Czas pokazał, że było warto

ks. Zbigniew Niemirski; GN 36/2013 Radom

publikacja 13.09.2013 06:00

Nie chodzi o tegoroczne Rio, ale o Madryt sprzed dwóch lat.

 To spotkanie młodych w różnych częściach świata ma w sobie coś z tournée, gdzie wędrującym jest Jezus Chrystus, który zachwyca sobą i przyciąga młodych do siebie ks. Zbigniew Niemirski /GN To spotkanie młodych w różnych częściach świata ma w sobie coś z tournée, gdzie wędrującym jest Jezus Chrystus, który zachwyca sobą i przyciąga młodych do siebie

Pochodzący z Opoczna misjonarz Świętej Rodziny jest proboszczem na przedmieściach Madrytu. Dwa lata temu zapewnili gościnę 3 tysiącom młodych, którzy przyjechali na Światowe Dni Młodzieży. Wśród nich byli też uczestnicy z naszej diecezji. Czy było warto? Czy tamte dni przyniosły jakieś trwałe owoce? Pytam o to w kontekście niedawno zakończonych Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro, a także tych, które czekają nas w Polsce w 2016 r. – Madryt jest miastem bardzo zlaicyzowanym, co nie znaczy zateizowanym. Młodzi często podkreślają, że są ochrzczeni, choć z praktykami religijnymi jest u nich nieraz bardzo słabo – mówi ks. Wiktorowicz.

Przyjęcie takiej grupy młodych musiało zrodzić duże zaangażowanie. – Tak, ono było rzeczywiście wyjątkowe – mówi misjonarz i dodaje: – Robiliśmy dużo, by sprawą zainteresować – i to przyniosło efekty. Powstała duża grupa wolontariuszy, a resztę zrobili już nasi goście. Młodzi Hiszpanie zobaczyli, że wiara nie jest tylko sprawą ludzi starszych. I to jakoś zaskoczyło. Do dziś trwają nawiązane znajomości i przyjaźnie. Kontakty ułatwia świat internetu. A ponadto z grona naszych wolontariuszy powstała grupa, która dziś w parafii pełni funkcję katechistów przygotowujących dzieci i młodzież do sakramentów. Trzeba tu wyjaśnić, że w Hiszpanii katecheza jest w szkołach, ale przygotowanie do przyjęcia sakramentów, jak I Komunia św. i bierzmowanie, odbywa się w parafiach. Podobnie stało się i w wielu innych parafiach Madrytu. Wolontariusze w dużej liczbie zaangażowali się w kościelne ruchy i stowarzyszenia. Owszem, ten zapał czasem opada, ale przecież są znaki bardzo mocnych i trwałych nawróceń. Mam w parafii mężczyznę, który jest kierowcą ciężarówki. Do włączenia się w pracę wolontariuszy zachęcił go kolega, mimo że ten nie miał żadnego związku z parafią. Przyszedł, bo miał urlop… no i został. Dziś żyje parafią i jej sprawami, a sam opiekuje się ołtarzem Świętej Rodziny.