publikacja 16.07.2013 06:28
Świadectwo. Jeśli istniejesz, przyjdź, pomóż mi, bo przed sobą mam śmierć – krzyczał Kiko Argüello, malarz z Hiszpanii. Z doświadczenia zwątpienia Bóg zaprowadził go do cygańskiej biedoty, wśród której zaczęła się Droga Neokatechumenatu.
Wśród gości Kiko Argüello było wielu Żydów
Agnieszka Gieroba /GN
Kiko wątpił. Życie traciło sens. Myślał, że Boga nie ma. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych. Na jego kursie był ksiądz, także malarz. Poszedł, żeby z nim porozmawiać o tym, co go nurtowało. To, co usłyszał, wydało mu się płytkie. – Zrozumiałem, że problemem była wiara, której ja sam sobie nie mogłem dać. Wołałem do Pana i w pewnym momencie poczułem w sobie pewność, że Bóg był. On istnieje! Zacząłem płakać i nie rozumiałem, dlaczego płaczę. Płakałem dlatego, że byłem podobny do człowieka skazanego na śmierć, któremu tuż przed egzekucją oznajmiono, że jest wolny – opowiadał na KUL Kiko, odbierając doktorat honoris causa lubelskiej uczelni.
Po tym doświadczeniu poszedł szukać jakiegoś księdza. Gdy go znalazł, powiedział: „Ojcze, chcę być chrześcijaninem”. Ksiądz spytał: „Jest pan ochrzczony?”. Odpowiedział: „Tak”. „Czy przystąpił pan do Pierwszej Komunii?”. „Tak”. „A więc chce się pan wyspowiadać?”. „Nie” – odpowiedział Kiko. Zrozumiał wtedy, że katechezy, które otrzymał w szkole, nie były dla niego wystarczające. Były jak ubranko od Pierwszej Komunii, które z czasem stało się zbyt ciasne, więc je zdjął i zaczął żyć bez Boga. A to prowadziło go wprost ku przepaści. Nie widział sensu w tym, co robi. Mimo sławy, bogactwa i uznania, które zyskał jako artysta, czuł się zamknięty w bunkrze. Jedynym rozwiązaniem tego strasznego stanu jest samobójstwo.
Chcę więcej
Kiedy otrzymał łaskę, zrozumiał, że Bóg chciał czegoś więcej niż formułek z lat młodości. – Powiedziałem temu księdzu, że chcę być formowany, chcę być prawdziwym chrześcijaninem. Ten ksiądz nie wiedział jednak, co ze mną robić – wspomina Kiko. Wysłał go więc na rodzaj studiów dla chrześcijan o nazwie cursillos, gdzie wyjaśniano różne problemy teologiczne, przedstawiano historię chrześcijaństwa, tłumaczono katechizm, mówiono o doświadczeniu Boga. Bardzo to Kiko pomogło rozwiać wiele wątpliwości odnośnie do wiary i Kościoła. Zmieniło się też jego malarstwo. Z kilkoma innymi artystami stworzył grupę, która próbowała połączyć sztukę ze świątynią. Odnieśli sporo sukcesów, nawet Ministerstwo Dóbr Kulturalnych poprosiło o wystawę w Madrycie i wysłało Kiko, by reprezentował Hiszpanię podczas wystawy sakralnej we Francji. Dzięki temu poznał dominikanina, który miał szukać punktów wspólnych między sztuką protestancką i katolicką. To on zaprosił Kiko przed rozpoczęciem wspólnej pracy na rekolekcje, na pustynię, do Małych Braci Foucauld. Tam na modlitwie doświadczył głębokiego poruszenia Bożą miłością.
Niech pan ratuje moją rodzinę
Po powrocie spotkał w domu swoich rodziców służącą, która płakała. Opowiedziała mu o swojej rodzinie, o mężu alkoholiku, który bił kijem ją i dzieci i groził nożem. Najstarszy syn zaczął mu się przeciwstawiać i przerażona kobieta bała się o jego życie. Poprosiła Kiko, by poszedł porozmawiać z jej mężem. – Poszedłem. Zobaczyłem, że to bardzo trudny typ. Był kulawy. Zaprosiłem go na cursillos, gdzie teraz ja byłem katechistą. Mężczyznę poruszyło to, co usłyszał. Przestał pić. Jednak alkohol za jakiś czas znów wziął górę. Wtedy przybiegła do mnie jego żona, bym ratował ich rodzinę. Pomyślałem wtedy, że może Bóg chce, bym z nimi zamieszkał, by ratować tego człowieka i jego dzieci. Tak zrobiłem. Zostawiłem wszystko i poszedłem z nimi mieszkać. Żyli w okropnej dzielnicy. Wszędzie rudery i bieda. Spałem w maleńkiej kuchni z kotami – opowiada Kiko. To było jakby zejście do piekła. Awantury, gwałty, bijatyka. Wszędzie cierpienie. Zrozumiałem, że w tych cierpiących jest Chrystus. Nie mogłem już wrócić do życia znanego artysty i luksusu. Chciałem być tam, gdzie Chrystus, wśród cierpienia niewinnych – mówi Kiko.
Wśród Cyganów i psów
Znajomy, który był pracownikiem socjalnym, wskazał mu miejsce wielkiej biedy. Dolinkę pełną grot, gdzie mieszkali Cyganie i tzw. żuleria, włóczędzy, prostytutki, kloszardzi. – Wziąłem gitarę i Biblię. Znalazłem opuszczony barak. Przyniosłem materac. Było tam bardzo zimno i gromadziły się psy. To one mnie ogrzewały, a potem wszędzie za mną chodziły. Pewnego razu sąsiad przyniósł mi jakiś piecyk, bo było 5 stopni mrozu. Sąsiedzi dopytywali się, kim jestem. W baraku umieściłem krzyż. Kiedyś wszedł do mnie jakiś kloszard, zobaczył gitarę, i zaczęliśmy rozmawiać. Zapytał mnie, co Chrystus mówi na temat walki z wrogiem. Nie poszedłem tam, by ich nauczać, choć byli analfabetami. Nie byłem tam, by im pomagać. Chciałem tam żyć, bo widziałem w nich cierpiącego Chrystusa. Pan jednak zmusił mnie do działania, bo ci ludzie chcieli słuchać o Jezusie – mówi Kiko. Kloszard okazał się przywódcą gangu. Jako młody chłopak trafił do poprawczaka za kradzieże. Poprawczak prowadzili zakonnicy, którzy nauczyli go czytać, kazali odmawiać Różaniec i chodzić na Mszę. Miał więc jakieś pojęcie. Kiko pożyczył mu książkę „Kwiatki św. Franciszka”. Tak poruszyła go ta lektura, że chciał nawrócić cały gang. Prosił, by Kiko poszedł do niego do domu i mówił o Jezusie. – Nie wiedziałem jak. W jego baraku było ciemno. W środku masa ludzi. Sami Cyganie analfabeci bez żadnej wiedzy religijnej. Nie wiedziałem, od czego zacząć. Powiedziałem o Adamie i Ewie. Wtedy wstała starsza kobieta, matka przywódcy, i zapytała: „Pan to widział? Mnie interesuje to, co pan widział, jeśli widział pan kogoś, kto umarł i wrócił z cmentarza, słucham dalej, jeśli nie, wychodzimy”. I kobiety wyszły. Katecheza się skończyła. Zrozumiałem, że oni chcą słuchać o tym, że po śmierci jest życie – opowiada Kiko.
Zmiażdżeni życiem
Kiedyś przyszło do Kiko dwóch chłopaków po bójce. Chcieli, żeby ich ukrył. W końcu zamieszkali u niego, choć byli bardzo agresywni, ćpali i pili. Innym razem sąsiad znalazł na ulicy młodego, kompletnie zalanego człowieka, którego przyprowadził do baraku Kiko. Ten chłopak też sobie już nie poszedł. Potem pojawił się jeszcze chory na paraliż dziecięcy chłopak, który żebrał w metrze. Też został. – W niedzielę przychodzili wszyscy Cyganie i śpiewaliśmy Laudesy z gitarą. Jedliśmy razem. Czuliśmy wielką obecność Jezusa Chrystusa. Nawet ci chłopcy z więzienia modlili się z ogromną szczerością. Nigdy nie powiedziałem im, że nie powinni kraść. To byli ludzie życiowo zmiażdżeni. Jeden z nich widział jak zabijano jego ojca, drugi został zgwałcony. Ja wyrosłem w spokojnej bogatej rodzinie. Jakie prawo miałem ich pouczać? Modliliśmy się razem i stopniowo pojawiała się wspólnota – opowiada Kiko. Pewnego dnia przyjechali karabinierzy i dwie ciężarówki robotników, by rozebrać baraki. – Kiedy przyjechała policja, zrozumiałem, że jesteśmy zgubieni, że rozwalą wszystko i zostawią nas bez dachu nad głową. Przyszło mi do głowy, by zadzwonić do arcybiskupa Madrytu. Odebrał jego sekretarz i powiedział, że nie ma mowy, żebym teraz rozmawiał z arcybiskupem. Nie rozumiał, co mówię do niego. Krzyczał na mnie. Usłyszał go arcybiskup i zapytał: „co się dzieje?”. „Nic. Jakiś facet krzyczy” – odpowiedział sekretarz. Biskup wziął od niego telefon i zapytał, o co chodzi. Kiedy mu powiedziałem, zapytał tylko, gdzie są nasze baraki. Podałem adres, a on powiedział, że zaraz przyjedzie. To był cud. Powiedziałem karabinierom, że zaraz będzie tu arcybiskup Madrytu. Nie uwierzyli, ale wstrzymali rozbiórkę. Arcybiskup rzeczywiście przyjechał, kiedy karabinierzy go zobaczyli, odjechali bez słowa.
Nawrócony arcybiskup
Arcybiskup wszedł do mojego baraku i wzruszył się, gdy zobaczył, gdzie mieszkam. Zapytałem, czy możemy zaśpiewać psalmy i Cyganie zaczęli śpiewać. Biskup przeżył wśród tych ludzi nawrócenie. Powiedział: „Ja nie jestem chrześcijaninem. Muszę się nawrócić. Mój pałac jest zawsze dla was otwarty”. Od tej pory nas wspierał. Kazał proboszczowi udostępnić nam kościół na Eucharystię. Sprawowaliśmy ją według nowego rytu, bo to były czasy Soboru Watykańskiego II. Któregoś razu przyszedł na naszą Eucharystię proboszcz bogatej parafii. Przeżył ją bardzo i zaprosił, byśmy odwiedzili bogatą dzielnicę. Poszliśmy tam, ja i wszyscy Cyganie. To był szok dla ludzi, ale to było też ziarno, które zaczęło wydawać plon – dawał świadectwo Kiko. Dziś wspólnoty neokatechumenalne działają na całym świecie. Zapraszają wszystkich, bez względu na wiek i pochodzenie, do odnowienia swojej więzi z Bogiem lub do jej nawiązania. Właśnie za oryginalny wkład Kiko Argüello w odnowę Kościoła po Soborze Watykańskim II, poprzez prowadzenie oddalonych chrześcijan do biblijnych i liturgicznych źródeł wiary, KUL przyznał mu doktorat honoris causa. Na spotkanie z Kiko do Lublina przyjechały wspólnoty nie tylko z różnych części Polski, ale i z zagranicy. Wręczenie doktoratu poprzedziło wykonanie symfonii autorstwa Kiko Argüello „Cierpienie niewinnych” na placu Zamkowym w Lublinie.