Gołębia ewangelizacja

Karina Grytz-Jurkowska; GN 37/2013 Opole

publikacja 23.09.2013 06:00

- Gołąb to klucz do niejednego serca - mówi ks. Józef Żyłka, kapelan hodowców tych ptaków, nomen omen posługujący na co dzień w parafii Klucz.

Na półce kapelana hodowców gołębi nie brak pucharów i figurek  św. Franciszka Karina Grytz-Jurkowska /GN Na półce kapelana hodowców gołębi nie brak pucharów i figurek św. Franciszka

Hodowcą gołębi został jako młody chłopak, potem zdobył uprawnienia sędziowskie. W tym czasie przyjął też święcenia kapłańskie. Dziś rozpoznawalny i ceniony zarówno jako ksiądz, jak i hodowca.

Miłość na całe życie

Zaczęło się od... świnki, na którą zachorował mały Józef. Nie mogąc wyjść z domu, patrzył przez okno na grających w piłkę chłopaków. Gdy na parapet przyfrunął biały gołąb, chłopiec zaczął go obserwować. Kiedy ojciec Józefa wrócił z pracy, złapał ptaka do skrzynki i tak narodziła się pasja. Oddając gołębia sąsiadowi, który okazał się jego właścicielem, mały Józef miał łzy w oczach. Wkrótce jednak złapał innego gołębia, z uszkodzoną nóżką, wyleczył go, zbudował gołębnik, a od wujka dostał samicę do pary. Zaczęła się hodowla. Nie zrezygnował z gołębi nawet podczas pobytu w seminarium, gdzie przed prefektem zdradziło go gruchanie spod łóżka.

– Do każdej społeczności, do której się wchodzi, trzeba wnieść coś swojego. Kiedy wstąpiłem do związku hodowców gołębi, wszedłem do tej hierarchii, zauważyłem, że ta organizacja zrzesza ponad 40 tys. osób, głównie chłopów, ale nie ma żadnego kierownictwa duchowego. Byli jak owce bez pasterza. Pomyślałem, że może tutaj jest moja najważniejsza rola – jako księdza, a nie tytuły mistrzowskie – opowiada ks. Józef Żyłka. Dziś o gołębiach wie niemal wszystko i potrafi o nich opowiadać godzinami. O ich rodzajach, że na dzień zjadają łyżkę stołową różnego ziarna, że nie robią szkody, bo zjadają tylko leżące na ziemi ziarno, że wolą nasiona lebiody, wyki, więc oczyszczają pola. Jego gołębie odnosiły zwycięstwa, reprezentowały kraj np. w Kapsztadzie, w RPA, w 2001 roku jego samica była najpiękniejsza w Polsce. Wydał książkę, która rozeszła się niemal natychmiast. Ma zaproszenia z całej Polski, a kiedy zawaliła się hala w Katowicach, był na pogrzebach wielu ofiar.

Pod sztandarem św. Franciszka

Kiedy w latach 80. pojechał z pielgrzymką do Włoch, zobaczył w Asyżu figurę św. Franciszka z żywymi gołębiami. Zainspirowało go to do obrania świętego za patrona hodowców. Z tym świętym kojarzą się też idee dobra i pokoju, miłości do przyrody, czyli przymiotów, które powinien mieć każdy hodowca. A gołąb w Biblii jest zawsze pozytywny, dobry, posłuszny. – To trafiło do ludzi, spodobało się – tego brakowało. Dziś mamy różne idee ochrony świata, zwierząt, ruchy ekologiczne, a wystarczy odkurzyć to, co robił św. Franciszek w XII–XIII w. – jego myśli, nauczanie na temat braci mniejszych – tłumaczy ks. Żyłka. Jego dumą i radością jest stworzenie duszpasterstwa i ogromna liczba sztandarów łopoczących podczas pielgrzymki na Górze Świętej Anny.

Zupełnie inaczej jest też, gdy któryś z hodowców umrze i na pogrzeb idzie delegacja. Kiedy ich sztandar pochyli się nad mogiłą, to więcej niż słowa, to też pamięć o byłych hodowcach. A dla tych, którzy stoją nad grobem, to czas zadumy i najlepsze rekolekcje. – Nie jestem w stanie dotrzeć wszędzie, gdzie powinienem być, bo musiałbym się zwolnić z parafii, a posługa w niej jest priorytetem. Większość uroczystości odbywa się w sobotę lub niedzielę i aż mi szkoda, bo pojawienie się tam księdza to duchowe ubogacenie, np. poprzez rozpoczęcie liturgią Mszy św., wygłoszenie kazania – przyznaje kapelan hodowców.

Przez gołębie do Boga

Roboty jest więc wiele. Obecnie rozpoczęcie sezonu lotowego na Opolszczyźnie zaczyna się zawsze w Niedzielę Palmową w Kluczu, z błogosławieństwem gołębi, a podsumowania i większe spotkania w trakcie sezonu nie obędą się bez uroczystej Mszy św. – Żałuję, jeśli zaraz po niej muszę wyjeżdżać, bo dopiero wtedy jest okazja, żeby porozmawiać, podyskutować. Zdarza się, że po kazaniu hodowcy podchodzą do mnie i nawiązują do niego. Mam ogromny niedosyt takiego męskiego duszpasterstwa, za mało czasu poświęca się tym aktywnym grupom – żałuje ks. Józef. Ludzie posiadający pasję są zwykle aktywni, ciekawi świata, bardziej otwarci. Hobby wyrabia obowiązkowość i wymaga odpowiedzialności. To można wykorzystać w ewangelizacji. Jednak by dotrzeć do ludzi, trzeba mówić ich językiem. Czasem proste porównanie bardziej zapada w pamięć i trafia niż godziny tłumaczenia.

– Kiedyś zapytał mnie chłop, po co ma chodzić do kościoła. No to mu mówię: „Hodujesz gołębie. Ale po co jesteś w związku hodowców? Przecież mógłbyś sam je wywozić i lotować jako niezrzeszony. A jak jesteś w związku, chodzisz na spotkania, czytasz gazetki, to coś więcej wiesz, jesteś bardziej zaangażowany, wiesz, co się wokół dzieje na bieżąco, jest ten kontakt. Gdybyś był tak zaangażowany w Kościele, to byś wiedział, po co masz tam chodzić, a jak tylko wierzysz, że Pan Bóg istnieje, to tak jakbyś był poza związkiem”. Trafiło i dało do myślenia – uśmiecha się kapłan. Diagnozuje, że potrzeby są ogromne, wskazując, że warto, by był ksiądz, który zajmowałby się teraz tym tak licznie reprezentowanym środowiskiem w pełnym wymiarze. Podobnie ma się z wędkarzami, myśliwymi.

Potrzeba misji

– Parę lat temu zorganizowałem taką pielgrzymko-wycieczkę do Włoch. Mieliśmy odwiedzić kilka sanktuariów, a potem tamtejszych hodowców. Nazbierał się pełny autobus, z całej Polski. Kiedy wsiadłem, mówię: „To najpierw się pomodlimy różańcem, tak na dobry początek”. A za chwilę z tyłu słyszę: „Co ten ksiądz za wierszyki mówi?” – Ktoś nawet nie wiedział, że to jest modlitwa. Po trzech dniach, gdy był wybór, czy jeszcze dzień poświęcamy na pielgrzymkę, czy już jedziemy do hodowców, wybrali to pierwsze – opowiada ks. Żyłka. Wielu ludzi dzięki tym pielgrzymkom, Mszom świętym i rozmowom zmieniło swoje życie, poznali Boga i Kościół. Niektórzy wcześniej nie mieli z nim nic wspólnego, tylko gołębie były punktem stycznym. 

Na spotkaniach są też ewangelicy, Świadkowie Jehowy, niewierzący, ale i oni chętnie słuchają księdza Żyłki. – Cenią, że usłyszą coś fachowego o hodowli gołębi, a ja mam w ten sposób możliwość oddziaływania na nich. Polsce, Europie potrzebne są misje, takie od podstaw, jak w Afryce, bo jest pokolenie, które nie zna religii. Ich rodzice nie nauczyli, bo sami nie chodzili do kościoła. Część ludzi mieszkających tu nie zna Kościoła nie dlatego, że nie chcą, tylko nikt się nimi nie zainteresował, nie powiedział Dobrej Nowiny – wskazuje kapłan. Mówi, że często na spotkaniach hodowców gołębie są takim biletem wstępu, drogą, kluczem. Zaczynają rozmowę o gołębiach, sędziowaniu, a potem schodzi na tematy ewangeliczne.

– My często zamiast do nich dotrzeć, tylko gniewamy się na niewierzących. Zupełnie nie ta droga. Zapytajmy się, co zrobiliśmy dla tych, którzy do Kościoła nie chodzą, jak zachęciliśmy, jak próbowaliśmy ich zdobyć? Powinien sobie je zadawać każdy kapłan i każdy wierzący. Przede mną się otwierają i zaczynają mówić, np. jak wsadzimy gołębie przed lotami i czekamy na samochód. Jak ktoś wie, że jestem księdzem, schodzi na tematy parafialne. Ile wtedy wychodzi żalów, zadr, zniechęcenia – przyznaje ks. Józef.

Na śląskiej górze

Wkrótce, w pierwszą niedzielę października, odbędzie się 24. ogólnopolska pielgrzymka hodowców gołębi na Górę Świętej Anny. – To dla mnie ogromna radość, kiedy dzięki tej pasji ludzie zmieniają życie, odnajdują wiarę i drogę do Boga. Z biegiem lat widzę, że mój największy sukces to pielgrzymki na Górę Świętej Anny i to duszpasterstwo – przyznaje ks. Żyłka. Oczywiście trzeba być czynnym i starać się o wyniki, bo wtedy ma się większy posłuch i wiarygodność, ale nie to jest najistotniejsze. – Gdy popatrzymy, w kościele przeważnie jest znacznie więcej kobiet, a gdzie są mężczyźni? A na naszych spotkaniach jest 90 procent mężczyzn. Żeby oni się znaleźli w kościele, trzeba do nich dotrzeć.

Dziś kluczem dotarcia jest nie samo głoszenie Ewangelii z ambony, ale właśnie wspólne pasje, dzielenie z nimi czegoś, co oni cenią. Duszpasterstwa w konkretnych środowiskach, sportowców, strażaków czy np. hodowców, są niezwykle ważne – mówi ks. Józef. Dodaje, że obcowanie z gołębiami i startowanie w lotach uczy pokory i przegrywania, i pokoju, który wypływa z serca. – Nie będzie pokoju na świecie, jeśli nie będzie go w sercach ludzi. Gołąb nie płacze, nie krzyczy, zabijany nie wydaje dźwięku. Jedyne, co usłyszymy, to gruchanie, głos miłości, dobroci i pokoju. Trzeba mieć więc gołębie serce. Przyjmując sztandar, a więc i patronat św. Franciszka, przyjmujemy też jego przesłanie. Chcemy, by gołębie zaniosły je w świat, dlatego na Górze Świętej Anny wypuścimy je po błogosławieństwie – podsumowuje ks. Józef Żyłka.

TAGI: