Komentować niespiesznie

ks. Włodzimierz Lewandowski

Nie chcąc dopuścić do zrobienia nam wody z mózgu trzeba ćwiczyć się w cierpliwości i nauczyć się czekać.

Komentować niespiesznie

Wielkie bum, a potem cisza. Niekiedy niesmak. Kolejna rewelacja, dyżurni komentatorzy wkraczają do akcji, listy poparcia i dezaprobaty, a potem wszystko okazuje się młóceniem słomy. Bo nie tak, bo wyrwane z kontekstu, bo ktoś źle przetłumaczył, a tak naprawdę wypowiedź była na zupełnie inny temat, a sensacyjny wątek pojawił się przy okazji, w nawiasie, na peryferiach.

Na pozór nic nowego. Mechanizm znany jest od dawna. Gdy siada oglądalność, statystyki lecą w dół, na kamerze zapala się czerwone światło, wtedy szuka się czegoś, co podgrzeje atmosferę, wzbudzi zainteresowanie, przyciągnie widza bądź czytelnika. Wszyscy o tym doskonale wiedzą. Mimo to większość z nas ciągle na ten wątpliwej jakości chwyt daje się nabrać.

Jak w przypadku słynnej konferencji papieża Franciszka na pokładzie samolotu. Gdy przeczytałem pierwszą depeszę zacząłem kręcić nosem. Zapachniała tanią sensacją. Doniesienia włoskich agencji w tym przekonaniu mnie utwierdziły. Pełna dokumentacja rozmowę ukazała w zupełnie nowym świetle. Ale zanim ta się ukazała media obiegły krzykliwe tytuły, niektórzy już zaczęli się nosić z zamiarem odejścia, słynący z czarnych wizji prorocy obwieszczali początek schizmy. Potem już co innego było ważne. W głowach zostały krzykliwe tytuły. Wspomniana dokumentacja nie doczekała się należnego jej miejsca na topliście. Szkoda. Bo lektura zapisu pozwala zrozumieć nie tylko czym dla papieża jest normalność i co powiedział w sprawie słynnego lobby.  

Wniosek nasuwa się jeden. Nie chcąc dopuścić do zrobienia nam wody z mózgu trzeba ćwiczyć się w cierpliwości i nauczyć się czekać. Gorący news może być sygnałem, że temat wart jest zainteresowania. Skoro je wzbudzi trzeba drążyć, szukać, analizować, a dopiero na samym końcu wyciągać wnioski i komentować. Bez obawy o młócenie słomy.