Szkaplerz noszę pod koszulą

Barbara Gruszka-Zych

GN 27/2013 |

publikacja 04.07.2013 00:15

Kiedy Maria i Paweł Kowalczykowie wyjeżdżają gdzieś z siódemką dzieci, nieraz zaczepiają ich nieznajomi, dzieląc się tym, jak im żal, że sami mają tylko jedno. „Coś w życiu straciliśmy” – mówią.

Szkaplerz noszę pod koszulą roman koszowski /gn W tej rodzinie nie można się nudzić. Od lewej: Klara, Rafałek, Ela, Marta, Tereska, Michał, Maria, Paweł z Krysią

Zyskałem czy straciłem życie? – zastanawia się tata Paweł Kowalczyk, właściciel prywatnej kancelarii prawniczej i adwokat. – W pewnym sensie straciłem. Wiele wieczorów nie wygląda tak, jak bym sobie zaplanował. Planujemy z żoną wyjście lub po prostu wieczór tylko we dwoje, a tu trzeba zająć się maluchami. Ale to tylko mi służy, rozwija jako człowieka. Uczę się akceptować to, co jest. Coraz łatwiej przychodzi mi się godzić, że trzeba zmieniać swoje plany. Zwykle byłem pedantyczny, jeśli chodzi o ubranie – garnitur bez zmarszczki, świeżo wyprasowana koszula. A tu kiedy wychodzę do pracy, dzieci często jedzą śniadanie i żegnając mnie, odciskają ślady po mleku i konfiturach. Albo gdy jestem na przyjęciu i noszę któreś na rękach, to po wyprasowanej koszuli nie ma śladu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.