Gangsterska opowieść

Weronika Pomierna

GN 33/2013 |

publikacja 17.08.2013 08:23

Zarabiałem niewyobrażalne pieniądze. Jako 20-latek miałem własny apartament i samochody sportowe. Ale mimo tego bogactwa i prestiżu czułem się pusty w środku. - mówi John Pridmore w rozmowie z "Gościem Niedzielnym".

Gangsterska opowieść henryk przondziono /Gn

Weronika Pomierna: Jak zostaje się gangsterem?

John Pridmore: Każdy ma własną historię. W moim przypadku w dużym stopniu zadecydowały o tym dzieciństwo i to, że pochodzę z rozbitej rodziny. Urodziłem się w Londynie. Jako dziecko zostałem ochrzczony w Kościele katolickim, ale wiara w Boga nie była istotnym elementem mojego wychowania. Moja mama jest katoliczką, ale w kościele bywała sporadycznie. Gdy miałem 10 lat, rodzice rozwiedli się. Uznałem, że jeśli już nigdy nikogo nie pokocham, to nikt mnie nie skrzywdzi. Po rozwodzie moja mama zupełnie się załamała, a mój tata, policjant, ponownie się ożenił. Jego druga żona nie należała do najspokojniejszych osób i w moim nowym domu było dużo przemocy. Gdy miałem 13 lat, zacząłem kraść. To było wołanie poranionego człowieka o pomoc. Krzyczałem całym sobą: „Zauważcie mnie!”. 

Tata policjant nie był pewnie zachwycony?

Atmosfera w domu była coraz gorsza. Gdy jako 15-latek wylądowałem w poprawczaku, odczułem nawet pewną ulgę, ponieważ opuściłem dom, którego i tak nie mogłem nazwać domem. Wdawałem się w bójki, kradłem. Gdy miałem 19 lat, wylądowałem w więzieniu. Przez 6 miesięcy przebywałem w celi izolacyjnej bez okien. Nie mogłem kontaktować się z innymi więźniami, oglądać telewizji, czytać książek. Mogłem wyjść z celi tylko na godzinę, aby pospacerować wokół pustego placu. W celi izolacyjnej jest trochę tak, jakby patrzyło się nie ustannie na swoje odbicie w lustrze. Nie byłem zachwycony tym, co w nim widziałem. Chciałem nawet odebrać sobie życie, ale Bóg był wtedy przy mnie i ochronił mnie przed tą decyzją.

Gdy wyszedłeś z więzienia, musiałeś czuć się jak drapieżne zwierzę, które ktoś wypuścił z klatki.

Byłem bardzo agresywny. W więzieniu uczysz się wielu rzeczy, nawiązujesz kontakty. Szybko znalazłem pracę jako ochroniarz w londyńskich klubach. Byłem bardzo silny, budziłem respekt. Tam też poznałem ludzi, którzy zaimponowali mi. Gdy wchodzili do klubu, patrzono na nich z szacunkiem. Oni mieli wszystko: najlepsze samochody, narkotyki, po których był najlepszy odlot, i najpiękniejsze dziewczyny. Ja też chciałem, żeby mnie tak szanowano. Zacząłem pracować dla nich. Moim pierwszym zadaniem było sprowadzić do Londynu samochód zaparkowany na odległym o 70 km parkingu.

Bagażnik był pełen towaru dla szefa?

O to lepiej było nie pytać. Zarabiałem niewyobrażalne pieniądze. Jako 20-latek miałem własny apartament i samochody sportowe. Ale mimo tego bogactwa i prestiżu czułem się pusty w środku. Papież Jan Paweł II powiedział kiedyś, że niezależnie, ile człowiek osiągnie, jeśli nie odnajdzie w swoim życiu Jezusa, to nigdy tak naprawdę nie będzie czuł się spełniony. Ja nie znałem wtedy Boga, dlatego próbowałem wypełnić swoje życie czymkolwiek, żeby zapomnieć o pustce, którą czułem w sobie. Alkohol, narkotyki w naprawdę dużych ilościach, seks. Miałem wiele dziewczyn i ogromny problem z czystością. Czasem budziłem się rano koło kobiety i uświadamiałem sobie, że nawet nie wiem, jak ona ma na imię. Jednocześnie tak bardzo bałem się odrzucenia, którego już raz doświadczyłem, że nie umiałem otworzyć się przed drugim człowiekiem. Kiedyś mieszkałem przez pół roku z pewną dziewczyną i po 6 miesiącach nie wiedziała o mnie więcej niż w dniu, kiedy się wprowadziła. W moim życiu było coraz więcej przemocy. Gdy wychodziłem z domu, zakładałem długi płaszcz ze specjalnymi kieszeniami na kastety i maczetę. Moje życie było naprawdę pokręcone. Rano oglądałem „Domek na prerii” i wzruszałem się do łez, a po południu kopałem człowieka leżącego na chodniku.

Kiedy nastąpił przełom?

Pewnego dnia pojechałem wyegzekwować dług od klienta mojego szefa. Tak pobiłem tego człowieka, że byłem przekonany, że on nie żyje. Przez głowę przebiegła mi myśl, że tak naprawdę niewiele mnie to obchodzi. To było przerażające. Kiedyś chciałem robić dobre rzeczy, pomagać ludziom. Kim się stałem, skoro mogłem zabić człowieka z zimną krwią? Ten mężczyzna przeżył. Kilka dni później, gdy siedziałem przed telewizorem, stało się coś dziwnego. Nagle usłyszałem głos, który mówił, co zrobiłem w swoim życiu.

Nie była to wizja narkotyczna?

Akurat wtedy byłem czysty.(śmiech) Stwierdziłem, że to pewnie bohaterowie filmu, więc zmieniłem kanał. Głos jednak nie zniknął. Wyłączyłem telewizor. Bez zmian. Wiedziałem, że to Bóg mówi do mnie przez moje sumienie. To nie był ostry głos sędziego, ale słowa kochającego ojca, który pokazuje synowi, co zrobił ze swoim życiem. Wtedy zrozumiałem, że Bóg istnieje naprawdę. Zobaczyłem też całą obrzydliwość grzechu, który ciągnął mnie w dół. Byłem przerażony, bo w konfrontacji z miłością Boga widziałem jasno, że zasługuję na piekło. Jestem bardzo silnym człowiekiem, ale wtedy rozpłakałem się jak dziecko. Wybiegłem z mieszkania i odmówiłem pierwszą świadomą modlitwę w swoim życiu: „Boże, proszę, zabierz to, co zrobiłem złego w życiu. Nie chcę już tylko brać, chcę dawać!”. Poczułem ogromny spokój i dotarło do mnie, że Bóg może kochać kogoś takiego jak ja. Nigdy wcześniej nie czułem się potrzebny, kochany. Teraz zrozumiałem, że skoro sam Bóg mnie kocha, to ważne jest, co zrobię ze swoim życiem. Musiałem komuś o tym opowiedzieć. Spojrzałem na zegarek – była pierwsza w nocy. Jedyną wierzącą osobą, którą znałem, była moja mama. Wtedy nie widywaliśmy się za często. Wpadałem czasem z drogimi prezentami, aby uspokoić wyrzuty sumienia. Pobiegłem do niej. Gdy otworzyła, powiedziałem: „Mamo, chyba znalazłem Boga”. Przetarła oczy i zapytała: „O pierwszej w nocy?”. (śmiech) Myślała, że jestem pijany. Usiedliśmy razem z moim ojczymem i opowiedziałem im, co się stało. Reakcja mamy zwaliła mnie z nóg. Powiedziała: „Synku, nie było dnia, w którym nie modliłabym się za ciebie. Dwa tygodnie temu czułam, że już nie mam siły. Powiedziałam Bogu: »Jezu, oddaję Ci go całkowicie. Jeśli chcesz go zabrać do siebie, pozwalam ci na to. Zrób cokolwiek, żeby nie krzywdził już siebie ani innych ludzi«. Dokładnie 9 dni temu rozpoczęłam nowennę do św. Judy Tadeusza w zupełnie beznadziejnych przypadkach”.

Mówisz i masz?

Efekt przerósł jej oczekiwania. (śmiech) Dzień, w którym usłyszałem głos Boga, był dziewiątym dniem tej nowenny. Żeby nie było zbyt cukierkowo – następnego ranka słyszałem non stop, że to wszystko to wymysł mojej wyobraźni. Mój ojczym podarował mi Biblię i uświadomił, że Szatan będzie próbował odciągnąć mnie od Boga.

Otworzyłem ją na pierwszej lepszej stronie – przypowieść o synu marnotrawnym. To była moja historia. Biblia była mokra od łez. Kilka tygodni później pojechałem na rekolekcje, na których wyspowiadałem się po raz pierwszy w życiu. Oczy kapłana błyszczały ze wzruszenia, a ja poczułem, że Bóg naprawdę przebaczył mi grzechy. Po tej spowiedzi non stop płakałem. Przez 3 dni! Następnego dnia uczestniczyłem w Eucharystii. Powiedziałem Jezusowi: „Pokaż mi, że to naprawdę Ty”. Gdy przyjąłem Komunię, wiedziałem, że Jezus jest we mnie, i poczułem Jego miłość. To było niesamowite. Brałem różne narkotyki, ale żaden z nich nie dał mi takiej błogości. Pożegnałem gangsterski świat. Chciałem dawać, a nie tylko brać. Pojechałem do Nowego Jorku, gdzie przez rok mieszkałem u franciszkanów, którzy opiekują się trudną młodzieżą. Byłem też w Domu św. Franciszka, który prowadzi dla młodych chłopaków założyciel wytwórni Grassroots Films, Joe Campo. Poznałem matkę Teresę, która bardzo wpłynęła na moje życie. Gdy wróciłem na Wyspy, czułem się przynaglony, aby dzielić się świadectwem z młodymi ludźmi. Filmy gloryfikują obraz gangsterskiego etosu. Dzięki temu, że wiem, jak wygląda to naprawdę, mogę łatwo obalić wiele mitów. Nastoletni chłopcy myślą, że bycie gangsterem to szpan. Zapewniam cię, że gdy przyduszasz komuś gardło, a ta osoba krzyczy, żebyś pozwolił jej żyć, nie wygląda to czarująco.

Dzieliłeś się swoim świadectwem z 3 mln ludzi w ponad 20 krajach, m.in. w Polsce. Napisałeś 3 książki. Urodzony mówca?

Jeszcze przed nawróceniem miałem kiedyś wygłosić przemowę na ślubie mojego brata. Nie mogłem sklecić zdania. Na Światowych Dniach Młodzieży w Sydney mówiłem do 500 tys. młodych ludzi i nawet głos mi nie zadrżał, ponieważ wiedziałem, że Bóg chce, żebym mówił o Jego cudach. Gdy człowiek otwiera serce na Boga, On zabiera nasze lęki i pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. A książkę napisałem z dziennikarzem, który razem ze mną modlił się za ten tekst, bo jestem dyslektykiem. Pierwsza została przetłumaczona na 8 języków. Potem powstały kolejne. Otrzymuję wiele e-maili ze świadectwami, ludzie opisują, jak wrócili do Kościoła, odkryli moc spowiedzi. Czuję się bardzo uprzywilejowany, że Bóg może posłużyć się kimś tak marnym jak ja.

Wybrałeś radykalną drogę. Pracujesz dla Boga na pełen etat.

Od 15 lat mieszkam w domu Wspólnoty św. Patryka w Irlandii. Skupiamy się na ewangelizacji oraz koordynujemy działalność organizacji Mary’s Meals w Irlandii. Ślubujemy na 7 lat czystość, posłuszeństwo Kościołowi oraz ubóstwo. Po tym czasie można odnowić śluby na kolejne lata. Matka Teresa powiedziała kiedyś, że rok życia we wspólnocie odpowiada 10 latom życia w świecie. Patrząc na moich przyjaciół, mogę potwierdzić, że życie blisko Boga niesamowicie rozwija, wydobywa z ludzi to, co najlepsze. Wcześniej, gdy miałem normalną pracę, ciągle mi czegoś brakowało. Teraz nie mam stałej pensji, z której miałbym się utrzymywać, ale Bóg troszczy się o mnie. Zdarzyło się, że w ciągu tych 15 lat nie miałem na przykład szafy na ubrania, ale zawsze miałem na czym spać i nigdy nie brakowało mi jedzenia.

Ale jak wytłumaczyć to rodzicom, którzy przecież chcą, aby ich dzieciom dobrze się powodziło?

Matka Teresa mówiła, że jeśli chcesz podjąć jakąś decyzję i poprosisz o radę 10 osób, to każda z nich doradzi ci inaczej. Dlatego trzeba prosić o światło Boga, pytać Go, jaki jest Jego plan na nasze życie, czego od nas oczekuje. Czasem, gdy młodzi ludzie czują, że Bóg powołuje ich, aby pracowali dla Niego, ich decyzje spotykają się z dezaprobatą rodziców. Trzeba pamiętać, że Bóg się nie zmienia. Jeśli kiedyś powiedział: „Nie martwcie się, co będziecie jeść i pić”, to nadal jest to aktualne. Jeżeli robisz coś dla Boga, to On będzie ci błogosławił, a ty będziesz się rozwijać 10 razy szybciej! I będziesz widzieć cuda! Jezus mówi, że ten, kto opuści dla Niego dom i rodzinę, stokroć tyle otrzyma. Ja czuję, że otrzymałem tysiąckroć więcej od strony duchowej. Nigdy nie czułem się tak spełniony i szczęśliwy. Kiedyś jechaliśmy głosić świadectwo w 5 szkołach. Mieliśmy przy sobie 10 funtów. Zabraliśmy autostopowicza, który opowiedział nam, że nie ma pieniędzy na dalszą podróż. Czuliśmy, że powinniśmy mu pomóc. Dostał nasze 10 funtów, a my pojechaliśmy dalej z pustym portfelem. Przyjechaliśmy spłukani do benedyktynów na nocleg. Brat, który nas powitał, nie wiedział o tym. Uśmiechnął się i wręczył nam kopertę, mówiąc, że to prezent od Boga. Kwota, którą nam podarował, pozwoliła pokryć koszty dojazdów przez najbliższy miesiąc! Innym razem w czasie rekolekcji, które głosiliśmy, zupełnie obcy człowiek, słysząc świadectwo, wspomógł nas kwotą, która pokryła koszty benzyny przez prawie rok! Bóg nieustannie się o nas troszczy. Ale my też musimy być hojni i otwarci na potrzeby innych. Jako wspólnota przekazaliśmy ponad milion funtów ze sprzedaży książek na cele organizacji Mary’s Meals. Po moim nawróceniu przez ponad rok mieszkałem w domu rekolekcyjnym, który założyli rodzice Magnusa po powrocie z Medjugorie.

Nie zawdzięczasz jednak tej przemiany modlitwie tylko jednej osoby…

Gdy kilka lat po Światowych Dniach Młodzieży w Sydney przyleciałem do Nowej Zelandii, ktoś powiedział mi, że pewna karmelitanka żyjąca za klauzurą chce się ze mną zobaczyć. Siostra Dorothea słyszała, że byłem w Sydney, i zaciekawiło ją, jak to się stało, że przyleciałem tam aż z Irlandii. Opowiedziałem jej, że po Sydney mój znajomy modlił się nade mną i otrzymał na modlitwie obraz płomieni ognia, które były rozpalane w różnych częściach świata. Miał też słowo: „Rozpalę świat ogniem Ducha Świętego”. Po kilku tygodniach pojawiły się zaproszenia do Stanów, Hongkongu, Nowej Zelandii. Zrozumieliśmy, że Bóg chce, aby nieść to świadectwo dalej. Gdy opowiedziałem to siostrze, ona zaczęła płakać i opowiedziała mi swoją historię. Gdy wstąpiła do zakonu 25 lat wcześniej, odbyła dwutygodniowe rekolekcje w ciszy, na których bardzo mocno doświadczyła bliskości Jezusa. Miała wtedy głębokie poczucie, że Jezus prosi ją, aby modliła się za wstawiennictwem św. Teresy z Lisieux za osobę, która będzie w przyszłości ewangelizować oraz nieść ogień Ducha Świętego. Na koniec dodała bardzo wzruszona: „Wiem, że to ty jesteś tą osobą. Modliłam się za ciebie 7 lat przed twoim nawróceniem”. Rozpłakałem się. Poprosiła mnie, abym za każdym razem przed głoszeniem świadectwa prosił św. Teresę o wypraszanie darów Ducha Świętego dla słuchaczy. Gdy w czasie kolejnego świadectwa w Irlandii wszedłem do kościoła, obróciłem się, żeby coś podnieść. Nawet nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem za sobą dużą figurę tej świętej. (śmiech) Ona nade mną czuwa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.