Uczucie to cukierek


GN 34/2013 Gdańsk

publikacja 28.08.2013 06:40

Kościół ubogi to taki, który używa swoich środków, aby pójść z Ewangelią do biednych.
 Z bp. Edwardem Zielskim, ordynariuszem brazylijskiej diecezji Campo Maior 
rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Ubóstwo w diecezji Campo Maior, gdzie posługuje bp Edward Zielski, 
nie odbiera wiernym radości płynącej z wiary ks. Rafał Starkowicz /GN Ubóstwo w diecezji Campo Maior, gdzie posługuje bp Edward Zielski, 
nie odbiera wiernym radości płynącej z wiary

Ks. Rafał Starkowicz: Jak Ksiądz Biskup trafił do Brazylii?


Bp Edward Zielski: Od pierwszych chwil w seminarium przyświecała mi myśl, by pojechać do jakiegoś kraju, który potrzebuje kapłanów bardziej niż Polska. Choć w Polsce księża oczywiście są potrzebni. Statystycznie jednak w Polsce jeden ksiądz przypada na ok. 2 tys. wiernych. Tymczasem w Brazylii ten wskaźnik wynosi ponad 10 tys. Niewątpliwie na wybór kraju duży wpływ miała wizyta Jana Pawła II w Ameryce Południowej.

Na pierwszą pielgrzymkę papież pojechał do Meksyku. Było to w 1979 roku. Rok później odwiedził Brazylię. Zaraz potem udałem się tam i ja. Dziś śmieję się, że papież pojechał tam przygotować mi drogę. On był tam w sierpniu, a ja w październiku.


Myśl i od razu realizacja?


Nie tak od razu. To nie zależało do końca ode mnie. Gdy miałem 5 lat kapłaństwa, składając egzaminy proboszczowskie, poprosiłem o wyjazd. Wówczas bp Czapliński jeszcze przez 3 lata trzymał mnie w diecezji.


Sprawdzał, czy decyzja jest ugruntowana?


Można tak powiedzieć. Z drugiej strony byłem wówczas zajęty pracą z oazami. Pracowałem w Gdyni. Ruch oazowy nie był jeszcze tak rozwinięty. W formie oazowej pracowaliśmy w diecezji od 1978 roku. Może uważał, że pozbyłby się księdza, który w diecezji prowadził ważną, nowatorską pracę. Może myślał, że mi przejdzie.


Czy doświadczenie pracy z oazą przydało się w Brazylii?


Tak, oczywiście. Oazowiczem byłem zawsze z ogromnego przekonania. Od 1985 roku organizuję wyjazdy oazowe. Nawet teraz, jako biskup, wyjeżdżam z młodzieżą na dwa tygodnie, aby robić im rekolekcje. Wprowadzam pewne modyfikacje w programie, aby dostosować je do brazylijskiej rzeczywistości. Biorę też pod uwagę to, o czym mówi Konferencja Episkopatu Brazylii, oraz nowe dokumenty Stolicy Apostolskiej.


Przynosi to efekty w pracy duszpasterskiej?


Spośród oazowiczów mam dobrych katechetów, liturgistów, śpiewaków oraz ludzi odpowiedzialnych za różne inne duszpasterstwa. Jest już nawet kilku księży, którzy wyrośli z tego ruchu. Co ważne, staram się ich prowadzić do przyjęcia Jezusa jako ich osobistego Pana i Zbawiciela. To jest fundament. Wiara musi być czymś osobistym. I oaza to daje.


Czy w tym pójściu za Chrystusem pomaga Brazylijczykom ich otwartość i emocjonalność?


Są niewątpliwie bardziej wylewni. W naszym pójściu za Chrystusem musi być jednak miejsce i dla wiary, i dla rozumu. W przypadku Polaków wiara jest często bardziej intelektualna. U Brazylijczyków sensualna. Ale staramy się to godzić i wyrównywać. Trzeba im przypominać, że jak nie odczuwają wielkich emocji, to Pan Jezus do nich też przychodzi. Uczucie, to prezent od Boga. To cukierek. Ale nie jest istotą.


Jak Ksiądz Biskup, jako uczestnik Światowych Dni Młodych, postrzega to, co się dokonało w sercach młodzieży w tym czasie?


Miałem okazję być biskupem-katechetą w grupie posługujących się językiem portugalskim. Mieliśmy 3 tematy: osobiste spotkanie z Jezusem; aby się stali uczniami oraz uczniowie stają się misjonarzami. Młodzi ludzie okazywali bardzo duże otwarcie na słowa papieża. Cisza i skupienie, w jakim go słuchali, wzbudzały nawet podziw mediów. Proszę sobie wyobrazić: 3,7 mln osób w milczeniu rozważa słowo papieża na plaży Copacabana. Cisza taka, że słychać fale morza, uderzające o brzeg. Papież prosił, aby ten zlot wydawał owoce tam, gdzie młodzież pojedzie. Musimy na nie jeszcze poczekać, bo owoc dojrzewa. Chcę teraz stworzyć warunki, aby te owoce mogły dojrzewać.


Co zadecydowało, że papież został tak gorąco przyjęty?


Widzę, że ojciec święty nie boi się wymagać od młodzieży. Nie stara się być sympatyczny, żeby być lubiany. Nie stara się być popularny. Uważam, że to jest bardzo dobra postawa. Wielki błąd popełnia ten, kto pod pozorem troski, aby nie tracić wiernych, stara się trudne sprawy przemilczeć albo usunąć.


Są tacy, którzy oskarżają papieża Franciszka, że zyskujące popularność gesty wykonuje dla budowania swojego PR-u…


W Brazylii jeden z reporterów przeprowadził z nim wywiad. Pytał, czemu mieszka w Domu św. Marty. Papież odpowiedział, że chce być z ludźmi. W rezydencji siedziałby przy stole sam. Jestem przekonany, że stara się być taki, jakim zawsze był. Jest w tym prawdziwy.


Co znaczy, że Kościół ma być Kościołem ubogim?


Kościół ma być przede wszystkim wierny swemu posłannictwu. Jest nim głoszenie Ewangelii. Bardzo często z powodu biedy ludzie nie mają możliwości poznania wiary. Jeżeli pracuję na jakimś terenie, gdzie jedna z miejscowości jest biedniejsza niż inne, staram się uzyskać środki, by nieść je biedniejszym. Jako ksiądz nie mogę dać im wszystkim pracy. Ale mogę wraz z nimi starać się o to, by ci, którzy taką możliwość mają, zapewnili im bezpieczeństwo ekonomiczne. Kościół ubogi to taki, który używa swoich środków, aby pójść z Ewangelią do biednych.


A jak Brazylijczycy przyjęli wybór Argentyńczyka na papieża? Powszechnie wiadomo, że te narody nie darzą się wielka sympatią…


To był pierwszy cud papieża: Brazylijczyk polubił Argentyńczyka. Co więcej, ten wybór spotkał się z pełną akceptacją. Daje to im poczucie dowartościowania. W końcu papież pochodzi z ich kontynentu.


A jak reagują na biskupa z Polski?


Najpierw z rezerwą, a później z sympatią. (śmiech) Zawsze patrzą na nas przez pryzmat Jana Pawła II. Wykonał on wielka pracę dla Kościoła, ale także dla nas – Polaków.

TAGI: