Tabletki dla opornego ludu

Monika Augustyniak; GN 33/2013 Łowicz

publikacja 22.08.2013 07:00

- Usłyszałem słowa pewnej siostry: „I co, tak pojedziecie, pochodzicie po tym festiwalu i za rok znów wrócicie. A gdybyście mieli silną wiarę, w tym roku nawrócilibyście wszystkich” – opowiada Grzegorz Stalmierski.

Tabletki dla opornego ludu Justyna Drężek Młodzi ewangelizatorzy ruszają na pola Woodstock z flagami, gitarami...

Tygodniowe rekolekcje, niekończące się rozmowy, zarwane noce, zabawy integracyjne i pogotowie modlitewne rozdające witaminki duchowe – to tylko część atrakcji, które przygotowało dla woodstockowiczów prawie 800 młodych ewangelizatorów na tegorocznym Przystanku Jezus. Drugą stroną medalu były: ich lęk, niepewność, głębokie zaufanie Jezusowi i przełamywanie siebie. Młodzi z diecezji łowickiej twierdzą, że nagroda za podjęty trud jest wielka i że za rok znów pojadą głosić Ewangelię na polach Woodstock.

Faustynie się podoba

Jedyne, czego potrzeba, by zostać ewangelizatorem na PJ, to skończone 18 lat i głęboka wiara w Jezusa. Tylko tyle i aż tyle. Grzegorz Stalmierski, który po raz drugi uczestniczył w Przystanku Jezus, twierdzi, że to, co w tym roku przyciągało woodstockowiczów, to ubóstwo i cisza panujące pod namiotem ewangelizatorów. – W zeszłym roku były koncerty, wielu biskupów i gigantyczne przedsięwzięcie. W tym wręcz przeciwnie – cisza, spokój. Młodzi z festiwalu przychodzili, bo chcieli być w ciszy – wspomina Grzegorz.

Rekolekcje rozpoczynające Przystanek Jezus prowadził bp Edward Dajczak. Dotyczyły miłosierdzia Bożego. – Słychać, że biskup czyta „Dzienniczek” Faustyny. Mówił o grzechu, nędzy, biedzie i o tym, że im ich więcej, tym więcej też miłości. Z takim nastawieniem szliśmy na pola. Myślę, że Faustynie by się tu spodobało. Miałem wrażenie, że ja nie mam nic do zaoferowania. Oddawałem Bogu moją słabość i grzech, a On posługiwał się mną podczas rozmów z młodym i w czasie modlitw za nich – opowiada Grzegorz. A chętnych nie brakowało.

Każdego dnia od rana do wieczora kilkuosobowe grupy wtapiały się w woodstockowy tłum, by zanieść tam Jezusa. – Dla mnie najważniejsze było to, by dać miłość – opowiada Daniel Okruch. – Nie chciałem wciskać ludziom Jezusa na siłę, ale pomóc im, wysłuchać, dać to, czego potrzebują. Często oddawałem swój obiad, rozdałem poświęcone medaliki i bransoletki. A to był dobry wstęp do rozmowy. Na Woodstock ludzie są bardzo otwarci i często potrzebują się wygadać i usłyszeć o tym, że są umiłowanymi dziećmi Boga, który ich kocha i z tej miłości umarł na krzyżu. Te słowa sprawiają, że młodzi zaczynają płakać i oddają swoje życie Jezusowi.

Bóg tam mówi

Warto zauważyć, że nie każdemu dane są odwaga i śmiałość do tego, żeby wśród wytatuowanych i często groźnie wyglądających ludzi głosić Jezusa. Są też i tacy, którzy obawiali się, że nie starczy im miłości do każdego napotkanego człowieka. – Kilkanaście dni przed Przystankiem Jezus byłem na Festiwalu Kultury Wschodniej, na którym było pełno wyznawców Kriszny – opowiada Daniel. – Tak bardzo mnie wkurzali, że sobie z tym nie radziłem. Na Przystanku nic takiego nie miało miejsca. Rekolekcje tak bardzo przepełniły mnie miłością Jezusa, wobec której czułem się bardzo malutki, że na polach Woodstock zrozumiałem, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga.

Monika Pintara przez pierwsze dni żałowała, że przyjechała na Przystanek. – Po prostu się bałam. Ludzi, którzy mogą być agresywni, reakcji na moje pytania o Boga, czyjejś krytyki mojego świadectwa. Tylko przed Najświętszym Sakramentem czułam wytchnienie. Klękałam i biadoliłam Jezusowi. A On odpowiedział bardzo szybko. Otworzyłam Pismo Św. i przeczytałam: „Nie bój się ich, nie lękaj się ich oblicza, chociaż są ludem opornym (...). Udasz się do zesłańców, do twoich rodaków i powiesz im: »Tak mówi Pan Bóg«, czy będą słuchać, czy też nie”.

Następnego dnia, opowiadając Bogu o moim lęku przed tym, co powiedzą inni, otworzyłam fragment „unikniesz chłosty języka”. Nie miałam wątpliwości, że jestem na właściwym miejscu i Bóg chce się mną posługiwać – mówi Monika. Rzeczywiście, spotkała wielu młodych, z którymi przeprowadziła głębokie i często trudne rozmowy. Twierdzi, że Bóg uchronił ją przed spotkaniami z agresywną reakcją rozmówców, bo wie, jak bardzo się tego bała. – To były moje rekolekcje, czas adoracji, głoszenia Ewangelii i spotkań z niesamowitymi ludźmi z Przystanku Jezus, którzy nie cofali przed niczym, by każdy mógł usłyszeć o Bogu. Za rok też jadę – zapewnia.