Alfa na początek

Jacek Dziedzina

GN 37/2013 |

publikacja 12.09.2013 00:15

Jezus ciągle gdzieś ucztował – zaczął od Kany Galilejskiej, skończył na Ostatniej Wieczerzy. Uczestnicy kursu ALPHA też dobrze wiedzą, że przy wspólnym stole zaczynają się dziać prawdziwe cuda.

Kurs ALPHA dla studentów prowadzony przez akademicką wspólnotę „Woda Życia” przy parafii św. Jakuba w Warszawie. Justyna Kamińska Kurs ALPHA dla studentów prowadzony przez akademicką wspólnotę „Woda Życia” przy parafii św. Jakuba w Warszawie.

Sama nazwa ALPHA (czyt. Alfa) oznacza dosłownie pierwszą literę alfabetu greckiego – a zatem początek – ale równocześnie jest skrótem od pięciu angielskich słów: A – anyone can come (każdy może przyjść), L – learning and laughter (nauka i śmiech), P – pasta (z włoskiego: makaron, tutaj oznacza po prostu posiłek), H – help one another (pomoc jeden drugiemu), A – ask anything (pytaj o wszystko, nie ma głupich pytań). W kilkudziesięciu krajach już ponad 22 miliony osób wzięło udział w kursie. Jego owoce – mówią uczestnicy i prowadzący – przekonują, że sam Bóg pobłogosławił tę metodę. W jednym z wywiadów rekomendował ją m.in. ojciec Raniero Cantalamessa, kaznodzieja Domu Papieskiego: „Zaletą kursu ALPHA jest koncentracja na kerygmacie, przepowiadaniu. W pierwotnym Kościele było wyraźne rozgraniczenie między kerygmatem a katechezą. Kerygmat był zawsze na początku drogi wiary. Dlatego też kurs ten nie nazywa się Alfa i Omega. Bo to tylko początek”.

Francuzi czerpią od Anglików

Kurs ALPHA ma swoje źródła w anglikańskiej parafii Świętej Trójcy w Londynie. Początkowo był to program wprowadzający neofitów w wiarę chrześcijańską. W roku 1990 twórca kursu, anglikański pastor Nicky Gumbel, zdał sobie sprawę, że ALPHA ma możliwość przyciągnięcia szerszego audytorium i zaadaptował to narzędzie w taki sposób, by mogło być otwarte dla każdego, kto jest zainteresowany chrześcijaństwem. Z czasem owoce tej prostej w istocie, bo osadzonej w samej Ewangelii, metody stały się zauważalne dla innych. Nawet lewicowy dziennik „The Guardian” swego czasu z entuzjazmem opisywał to nowe na Wyspach zjawisko: „Kurs ALPHA przyciąga tysiące ludzi, bo oferuje rzadką w naszej świeckiej kulturze możliwość dyskusji nad najważniejszymi pytaniami – dotyczącymi sensu życia i śmierci”. A ludzie związani z Kościołem dodawali wprost: ALPHA przywróci do życia chrześcijaństwo w Wielkiej Brytanii. Kursem zainteresował się francuski katolik Marc de Leyritz. Przez 13 lat pracował w sektorze bankowym, m.in. w Nowym Jorku, Paryżu i Londynie. I właśnie w stolicy Wielkiej Brytanii w 1997 roku zetknął się z anglikańską parafią i kursem, który przyniósł w jego życiu wiele zmian. Najpierw zmienił pracę, uznając, że działalność bankiera inwestycyjnego była zbyt wciągająca.

Wrócił do Francji, gdzie wraz z żoną Florence sprowadził metodę kursu ALPHA. Francuskie małżeństwo zaadaptowało go do potrzeb i realiów Kościoła katolickiego. Dziś Marc de Leyritz śmieje się z tej dość ironicznej dla Francuzów sytuacji: „To było wielkie wyzwanie, ponieważ wszystko, co pochodzi z Anglii, traktowane jest przez Francuzów bardzo krytycznie”. Okazało się jednak, że nad Sekwaną ALPHA przyjęła się znakomicie, bo trafiła na podatny grunt. Dziś ok. 800 francuskich parafii prowadzi kurs, przez który co roku przechodzi ok. 15 tys. osób. Marc de Leyritz stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych we Francji i Europie liderów związanych z nową ewangelizacją. W roku 2012 wraz z żoną Florence byli audytorami na Synodzie Biskupów o Nowej Ewangelizacji. A we wrześniu br. będzie gościem II Ogólnopolskiego Kongresu Nowej Ewangelizacji w Warszawie. Napisał też książkę pod znaczącym tytułem „Zgadnij, kto przyjdzie na obiad? Odkryć Jezusa Chrystusa na kursie ALPHA”. W tej metodzie bowiem jednym z najważniejszych elementów jest nakryty stół i wspólny posiłek.

Zjeść po ludzku

„Jak człowiek usiądzie i zje coś dobrego, to od razu jest chętny do rozmowy” – w tej krótkiej wypowiedzi (zamieszczonej na stronie internetowej polskiej edycji ALPHA) ks. Antoni Miciak, duszpasterz akademicki w parafii NMP z Lourdes w Krakowie, trafnie scharakteryzował siłę, jaka tkwi we wspólnocie stołu, którą to siłę wykorzystuje właśnie kurs ALPHA. – Pan Jezus spotykał się z ludźmi przy stole. Ciągle gdzieś ucztował, zaczął od wesela w Kanie Galilejskiej, a skończył na Ostatniej Wieczerzy – mówi w rozmowie z GN ks. Sylwester Suchoń, proboszcz parafii św. Marcina w Ćwiklicach w województwie śląskim. W jego parafii odbyło się już 5 edycji kursu, w czterech pierwszych uczestniczyło ok. 60 osób, w ostatniej już 90. ALPHA jest skierowana przede wszystkim do osób niewierzących lub oddalonych od Kościoła, a mimo to chcących zaznajomić się z wiarą chrześcijańską, choć w kursach uczestniczą również – co częste zwłaszcza w polskich warunkach – osoby ochrzczone, ale przeżywające swoją wiarę w sposób mało pogłębiony. A wielu uczestników nigdy wcześniej nie było w kościele. W każdym razie trudno na dzień dobry bombardować ich wzniosłymi deklaracjami i poprawnymi teologicznie formułkami – idealnym rozwiązaniem jest zaproszenie tych ludzi do stołu i poznanie ich takich, jakimi są, z ich pytaniami, wątpliwościami, być może również oskarżeniami pod adresem Pana Boga i Kościoła. – Stół, posiłek zawsze rozwiązuje języki, sprawia, że rodzą się relacje. Przez pierwszych 45 minut na pierwszym spotkaniu ludzie się poznają, rozmawiają o swoich problemach, o tym, jak minął tydzień. Ze spotkania na spotkanie mają coraz więcej wspólnego, są coraz głębsze więzi, oni stają się sobie coraz bliżsi – mówi ks. Suchoń. W większości przypadków jest ponadto zupełnie przyziemny powód, dla którego spotkania zaczynają się od wieczornego posiłku – spora cześć uczestników przyjeżdża prosto z pracy, a zatem trudno zaczynać spotkanie od czegokolwiek innego niż obiadokolacja.

Leje deszcz

Kursy ALPHA odbywają się w różnych miejscach – w kościołach, na uniwersytetach, w kawiarniach, restauracjach, pubach, w domach. Spotkanie może być prowadzone przed południem, w porze obiadu, jednak zdecydowana większość odbywa się właśnie wieczorem. Przez 10 cotygodniowych wieczorów uczestnicy gromadzą się w grupach maksymalnie 12-osobowych. Jedna osoba jest animatorem, druga, która przynajmniej raz uczestniczyła w kursie, pomocnikiem – ich zadaniem jest traktować pozostałych jak swoich gości. Oni są gospodarzami i mają zrobić wszystko, żeby pozostali dobrze się czuli. Rolą gospodarza jest ułatwiać i prowadzić dyskusję, pozwolić każdemu wypowiedzieć się, ale też uszanować to, że ktoś nie chce zabierać głosu. Druga część spotkania, po posiłku, to wykład multimedialny: ktoś mówi świadectwo, wykłada pewne zagadnienia, czasem w trochę zabawnej formie. Potem jest spotkanie w grupach, w swobodnym dzieleniu się uczestnicy pogłębiają temat. Jeżeli starcza czasu, to po spotkaniu rozważa się fragmenty Pisma Świętego.

Nie ma tutaj, zwłaszcza na początku, sporów, ostrych dyskusji. Jeśli są pytania, a ktoś nie ma odwagi zadać ich głośno, to można wrzucić je do skrzynki i na następnym spotkaniu prowadzący próbują odpowiedzieć na nie. Podczas 10 cotygodniowych spotkań poruszane są prosto sformułowane tematy w kolejności: Kim jest Jezus? Dlaczego Jezus umarł? Skąd mieć pewność co do swej wiary? Dlaczego i jak się modlić? Dlaczego i jak czytać Biblię? W jaki sposób Bóg nas prowadzi? Jak sprzeciwiać się złu? Czy Bóg dzisiaj uzdrawia? Dlaczego i jak mówić innym o Jezusie? I temat ostatni: A co z Kościołem? Cały ten cykl jest przedzielony tzw. weekendem ALPHA – w połowie cyklu na jeden lub dwa dni uczestnicy wyjeżdżają razem do jakiegoś ośrodka rekolekcyjnego. Weekend jest poświęcony Duchowi Świętemu. – To jest przełom, ludzie doświadczają żywego Boga, Pan Bóg jakoś manifestuje swoją obecność – mówi ks. Sylwester Suchoń. Podczas takiego wyjazdu grupa modli się o wylanie darów Ducha Świętego i większość osób wtedy po raz pierwszy doświadcza żywego Kościoła. „Pojechaliśmy na weekend ALPHA, lał ogromny deszcz. Odprawialiśmy Mszę św. Deszcz dudnił po dachu. Nie słyszeliśmy słowa, ale w kościele panowała ogromna radość. Wszyscy tańczyli, ciemno zaczynało się robić na zewnątrz, musieliśmy już wyjeżdżać, ale nikt nie chciał z tego kościoła wyjść” – wspomina w świadectwie zamieszczonym na stronie polskiej edycji kursu o. Marian Gołąb OFMConv, były rektor franciszkańskiego seminarium duchownego w Krakowie, teraz odpowiedzialny za misję franciszkańską w Ugandzie.

To działa

Najlepszą rekomendacją kursu są świadectwa tych, którzy w nim uczestniczyli, nierzadko po kilka razy. – Przychodzą osoby, które były na dnie swojego życia, ktoś chciał popełnić samobójstwo i w dniu, w którym podjął tę decyzję, spotkał kogoś, kto zaprosił go na kurs ALPHA – wspomina ks. Suchoń. Sprawdza się nie tylko stół, wspólne posiłki, ale też nastawienie prowadzących, by uczestników najpierw zanurzyć w pięknie chrześcijaństwa, pomóc nawiązać osobistą relację z Chrystusem, a dopiero potem katechizować. To ważne zwłaszcza na polskim gruncie, gdzie wszystko zaczyna się najczęściej od katechezy – przy błędnym założeniu, że skoro mamy do czynienia z ochrzczonymi, to już nie trzeba ich ewangelizować. A tymczasem, jak mówi o. Cantalamessa, „katechizowanie ludzi, którzy nie poznali Jezusa w osobisty sposób, to jak sadzenie ziaren na betonie”. I dlatego kurs ALPHA jest tak skuteczny. Na przykład w parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza w Rybniku-Chwałowicach owocem kursu był chrzest dwóch dorosłych mężczyzn w czasie Wigilii Paschalnej. W II edycji uczestniczyło tu aż 170 osób. W innej parafii 35-letnia kobieta, która w wieku 5 lat wraz z rodzicami wstąpiła do Świadków Jehowy, po kursie ALPHA wróciła do Kościoła, niedawno wzięła też ślub kościelny. Pani Lidia z woj. śląskiego brała już udział w 4 edycjach ALPHA. – To dla mnie niezwykłe doświadczenie, widzę, jak Pan Bóg działa w życiu innych i w moim własnym – po kursie dopiero zaczęłam czytać Pismo Święte – mówi GN. Pan Roman, emerytowany inżynier, wspomina, że idąc na pierwsze spotkanie, nie bardzo wiedział, „w co się pakuje”.

– Po pierwszym wykładzie z telewizora uznałem nawet, że mój zasób wiedzy na temat Kościoła jest większy niż tego pastora, więc nic mi to nie daje – mówi ze śmiechem w rozmowie z GN. – Ale potem było drugie spotkanie. I kolejne. I już mnie wciągnęło. Uczestniczyłem w tych spotkaniach razem z żoną. Zmieniło to bardzo nasze relacje w domu, po latach wróciła wspólna modlitwa wieczorna, nawet nasze dzieci (mają już powyżej 25 lat) też to zauważyły, pytały, dlaczego, co się stało. Część uczestników kursu spotykałem wcześniej w kościele, ale to było takie anonimowe. Teraz, gdy widzę w kościele osoby, które ze mną były na ALPHA, to już jest inny uśmiech, inna modlitwa. Teraz nawet przyklęknięcie i modlitwa przy wejściu do kościoła jest dla mnie ważna. Wcześniej nie oddawałem czci Bogu. Po prostu wchodziłem do kościoła i szukałem od razu miejsca siedzącego. To tak, jakby ktoś przyszedł do pana do domu i nawet się z panem nie przywitał, tylko od razu usiadł. Na II edycję ALPHA też pójdę z żoną, wciągnę do tego znajomych – deklaruje pan Roman. Są kursy ALPHA organizowane tylko dla małżeństw, niedawno na Śląsku odbyło się 8 takich spotkań dla 15 par. Dwa małżeństwa przyznały później, że kurs dosłownie uratował ich związek.

Potem się zaczyna

Każdy cykl jest też ogromnym przedsięwzięciem nie tylko logistyczno-zaopatrzeniowym, ale również duchowym. Oprócz animatorów prowadzących jest tzw. grupa Marty, czyli tych, którzy przygotowują salę, nagłośnienie, rzutnik, stoły, nakrywają, gotują obiad. W jednej z parafii trzy pierwsze spotkania finansują prowadzący, a potem już włączają się uczestnicy, bo przygotowanie posiłków jednak kosztuje. Po którymś spotkaniu jest skarbonka, jak ktoś chce, może się dołożyć. W przypadku parafii jest łatwiej. Jeśli jednak spotkania odbywają się w restauracjach, wówczas ugoszczenie co tydzień kilkunastu osób wiąże się z kosztem kilku tysięcy złotych. To wszystko wpływa też na rodzenie się solidarności i odpowiedzialności za siebie. Nie tylko w wymiarze stołu. W tym czasie okazuje się, że ktoś zostaje... misjonarzem. Nie, niekoniecznie wyjeżdża do Ugandy, ale na przykład do sąsiedniej parafii. – Moje trzy parafianki dojeżdżały do innej miejscowości, pomagając w kursie – mówi ks. Suchoń. – Kościół jest przecież misyjny. I one były pod wrażeniem tego, jak Bóg się nimi posługuje. Tutaj też objawiają się nowe charyzmaty – dodaje. Oprócz grupy Marty jest też grupa Marii – to osoby, które idą do kaplicy w czasie spotkania i modlą się za uczestników. Uczestnicy po zakończonym kursie nie są pozostawieni sami sobie. – My po ostatniej edycji postanowiliśmy zawiązać wspólnotę. Im trzeba dać jeść, oni muszą dalej wzrastać, nie można ich zostawić – mówi ks. Suchoń. – Po kursie to się dopiero wszystko budzi. Ludzie mają wiele problemów, ksiądz musi mieć czas umawiać się z nimi na rozmowy. To wymaga zaangażowania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.