieć komórkową. Włosi kupili licencję od Amerykanów, a nowe technologiczne rozwiązanie zaczyna również kiełkować nad Wisłą.

Średnia polska parafia. Kilka tysięcy wiernych. Na niedzielnej Mszy zjawia się od 28 proc. (diecezja sosnowiecka) do 69 proc. (diecezja tarnowska) parafian. W jaki sposób proboszcz ma dotrzeć do tych, którzy omijają świątynie szerokim łukiem albo zaglądają do nich tylko w czasie najważniejszych sakramentów: „popiołkowania” i święcenia pokarmów? Króciutkie odwiedziny kolędowe nie wystarczają. Na II Kongresie Nowej Ewangelizacji gorąco dyskutowano o systemie komórek parafialnych, dzięki któremu świeccy skutecznie docierają do świeckich i zapraszają ich do animowania życia parafii.

To struktura małych grupek prowadzonych przez liderów. Spotykają się co tydzień w domach na wspólnej modlitwie uwielbienia, czytaniu Pisma Świętego i rozważaniu konferencji nagranej uprzednio przez proboszcza.

Mnożenie przez dzielenie

– Gdy zostałem duszpasterzem akademickim u św. Anny, zastałem w kościele… jedną studentkę. A to centralny ośrodek Krakowa! – opowiada ks. Jacek Stryczek, twórca programów społecznych: Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości, prezes Stowarzyszenia WIOSNA – Podjąłem 99 prób ściągnięcia do kościoła młodych i wszystkie przegrałem. Dopiero 100. przyniosła owoce. Skorzystałem z systemu „komórek parafialnych”. To działa jak w biologii: komórki, aby żyć, muszą się mnożyć. Połączyliśmy pracę w grupach z formacją. I takie cotygodniowe spotkania w grupach wypaliły.

– „Wychodzenie do ludzi”, o które apeluje papież Franciszek, musi być zrobione mądrze. Przerobiłem różne etapy szukania sposobu na nową ewangelizację – wspomina o. Rafał Kogut, franciszkanin pracujący w Cieszynie – Gdy byłem proboszczem w Bytomiu, dwukrotnie chodziłem od domu do domu. Okazją do głoszenia Dobrej Nowiny były też odwiedziny duszpasterskie. Chodzili ze mną świeccy. Ja głosiłem słowo Boże i błogosławiłem, oni mówili świadectwa. Wychodzenie na zewnątrz jest konieczne, ale po latach rozeznałem, że najlepiej sprawdza się jednak w praniu metoda komórek parafialnych. Jej istotą jest ewangelizacja środowiska. A najbliższe środowisko człowieka to rodzina, przyjaciele, miejsce zamieszkania i miejsce pracy. Komórka parafialna to grupa do 14 osób. Co tydzień jest modlitwa, nauczanie. Ewangelizuje się w ciekawy sposób; poszczególna osoba znajduje kogoś z najbliższego otoczenia, kto nie wierzy w Boga. I teraz – uwaga! – nie podchodzi od razu z gadką o Jezusie. Nie! Najpierw modli się za tę osobę. W drugim etapie zaczyna jej bezinteresownie pomagać, służyć. I dopiero na końcu, gdy ta osoba pyta: „Dlaczego to robisz?”, zaczyna głosić Ewangelię. Takie komórki dzielą się na mniejsze grupy. Gdy powstaje ich więcej, proboszcz nie jest w stanie być na wszystkich spotkaniach. I co robi? Nagrywa co tydzień nauczanie, a ludzie odsłuchują je na swych wspólnotowych spotkaniach.

Jak to się robi w Ameryce?

Gdy w 1956 roku włoski ks. Piergiorgio (w skrócie PiGi) Perini przyjął święcenia kapłańskie, parafialna rzeczywistość była – jak sam wspomina – „idealna”. Duszpasterska sielanka: pełne kościoły, pełne ręce roboty. Minęło 30 lat, a wiernych stopniowo wywiewało z kościoła. Została grupka około 400 parafian, którzy wprawdzie wiernie przychodzili na niedzielne Msze, ale – jak zauważył ks. Perini – dyskretnie ziewali i spoglądali zniecierpliwieni na zegarek.

Cóż z tego, że ks. PiGi został proboszczem parafii św. Eustorgiusza w centrum Mediolanu, która została utworzona już w 350 roku, a zwiedzający ją turyści cmokali z zachwytu nad pięknymi freskami, bezcennymi rzeźbami i płótnami mistrzów? Parafia jako wspólnota pogrążała się w letargu. Jak duszpastersko obudzić tych kilkuset ludzi, którzy gromadzą się na sześciu niedzielnych Mszach? – zastanawiał się proboszcz.

I wówczas wpadł mu w ręce artykuł „Parafia w ogniu” opisujący przemianę, jaka dokonała się w jednej z amerykańskich parafii. Dziennikarz pisał o nowym systemie komórkowym, który zdał duszpasterski egzamin. Ks. Perini nie zwlekał. Chciał na własne oczy zobaczyć ewangelizacyjny budzik przerabiający leniwych katolików w świadków wiary. Kupił bilet i ruszył za ocean. Do katolickiej parafii św. Bonifacego w Pembroke Pines na Florydzie. Był rok 1986. Inter Mediolan zajmował w Serii A trzecie miejsce za Napoli i Juventusem.

A ksiądz jest nawrócony?

Wysłannik parafii, który wyjechał po Włocha na lotnisko, w prawdziwie amerykańskim stylu rzucił bezpardonowo: „Czy ksiądz żyje Chrystusem? Czy ksiądz jest już nawrócony?”, wprowadzając szanowanego mediolańskiego „farorza” w lekki popłoch. – To pytanie – przyznał później ks. Perini – naprawdę mną wstrząsnęło. Okazało się, że można uczestniczyć w życiu Kościoła i jednocześnie… być daleko od Boga.

W listopadzie 1986 r. po powrocie do miasta Interu i Milanu pełen entuzjazmu proboszcz przedstawił pomysł grupie 200 parafian. – Mechanizm działania komórek jest prosty i opiera się na mocnej podstawie modlitwy – usłyszeli w czasie homilii parafianie. – Członkowie jednej komórki spotykać się będą na cotygodniowej wspólnej modlitwie i zobowiążą się do wzajemnego wspierania zarówno w wymiarze moralnym, jak i materialnym. Chodzi o to – przekonywał ks. PiGi – byście prowadzili ewangelizację w waszych środowiskach, docierali do ludzi, których spotykacie na co dzień: lekarze do lekarzy, hydraulicy do hydraulików. System ewangelizacji, który wam proponuję, obejmuje cztery grupy: rodzinę, środowisko pracy, przyjaciół i sąsiadów.

– Oczywiście na początku nie obyło się bez drwin. Ludzie mówili: „Ojciec PiGi oszalał”. Może dlatego, że po powrocie ze Stanów opowiadałem o ewangelizacji z entuzjazmem, którego wcześniej nie znali? – wspomina ks. Perini. – Punktem wyjścia dla reformy parafii uczyniłem mocny i pewny fundament: wieczystą adorację Najświętszego Sakramentu.

W 1987 r. miejscowy AC Milan wygrał Serię A, a w parafii Eustorgiusza powstały pierwsze cztery komórki. Modliły się w nich wówczas 42 osoby. Miesiąc po miesiącu wyrastały nowe wspólnoty. Dziś parafia liczy ponad 300 komórek i jest niekwestionowanym liderem rozwoju tej duszpasterskiej metody (na całym świecie istnieje ponad 60 tys. takich wspólnot, a ich liczba wciąż rośnie).

Nocny dyżur

Niskowa niedaleko Nowego Sącza. Przez media okrzyknięta „charyzmatycznym centrum Sądecczyzny” (byłem tam w czasie tegorocznego czuwania na Zesłanie Ducha Świętego – do kościoła św. Stanisława Kostki nie można było wcisnąć szpilki, a mnóstwo ludzi siedziało na posadzce). Na niedzielne Msze przychodzi około 700 osób (mniej więcej połowa parafian). Na wieczystą adorację Najświętszego Sakramentu, która trwa przez 24 godziny pięć dni w tygodniu, zapisało się… aż 200 z nich! Zobowiązali się adorować Jezusa przez godzinę tygodniowo. Chętnie zapisują się również na nocną wartę. Nie ma ani godziny przerwy.

– Rozpoczęliśmy, jak sugerował ks. Perini, od wieczystej adoracji. System komórkowy musi być oparty na adorowaniu Jezusa. Jeśli ten ogień wygaśnie, padnie cała konstrukcja – wyjaśnia ks. Jerzy Janeczek, proboszcz parafii. – Skąd taki duszpasterski sukces? To 5 lat ciężkiej pracy. Zdarzały się płomienne rekolekcje o adoracji, po których ludzie wychodzili z kościoła i… nie zapisywała się ani jedna osoba. (śmiech) Byłem jednak uparty. Nie załamałem się. Nieustannie mówiłem o sile płynącej z adorowania Jezusa. Zapraszałem wielu świadków. Wszystko zaczęło się przed czterema laty, gdy rzuciłem hasło do całodziennej czwartkowej adoracji. Od 8 do 23. Po roku, gdy pomysł wypalił, pomyślałem: „A może przedłużymy to czuwanie o noc? Czy ktokolwiek przyjdzie? Kto weźmie dyżur od 2 do 3 w nocy czy o bladym świcie?”. Okazało się, że zgłosili się chętni. Dziś, po czterech latach, adorujemy Jezusa non stop przez pięć dni w tygodniu. Aż 99 proc. z tych ludzi to moi parafianie! Przekrój wieku? Od młodych po emerytów. Największa grupa to ludzie w średnim wieku (25–60 lat). System komórek pomaga parafii w staniu się wspólnotą wspólnot, dzięki świeckim pozwala dotrzeć do tych, którzy na zaproszenie księdza do parafii by nie przyszli. Proboszcz nie musi być menedżerem, nie musi znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Najważniejsze pytanie brzmi: czy polskie parafie trzeba zasilać ewangelizacyjnie pomocą z zewnątrz (np. zapraszając ruchy, wspólnoty), czy mają one w sobie niewykorzystany potencjał, siłę? Myślę, że prawdziwa jest druga odpowiedź. Pamiętajmy, że system komórkowy nie uzdrowi parafii z dnia na dzień. To projekt długofalowy. Wiem, co mówię, aż trzykrotnie byłem w parafii w Mediolanie... Istotą komórek jest nieustanne wychodzenie na zewnątrz, szukanie nowych członków. Gdy grupa rozrasta się, dzieli się ją na dwie komórki, a nową wspólnotą zaczyna kierować dotychczasowy wicelider. To działa. Pod jednym warunkiem: że w ludziach nie ostygnie ewangelizacyjny zapał.

To ważna podpowiedź. Wiele wspólnot nad Wisłą (np. Domowy Kościół) po latach zaczyna kisić się we własnym sosie. Nie zapraszają nowych osób na spotkania i zaczynają przekształcać się w towarzystwa wzajemnej adoracji. Podstawowym celem komórki jest rozmnażanie poprzez podział. Komórka jest otwarta, jej wektory skierowane są nie tylko do wewnątrz, ale także na zewnątrz. Nazwa „ewangelizacja komórkowa” – oikos evangelism – to określenie zaczerpnięte z anatomii. Komórka ludzka dzieli się i mnoży, by dawać życie innym komórkom. Takie założenie mają komórki ewangelizacyjne – dzielić się Chrystusem z innymi i wzrastać.

Jak to działa?

Komórkę tworzą osoby świeckie spotykające się na cotygodniowych spotkaniach formacyjnych, na których modlą się, dzielą doświadczeniem wiary i ewangelizacji w swoim środowisku. Ich liderzy to osoby znane proboszczowi, parafianie, do których ma zaufanie. Osoby te przechodzą kurs liderów, podczas którego uczą się, jak ewangelizować i prowadzić spotkania w grupie.

Jak wygląda takie spotkanie? Rozpoczyna się śpiewająco. Od szczerej modlitwy uwielbienia. – Modlimy się z radością, ponieważ radość i entuzjazm są ważniejsze od pięknego głosu, resztę zostawiamy działaniu Boga – przypomina ks. PiGi. Potem następuje czas świadectw. Ludzie opowiadają krótko o tym, co wydarzyło się w trakcie minionego tygodnia. Dzielą się tym, co uczynił dla nich Bóg i w jakich sytuacjach rozpoznali dotyk Jego miłości. Potem wszyscy odsłuchują uprzednio zarejestrowanego nauczania proboszcza. Taka konferencja trwa około 15 minut. Następnie przez kwadrans „komórkowcy” opowiadają o tym, w jaki sposób to słowo w nich rezonowało. Lider czuwa, by rozważanie takie nie zmieniło się w zaciętą dyskusję. Po krótkich „ogłoszeniach parafialnych” następuje modlitwa wstawiennicza (w intencjach otrzymanych od wspólnoty parafialnej i wnoszonych przez członków komórki), a następnie ufna modlitwa o uzdrowienie. Spotkanie kończy modlitwa „Ojcze nasz”.

Członkowie komórek spotykają się na niedzielnej Mszy św. (w parafii mediolańskiej od lat pieczołowicie przygotowują jej piękną oprawę).

– Ten model naprawdę się sprawdza – podsumowuje o. Rafał Kogut. – Dlaczego? Bo jest adresowany do konkretnej osoby. Nie nawracasz Bytomia czy Warszawy – szukasz pojedynczej osoby. A to zawsze działa…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.