Przestań być dzieckiem

Joanna M. Kociszewska

Chcesz Bożego świata? Mów o Bogu. Myśl o Bogu. Nie idź na łatwiznę. Przestań być dzieckiem.

Przestań być dzieckiem

Yes, yes, yes! Ten okrzyk wyrwał mi się na widok komentarza Szymona Hołowni: „Jezusofobia wierzących”. Posłuchajcie: „Mamy więc teraz w polskim Kościele do ‘załatwienia’ dwie pilne rzeczy. Pierwsza to Jezus Chrystus. Druga: Ewangelia.”

Nieco poważniej: być może patrzymy z Szymonem Hołownią z innych miejsc, ale nie mam poczucia, by katolików w Polsce nie interesował Jezus Chrystus. Jest wielu, którzy Nim żyją i o Nim mówią na co dzień. Ale też prawdą jest, że w naszym głoszeniu bardzo często dominują kwestie moralne. Tymczasem Ewangelia to Dobra Nowina o Bogu, który nas zbawił. Zwyciężył wszelkie zło, grzech i śmierć. Także – a może przede wszystkim – to, które nas ograniczało.

Chrześcijaństwo to nie jest wyczerpująca walka o życie. To nie jest chodzenie po oblodzonej linie między grzechem ciężkim a lekkim, na granicy perspektywy piekła. Chrześcijanin żyje z Bogiem na co dzień. Jeszcze nie w pełni, ale przecież już. Chrześcijanin jest wolny. Bo ku wolności wyswobodził nas Chrystus. Całe Prawo zawiera się w dwóch przykazaniach: miłości Boga i bliźniego. Kochaj i rób co chcesz.

To zdanie traktowane jest jak herezja. Zupełnie niepotrzebnie. Nie ma najmniejszego powodu, by chrześcijanie – wzorując się na świecie - nazywali miłością stan zakochania czy pożądanie. Miłość to zaufanie i pragnienie dobra. Ten, kto kocha, wierzy Temu, kogo kocha. Ten, kto kocha, pragnie dobra osoby kochanej. Nawet za cenę rezygnacji z własnych pożądań. Ten kto kocha doskonale wie, co ma robić.

Teraz zaś straciło moc nad nami Prawo, gdy umarliśmy temu, co trzymało nas w jarzmie, tak, że możemy pełnić służbę w nowym duchu, a nie według przestarzałej litery – pisał święty Paweł (Rz 7,6). Nie jesteśmy poddani Prawu, lecz łasce (Rz 6, 14b).

Prawo jest potrzebne dzieciom. Po to, by wiedziały, co jest dobre, co złe. Prawo jest wychowawcą. Jeśli skupiamy się na moralizowaniu, traktujemy siebie i innych jak małe dzieci. Nie pozwalamy sobie dorosnąć. A może gorzej – może boimy się dorosnąć? Może boimy się wziąć odpowiedzialność za nasze życie i pokochać?

Moralizując wyłączam sumienie. Swoje i czyjeś. Przestaje być potrzebne, proteza w postaci zakazów i nakazów jest wygodniejsza. Nie wymaga myślenia. I łatwiej ją odrzucić. Zdanie „zostawiam to Twojemu sumieniu” jest często silniejszym wskazaniem niż tysiąc zakazów. Każdy zakaz jest zewnętrzny. Sumienie jest wewnątrz mnie. Niczego nie muszę, wszystko mogę… i właśnie dlatego idę za dobrem. Z własnym sumieniem nie da się dyskutować i przekonywać, go, że się nie da.

Jaki stąd wniosek? – pyta św. Paweł - Czy mamy dalej grzeszyć dlatego, że nie jesteśmy już poddani Prawu, lecz łasce? Żadną miarą! (Rz 6,15) Jeśli jest Bóg, którego kocham, nie umiem już żyć inaczej niż tak, jak On chce. A jeśli grzeszę, wracam, bo nie chcę żyć z daleka od Niego. Jeśli człowiek obok mnie jest synem czy córką mojego Ojca, choćby mi wyrządził największe zło ze względu na Ojca chcę przebaczyć. Ze względu na Ojca nie zrywam więzi. Nie zrobię Mu tego, by odrzucić swojego brata czy siostrę. On przecież kocha nas oboje. Z relacji z Jezusem naprawdę wynika wszystko. Trzeba Go tylko kochać. Wszystko inne przyjdzie samo.

Chcesz Bożego świata? Mów o Bogu. Myśl o Bogu. Nie idź na łatwiznę. Przestań być dzieckiem.