Batonik i wódka

Marcin Jakimowicz

Panie, uzdrów rabbiego, żebym mógł wreszcie napić się wódki!

Batonik i wódka

Siostra Halina Madej, która trafiła wczoraj na nasze wieczorne modlitewne spotkanie opowiadała o tym, że każdy dzień rozpoczyna od kawy z Jezusem. Żyje w Jego obecności więc rozmów z niebem nie ogranicza do klasztornej kaplicy. „Można spędzać z Jezusem czas jedząc np. batonik Mars” – rzuciła.

Pociekła mi ślinka. „Wsunąłbym takiego Marsa!” – pomyślałem, gdy usłyszałem o tych słodkich rozmowach z Najwyższym. To samo wypowiedziała po chwili moja żona. Minutę później podbiegły do nas dzieci, które przytargały od dziadka… torebkę małych batoników „Mars”. Zamurowało nas.

Momentalnie przypomniałem sobie znakomitą historię, którą wyszperałem w „Gogu i Magogu” Martina Bubera: Kiedy cadyk Jehudi z Przysuchy zachorował, jego chasydzi zarządzili miesięczny post od wszelkich napojów alkoholowych oraz modlitwę o jego wyzdrowienie. Jakiś wieśniak przyjechał do miasta i zaszedł do karczmy, żeby pokrzepić się szklaneczką wódki. Karczmarz wyjaśnił mu, że to dzień ścisłego postu i picie wódki jest absolutnie zabronione. Wieśniak udał się więc do synagogi i z całych swoich sił modlił się: „Panie, uzdrów świątobliwego rabbiego, żebym znów mógł napić się mojej wódki!”. Wkrótce potem rabbi poczuł się lepiej i rzekł: „Modlitwa tego wieśniaka była bardziej szczera od wszystkich waszych błagań i to jej zawdzięczam wyzdrowienie”.