Świadkowie miłosierdzia

GN 26/2013 Kraków

publikacja 04.07.2013 07:00

O poruszeniu w diecezji i sile kerygmatu z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Piotr Legutko.

Świadkowie miłosierdzia Henryk Przondziono /GN

Piotr Legutko: W ramach peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego odwiedził Ksiądz Biskup prawie 100 parafii. Co tam się wydarzyło?

Bp Grzegorz Ryś: Wszędzie widziałem bardzo duże poruszenie i wielką mobilizację. Przejawiała się ona choćby w tym, że nawiedzenie w każdej parafii było poprzedzone poważnymi przygotowaniami, najczęściej były to misje, a co najmniej rekolekcje. Wedle świadectw proboszczów, frekwencja była bardzo duża na wszystkich Mszach i nabożeństwach. Często słyszałem słowa: „Tylu ludzi jeszcze w naszym kościele nie widziano”. Co bardzo ważne, proboszczowie mówili o sporej liczbie osób przystępujących do sakramentów, nieraz po bardzo długiej przerwie.

Gdzie należy szukać tajemnicy tak wielkiego powodzenia peregrynacji?

Samo orędzie miłosierdzia Bożego jest w końcu orędziem podstawowym, syntezą tego, co się w Kościele nazywa kerygmatem. I tu zapewne należy szukać źródeł tak wielkiego poruszenia w parafiach. Orędzie, które głosiliśmy, kieruje uwagę wiernych na to, co w chrześcijaństwie jest punktem wyjścia: Jezus Chrystus, który umarł i zmartwychwstał. Ostatecznie tego przecież dotyczy dar miłosierdzia Bożego. On najgłębiej dotyka rzeczywistości ludzkiego grzechu, odpuszczania tego grzechu, powołania do świętości, usprawiedliwienia i zbawienia.

Ktoś może powiedzieć: „Ale to już słyszeliśmy tyle razy...”.

Za każdym razem, jak głosi się kerygmat, zawsze odbiór jest niezwykły! Widziałem to wielokrotnie na własne oczy. Ludzie słuchają z wielką uwagą i bardzo każde słowo przeżywają. Kiedy zastanawiam się, czym ta peregrynacja różniła się od peregrynacji kopii Obrazu Jasnogórskiego, myślę właśnie o kerygmacie. Tamto nawiedzenie parafii też było ogromnie ważne, ale ładunek treści, jaki zawiera się w przesłaniu Bożego miłosierdzia, jest jednak nieporównywalny. Niby forma ta sama, ale przesłanie bardziej podstawowe.

A jakie znaczenie miał fakt, że tym razem wraz z obrazem do parafii przyjeżdżały relikwie?

Przy kulcie relikwii często powtarza się myśl, że w nich święci odsyłają poza siebie. I tu się pięknie ta myśl sprawdziła. Nikt podczas peregrynacji nie mówił o relikwiach św. Faustyny czy bł. Jana Pawła II inaczej, jak o znaku uobecniającym świadków miłosierdzia. Pokazywały więc one poza siebie, w kierunku Jezusa Chrystusa. Bo to są świadkowie, których drogi do świętości spotykają się właśnie w tajemnicy Bożego miłosierdzia. Można zatem powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z wzorcową formą kultu relikwii.

Często zdarzało się, że w parafiach przedłużano czas peregrynacji?

Tak, poprzez nawiedzenie kopii obrazu w domach. Było to zresztą przewidziane w obrzędzie i wiele parafii poszło właśnie w tym kierunku. Na zakończenie peregrynacji święcono nieduże kopie obrazu Jezusa Miłosiernego i one trafiały do rodzin. To jest dobra forma przedłużenia refleksji związanej z orędziem, o którym mówiliśmy. Z myślą, że owa refleksja przerodzi się w jakiś konkretny czyn, że pojawią się owoce. Obszerna wersja rozmowy z bp. Grzegorzem Rysiem na naszej stronie poświęconej peregrynacji: www.krakow.gosc.pl.