publikacja 29.08.2013 00:15
Występując przeciw Kościołowi, prezydent Evo Morales uderza w większość mieszkańców Boliwii. Czy okażą się oni na tyle świadomi swej wiary, by obronić ją przed pogańskim populizmem?
MARTIN ALIPAZ /EPA/PAP
Evo Morales często przebiera się za indiańskiego wodza, jak 16 grudnia 2012 r. podczas uroczystości nad jeziorem Titicaca
Władze Boliwii chwalą się prywatną audiencją prezydenta Evo Moralesa u papieża, która ma się odbyć 6 września. Wydawać by się mogło, że to dobry sygnał dla boliwijskiego Kościoła. Jednak wiele posunięć przywódcy latynoamerykańskiego kraju każe powątpiewać w jego dobre intencje wobec tamtejszych katolików.
Biskupi mają klucze
– Zbliża się kampania wyborcza – zauważa o. Kasper Mariusz Kaproń, franciszkanin przebywający na misjach w Boliwii. – Morales zabiega też o głosy katolików i w ten sposób należy traktować jego wizytę u papieża. Prezydent ma o co walczyć. Katolicy stanowią aż 78 proc. mieszkańców tego kraju. Nie może więc występować przeciwko nim wprost. Ale równolegle do PR-owskich działań, takich jak uczestnictwo w Światowych Dniach Młodzieży, Morales stara się w swoim społeczeństwie podkopywać zaufanie do boliwijskiego Kościoła. Ostatnio władze osadziły w areszcie domowym franciszkanów opiekujących się sanktuarium w Copacabana.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.