Odpusty skończone

Krzysztof Kozłowski; Posłaniec Warmiński 38/2013

publikacja 01.10.2013 05:10

To niezwykłe miejsce, otoczone lasami. We wsi na górce stoi kościół, którego historia związana jest z nieustającą męką Pańską.

Sanktuarium Męki Pańskiej, dziś nieco już zapomniane, dawniej gościło wielu pielgrzymów, a w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego dziesiątki wiernych klęczało przed krzyżem, który przed 300 laty znieważyli pijani młodzieńcy.

Odpusty skończone   Krzysztof Kozłowski /GN

Kapliczki znieważenia

Był rok 1713. Święta Bożego Narodzenia. Kilku młodych mężczyzn spędziło ten czas na pijaństwie i rozpuście. – Jak mówią znalezione przeze mnie opisy tego wydarzenia, udali się na poszukiwanie grajka, który umiliłby im czas. Idąc, ujrzeli w Międzylesiu krzyż wiszący na drzewie. Zdjęli go i zabrali do karczmy – mówi ks. Roman Kramek, proboszcz parafii w Orzechowie, której kościołem filialnym jest kościół w Międzylesiu. – Najprawdopodobniej ta karczma była tu, naprzeciw kościoła – wskazuje na budynek sołtys wsi Krzysztof Piórkowski. – Tam tańczyli z tym krzyżem, dawali dziewczętom do całowania, wypowiadając różne obraźliwe słowa. Kazali tańczyć wobec krzyża. Nastąpiła profanacja wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego. O tym dowiedzieli się ludzie, dowiedział się również ówczesny biskup warmiński Teodor Potocki – mówi ks. Roman. Biskup wezwał ich przed sąd, który skazał młodzieńców na karę śmierci, natomiast karczmarzowi nakazał zapłacić 1000 grzywien kary i na własny koszt, na miejscu profanacji, wybudować kapliczkę. Właśnie w niej umieszczono znieważony krucyfiks, aby mogli go adorować mieszkańcy wsi. Jak głoszą podania, kiedy skazanych prowadzono z Międzylesia do Dobrego Miasta, gdzie miała nastąpić egzekucja, byli chłostani, upadali na ziemię. W miejscach ich upadków postawiono kapliczki, które miały przypominać kolejnym pokoleniom ten haniebny czyn. Z powodu licznych pielgrzymek bp Potocki zdecydował, że w Międzylesiu zostanie wybudowany kościół. W latach 1752–1753 wzniesiono świątynię pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, którą konsekrował 3 września 1755 roku bp Ignacy Krasicki. W ołtarzu głównym umieszczono znieważony krzyż z Chrystusem Ukrzyżowanym, a kościół podniesiono do rangi sanktuarium Męki Pańskiej. W święto Znalezienia Krzyża Świętego, Podwyższenia Krzyża Świętego, na Zesłanie Ducha Świętego, wspomnienie św. Jakuba, św. Jana Chrzciciela i Archaniołów do Międzylesia na odpusty przychodziły liczne pielgrzymki pokutne. Tak było dawniej. A dziś? – Mówię, że to jest sanktuarium zagubione wśród lasów. Bo wszędzie, gdzie człowiek spojrzy, są lasy. To zapomniane sanktuarium – wyznaje ze smutkiem ks. Roman.

Tylko jeden odpust

Na temat sanktuarium trudno jest znaleźć jakiekolwiek opracowanie. – Coś znalazłem, ale w języku niemieckim. Muszę to przetłumaczyć. Ale to dane ogólne, jakie jest wyposażenie kościoła – mówi ks. Kramek. We wsi najstarszą mieszkanką jest Gertruda Hul. Mieszka tuż obok kościoła, po przeciwnej stronie drogi. Urodziła się w Międzylesiu, tu przeżyła wojnę, dorastała. Przez wiele lat opiekowała się kościołem. – Mieszkam tu od urodzenia. Mam 82 lata. Tu wszystko się zmieniło. Ja się tylko dziwię, że tak mało ludzi przychodzi do kościoła. Kiedyś był zawsze pełny. I dzieci, i młodzież. A dziś? Już nie potrzebują wiary. Za dużo bogactwa mają. Biedy nie znają. Nie mogę tego pojąć. Przeżyłam biedę, wojnę i wiem, jak to jest. Brat zginął na wojnie. Siostrę zabrali Ruski, kiedy weszli do wsi. Miała 18 lat. Nigdy nie wróciła... A bez wiary... – mówi pani Gertruda. Wspomina czas wojny, kiedy wypędzono księdza. Później musiał odprawiać Msze św. w domu. – Kiedy przyszli tu Rosjanie, z zakrystii zrobili stajnię. Trzymali w niej konie. Było brudno, ale jak odeszli, wyczyściliśmy wszystko. Stolarz zrobił nowe okno i wstawił za ołtarzem. Przez to okno wleciał pocisk, ale nie wybuchł – opowiada. Wspomina odpusty, kiedy do sanktuarium przychodziło wielu pielgrzymów. Najlepiej wspomina grupę z Piotraszewa przychodzącą na wspomnienie św. Jana Chrzciciela, z którą szła orkiestra dęta. Później grała ona również i na Mszy św. – Teraz został tylko jeden odpust. A inne są skończone... – zawiesza głos.

Upadłe krzyże

Przy wejściu głównym do świątyni znajduje się kaplica z figurą św. Heleny. Święta trzyma w dłoni niewielki krzyż. – Ruski wywalili św. Helenę z kapliczki. Ona leżała tu, za szosą – pani Gertruda na chwilę wstaje i pokazuje miejsce, w którym leżała figura. – Odłamała się jej ręka, w której trzymała krzyż. Ale był duży. Tę rękę zrobił pan Bruzda. Dał jej do ręki mały krzyż. Ale nie jest, jak było dawniej – wspomina. Pamięta również, że kiedyś w parafii była drzazga z krzyża, na którym ukrzyżowano Jezusa. – To było pokazywane zawsze podczas odpustów. Ludzie całowali relikwie. Ale po wojnie okradli kościół. Łobuzy stąd. Poszłam przed samą Wielkanocą po alby, żeby je wyprać. A tu dziwnie drzwi połamane. Nie znaleźli złodziei. Ksiądz się niby dowiedział, kto to zrobił, ale nic z tego nie wyszło. A zabrali jeszcze kielich i patenę, i puszkę. Została tylko monstrancja – wymienia pani Hul. – Najbardziej żal tej drzazgi z krzyża Jezusa… – dodaje po chwili. Pani Gertruda przez 26 lat opiekowała się świątynią. – Już jako dziecko często zaglądałam do kościoła, pomagałam. Musiałam tam być. Dziś już nie daję rady. Zdrowie nie pozwala – mówi. Teraz kościołem zajmuje się Regina Cybulska. Jak mówi, stało się to przypadkiem, kiedy proboszczem był ks. Jakub Kurzeja. – On tu był proboszczem przez prawie 50 lat, dał nam klucze. No, i cóż… Nie można zostawić takiego ładnego kościółka, by był sam. Człowiek się stara, jak może. Robię, co potrzeba. Trzeba wyprać obrusy, kwiaty zmienić, pomóc w zakrystii. To jest nasz kościół, wielka radość – mówi pani Regina.

Chwali proboszcza, że się angażuje, wychodzi do ludzi. Stara się coś zrobić przy kościele. – Wiadomo, że on gospodarz. Ale ludzie nie bardzo wiedzą, że mają tu sanktuarium. Słaba jest znajomość wiary. Dlatego tak mało się starają. Do Komunii mało chodzą. To tak samo, jakby na wesele poszedł, a nie jadłby nic. To jest to samo – uśmiecha się. – Cóż więcej mogę powiedzieć? I choć w niedzielę zbyt wiele osób nie chodzi do kościoła, ludzie są tu pomocni – uważa. – Wystarczy ich zmobilizować. Uporządkowaliśmy cmentarz za kościołem, zrobiliśmy ogrodzenie, ścięliśmy drzewa, pomalowaliśmy ławki. Ludzie przychodzą do pracy, pomagają – mówi sołtys Krzysztof Piórkowski.

Świat się zmienił

Jak wskazują opracowania, od 1945 roku nie były prowadzone w kościele żadne prace konserwatorskie. – Świątynia jest więc zniszczona przez upływający czas. Wymaga ogromnych inwestycji. Ostatnio udało nam się odnowić kilka rzeczy. Nie było światła. Zrobiliśmy je. Proszę spojrzeć. Ołtarz, organy, ściany – ks. Roman wskazuje na poszarzałe malowidła. – Wszystko jest do renowacji. Tylko dzięki zaangażowanym rodzinom ten kościół żyje. Chciałbym podziękować państwu Cybulskim, Piórkowskim, pani Ani Wołoszyn i państwu Lubkiewiczom – podkreśla. W zeszłym roku udało się opisać wszystkie zabytki ruchome i nieruchome należące do kościoła. – Chcielibyśmy coś zrobić, zdobyć pieniądze. Ale praktycznie wszędzie mamy ten sam problem, wymagają od nas wkładu własnego. A przy tak dużych inwestycjach to są sumy dla nas nieosiągalne – mówi ks. Roman. Kiedy poznaje się historię sanktuarium Męki Pańskiej w Międzylesiu, nie sposób zapomnieć, że jego początkiem była profanacja krzyża. Potem Rosjanie odłamali rękę św. Heleny, w której trzymała krzyż – leżał ściskany drewnianymi palcami koło drogi, nikt go nie podniósł, zaginął. Później ktoś ukradł relikwie Krzyża Świętego. – Tą taką współczesną profanacją jest profanacja niedzieli. Po prostu niedziela stała się zwykłym dniem. Ludzie pracują. To kiedyś inaczej było. Nikt w niedzielę w pole nie wyszedł... Świat się zmienił – mówi pani Gertruda.•

TAGI: