Kościół jak zebra

Agnieszka Gieroba; GN 31/2013 Lublin

publikacja 10.08.2013 07:00

Każdy w Afryce słyszał o Polsce. Kiedy o. Otto dowiedział się, że ma przyjechać do nas na misje, pomyślał, że to cud. Musiał tylko na mapie sprawdzić, gdzie znajduje się Lublin.

 Ojciec Otto Katto z Ugandy od czterech lat mieszka w Lublinie zdjęcia Agnieszka Gieroba /GN Ojciec Otto Katto z Ugandy od czterech lat mieszka w Lublinie

To nie pomyłka. Misjonarz z Ugandy przyjechał na misje do Polski. W Lublinie mieszka cztery lata. Świetnie mówi po polsku. Może dlatego, że często jeździ do różnych szkół, parafii i wspólnot, opowiadając o swoim kraju i zapraszając Polaków do Afryki. – Bardzo was tam potrzebujemy. To, co możemy dać w zamian, to nasi misjonarze, jak choćby znany ostatnio w Polsce o. John Bashobora, mój rodak z Ugandy – mówi o. Otto. Ojciec Otto Katto jest ojcem białym misjonarzem Afryki. Pochodzi z dziewięcioosobowej rodziny, w której urodził się jako najstarsze dziecko. Jego rodzice wciąż żyją i mieszkają w niewielkiej wiosce Kasese w północnej Ugandzie, położonej u stóp gór Ruveenziori, 15 km od równika. W tym miejscu się urodził i spędził większą część dzieciństwa.

Kościół znaczy cywilizacja

– Kościół w Afryce jest bardzo młody, ma dopiero ponad 100 lat. Moi rodzice byli już chrześcijanami, ale mój dziadek spotkał Jezusa dopiero wtedy, gdy przyjechali do nas Ojcowie Biali. My, Afrykanie, Kościołowi zawdzięczamy wszystko. Szkoły, szpitale, rozwój gospodarczy, edukację, nowe technologie. To misjonarze przywozili nam nie tylko Ewangelię, ale i zdobycze cywilizacji, których u nas wcześniej nie było. Nic więc dziwnego, że w Ugandzie 80 proc. mieszkańców to chrześcijanie. Mimo wszystko i tak jesteśmy bardzo biednym krajem, gdzie dominują korupcja i wojny – opowiada o. Otto. Już jako mały chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko, co dookoła najlepsze, wiąże się z misjonarzami. Do nich zawsze można było pójść i poprosić o pomoc albo zasięgnąć rady. – Pomyślałem, że ja też chcę tak pomagać ludziom i dawać im wszystko, co najlepsze. Już jako dziecko często bawiłem się z braćmi, że jestem księdzem i odprawiam Mszę świętą. Kiedy skończyłem naszą lokalną szkołę, nie miałem wątpliwości, że dalej chcę się uczyć w szkole misjonarzy i pójść do seminarium – opowiada misjonarz. Dla jego rodziców nie była to łatwa decyzja. Najstarszy syn powinien założyć rodzinę, a nie zostać księdzem.

Każdy słyszał o Polsce

O. Otto nie miał jednak wątpliwości, że chce służyć Bogu i ludziom. – Jako misjonarz zostałem skierowany do pracy w Mali. To w większości kraj muzułmański. Pracowaliśmy tam z najbiedniejszymi, okazując im szacunek i miłość. To właśnie tam dostałem list, który informował mnie, że mam jechać na misje do Polski – opowiada o. Otto. Dla niego był to cud. Miał pracować w kraju Jana Pawła II.

– Wiele osób mówiło mi, że nie dam rady nauczyć się polskiego i że nie wytrzymam zimna. Przyznaję, że łatwo nie było. Nauka języka jakoś poszła, ale mrozy zimą są dla mnie bardzo trudne do wytrzymania. Na początku też nie mogłem się przystosować do rytmu dnia. U nas w pobliżu równika wszystko jest jasne. Dzień zawsze trwa 12 godzin, noc też. W Polsce zimą ciemno jest już o godzinie 16.00. Dla nas, Afrykanów, oznacza to, że trzeba iść spać. Z kolei latem widno robi się o godzinie 3 czy 4 rano, więc wypadałoby wstać. Musiałem zmienić tutaj rytm życia. Było trudno, ale się udało – opowiada o. Otto.

Misjonarz jest także pod wrażeniem polskiego Kościoła. – Byłem poruszony, widząc takie tłumy ludzi z całego kraju na Stadionie Narodowym podczas spotkania z o. Bashoborą. To kolejny dowód na to, jak możemy się wzajemnie ubogacać i ile mamy sobie do ofiarowania. O. John jest też bardzo znany w Ugandzie. Prowadzi wiele rekolekcji, ale takich tłumów naraz nigdy w Afryce nie zgromadził – mówi o. Otto. Misjonarz porównuje Kościół do zebry. To najpiękniejsze zwierzę w Afryce, bo ma zarówno białe, jak i czarne paski. To jak ludzie w Kościele – mają różny kolor skóry, a stanowią jedno.

Nie można tylko grać na bębnach

W Polsce ojciec Otto odpowiada za animację misyjną. – Może różnimy się wyrażaniem naszej wiary, naszymi emocjami i ekspresją, ale wyznajemy tego samego Boga. I to jest wspaniałe, że Bóg jest taki sam w Polsce i w Afryce. Możemy dzielić się naszymi doświadczeniami. Ja z wami, Polakami, wy ze mną. Afryka to młody Kościół, pełen entuzjazmu i radości, ale wiara nie polega tylko na tym, by grać Panu Bogu na bębnach i tańczyć, potrzebuje pogłębienia. Poza tym problemem w Afryce są podziały plemienne, obecne także w Kościele. Ja, rodowity ksiądz z Ugandy, nie mogę wielu rzeczy powiedzieć braciom z innego plemienia, by mnie źle nie zrozumieli, ale misjonarz z Polski jest ponad tymi podziałami i może pomóc nam stać się jednością – tłumaczy o. Otto.

Polacy w Afryce są bardzo szanowani, przede wszystkim z powodu bł. Jana Pawła II, ale też dlatego, że nigdy nie kolonizowali tego kontynentu. – Mniejszy posłuch wśród Afrykanów będzie miał misjonarz z Anglii czy Francji niż z Polski. Bardzo znaną i szanowaną postacią w Ugandzie jest doktor Wanda Błeńska, która przez wiele lat nam pomagała. Nie wyjechała nawet wtedy, gdy trwały krwawe wojny domowe. Ta kobieta miała taki szacunek wśród moich rodaków, że nawet rebelianci, którzy zabijali kobiety i dzieci, mówili, że doktor Wandy nie wolno tknąć. Także dzięki niej Polska w Ugandzie jest znana – mówi o. Otto.

By pokazać, jak Afryka jest kolorowa, piękna i otwarta, ojcowie w swoim domu w Natalinie zorganizowali muzeum. Każdy może przyjść i nie tylko zobaczyć, ale również dotknąć eksponatów oraz posłuchać niesamowitych opowieści. Może ktoś usłyszy tutaj głos powołania? Afryka czeka na Polaków z otwartymi ramionami. Ojcowie są także gotowi pojechać wszędzie tam, gdzie ludzie chcą wysłuchać ich świadectwa i opowieści o Afryce. Chętni do zorganizowania takiego spotkania mogą się kontaktować z misjonarzami w Natalinie bądź przez stronę internetową: www.ojcowiebiali.org.