Parafia, twój dom

Bp Grzegorz Ryś, Krystyna Strączek: "Kościelna wiosna"

www.znak.com.pl |

publikacja 01.07.2013 06:00

Munus znaczy: „dar”, a communio – „wspólnota darów”. Słowem, ja mam swój dar, ktoś ma inny, a ktoś następny – jeszcze inny. Wspólnota się tworzy, kiedy każdy coś od siebie daje.

Parafia, twój dom Wydawnictwo ZNAK Bp Grzegorz Ryś, Krystyna Strączek: Kościelna wiosna

Krystyna Stryczek: Podsumowując, w myśl wskazań Soboru nowość ruchu eklezjalnego powinna zasadzać się na realizacji trójnogu słowo Boże – liturgia – wspólnota.

Bp Grzegorz Ryś: Tak, te trzy elementy są zawsze. Znam też bardzo dobry tekst księdza Blachnickiego opisujący, czym jest ruch eklezjalny. To właściwie wykład przygotowany dla Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. Blachnicki wymienia w nim siedem istotnych wyróżników: słowo Boże, Eucharystia, modlitwa (także spontaniczna), świadectwo życia, czyli martyria, diakonia, czyli rodzaj posługi. Posługa wskazuje na konieczność zaangażowania poszczególnych członków wspólnoty. Tu dochodzimy do kluczowego znaczenia słowa „wspólnota”, czyli „communio”. Munus po łacinie znaczy: „dar”, a communio – „wspólnota darów”. Słowem, ja mam swój dar, ktoś ma inny, a ktoś następny – jeszcze inny. Wspólnota się tworzy, kiedy każdy coś od siebie daje. Dlatego kolejny punkt u Blachnickiego to właśnie jakaś forma wspólnoty dóbr materialnych – szczegóły bywają różnie rozstrzygane. Ostatnią rzeczą jest jedność. Nie tylko wewnątrz grupy, ale jedność z Kościołem. To bardzo istotna cecha ruchu: nie zamyka się w sobie, ale otwiera na całą rzeczywistość Kościoła.

Powiedział Ksiądz Biskup, że nowych ruchów doliczył się w samym Krakowie siedemdziesięciu, na ogólnopolskiej stronie www.nowaewangelizacja.org skatalogowanych zostało dotąd ponad trzysta. Rozumiem, że wykład Blachnickiego stanowi klucz, według którego można by rozeznawać ducha poszczególnych grup.

- Ten tekst dobrze pokazuje, co łączy ludzi we wspólnocie. Łączą ich modlitwa, słowo Boże i Eucharystia, które następnie wyzwalają w nich potrzebę posługi, czyli właśnie diakonii, i skłaniają do dawania świadectwa. Ono sprowadza się ostatecznie do tego, że potrafią się akceptować przy całej swej odmienności i różnorodności. I nawet jeśli grzeszą wobec siebie nawzajem (co się przecież nierzadko zdarza ludziom, którzy dłuższy czas przebywają razem), wspólnota się nie rozpada. Bardzo istotną sprawą jest wreszcie poczucie więzi z innymi zjawiskami w Kościele i z całym Kościołem: z papieżem, biskupami i prezbiterium. Jeśli tego nie ma, wspólnota zbacza z właściwej drogi.

Mówiliśmy o charyzmacie. Jednak także w dokumentach soborowych jest zastanawiający rys opieki nad ruchami, które jeszcze nie istnieją, i nakaz skierowany do Kościołów lokalnych i biskupów, żeby się o nie troszczyć. Sobór, można powiedzieć, przewidywał

powstawanie kolejnych ruchów.

- Ojcowie soborowi widzieli, co już się wydarzyło – na przykładzie ruchów przedsoborowych. Pewnie spodziewali się dalszego ciągu i, co istotne, poszli za tą intuicją. Na przykład Karol Wojtyła jako biskup krakowski mówił o posługiwaniu księży w Ruchu Światło--Życie w krakowskiej diecezji jako ich normalnym obowiązku pracy. Nie czymś dodatkowym, w takim sensie, że „normalne” są konfesjonał, ambona czy kancelaria, a bardzo gorliwy kapłan może się jeszcze ewentualnie zaangażować w Oazy. Wojtyła wręcz podkreślał: ta posługa należy do zakresu zwykłych obowiązków księdza. Jego podejście wpływało bardzo wyraźnie na zaangażowanie duchowieństwa. W końcu lat 70. w diecezji krakowskiej na wakacyjne rekolekcje jechało dziesięć tysięcy młodych ludzi. Średnia grupa oazowa liczyła pięćdziesiąt–sześćdziesiąt osób plus ksiądz. Z tego rachunku widać, że było tam co najmniej dwustu kapłanów. Dziś, niestety, inspiracja, którą dawał Wojtyła, gdzieś zniknęła. Są diecezje, gdzie 40–50% parafii nie gromadzi żadnych małych, konkretnych wspólnot. Ani młodzieżowych, ani dla dorosłych.

Z jakiego powodu?

- Różnie bywa. Czasem chodzi o zmianę mentalności. Księdzu, który jest na parafii w pojedynkę, trudno podołać obowiązkom, choćby tylko w ramach zwykłego duszpasterstwa. A jeszcze miałby „obsługiwać” wspólnotę. Gdyby jednak poczuł, że wędruje razem ze wspólnotą, że stała się ona dla niego punktem odniesienia i może się z nią też podzielić obowiązkami, pewnie byłoby zupełnie inaczej. Natomiast na razie mamy model, uwarunkowany po części historycznie rozmaitymi zaszłościami, w którym ksiądz wszystko musi zrobić sam, a przynajmniej nadzorować. A księży przecież nie przybywa, raczej ubywa. Średnia wieku kapłanów w Polsce też się podnosi. Stąd konieczna staje się właśnie wiosna, czyli odmłodzenie, dzięki temu, że ludzie świeccy wiele spraw przejmą.

Czy wyraźny bywa też motyw nieznajomości lub niechęci względem wspólnot?

- Raczej nieznajomości, a nieznajomość zawsze przekłada się na pewien rodzaj lęku. Jeśli czegoś nie znam, boję się tego, bo nie wiem, czego się spodziewać. Ale my naprawdę żyjemy w czasach przełomu. W niektórych sektorach życia Kościoła on się dokonuje szybciej, w innych wolniej. Na przykład świeccy zaczęli dość powszechnie studiować teologię – to wcale nie było takie oczywiste jeszcze w ubiegłym wieku. Teraz mamy armię wykształconych teologów świeckich, ludzi z doktoratami, którzy zostają katechetami albo działają w różnych szkołach ewangelizacji. Ruchy są rzeczywistością oddolną i zanim ona się przebije do góry, trochę czasu musi upłynąć. Papieże jednak konsekwentnie je promują, co notabene oznacza też, że nie są powszechnie znane.

Czy zdaniem Księdza Biskupa w każdej parafii powinny dziś działać ruchy eklezjalne?

- Niekoniecznie ruchy. Na pewno w każdej parafii powinny istnieć małe wspólnoty. Pojawiła się na przykład idea parafii stanowiącej sieć komórek. Dlaczego wspólnoty są konieczne? Otóż idąc na niedzielną mszę w kilkutysięcznej parafii, mogę z góry założyć dwie rzeczy. Po pierwsze, będę stał obok obcych sobie ludzi. A po drugie, 80% tej kongregacji w różnym stopniu nie utożsamia się w pełni z nauką Kościoła. Jeszcze przychodzą na Mszę Świętą i, załóżmy pozytywnie, zmagają się ze sobą. Można jednak przyjąć mniej pozytywnie, że wcale się nie zmagają. W tej sytuacji trudno osobie naprawdę zaangażowanej przeżywać wspólnie wiarę z kimś, kto podziela ją zaledwie w połowie.

Istnieje jeszcze inny powód, poważniejszy: właśnie odkrycie trójnogu życia chrześcijańskiego dokonane na Soborze (Słowo, sakrament i wspólnota). Skąd się on bierze? Te trzy wartości Kościół ma wiernym do zaoferowania: głosimy Słowo, sprawujemy sakramenty i gromadzimy ludzi. One są ze sobą związane wewnętrznie. Słowo prowadzi człowieka do sakramentu, sakrament powinien być przeżywany we wspólnocie i wtedy przemienia relacje między jej członkami. Na razie w Kościele w Polsce kładzie się bardzo mocny nacisk na dwa pierwsze elementy. Co się liczy podczas rekolekcji parafialnych? Czy ludzie przyszli słuchać i jaki procent poszedł do spowiedzi. Nie stawiamy pytania o chęć zaangażowania się we wspólnotę kościelną, a tym samym nie doprowadzamy procesu ewangelizacji do końca.

Tradycyjna parafia przestała się sprawdzać?

- Parafia (poza diecezją) jest ciągle podstawową jednostką w Kościele. Jan Paweł II podkreślał rangę parafii. Kościół się urzeczywistnia w diecezji, a diecezja się rozpisuje na parafie. I bardzo dobrze. Jeśli jednak Kościół ma mieć jakikolwiek rys radykalizmu i dynamizmu, muszą istnieć małe wspólnoty. Od zawsze tak było, tylko wcześniej tę funkcję pełniły wspólnoty zakonne.

Ksiądz Biskup, jeśli dobrze rozumiem, ma na myśli to, że Kościół zaczyna dostrzegać w swojej strukturze brak najniższego szczebla: diecezja-parafia-wspólnota. Cały czas się zastanawiam, jak to może być rozumiane przez proboszcza, który jeszcze nie zna rzeczywistości ruchów. Jak powinien sobie zorganizować te małe wspólnoty?

- Nie chodzi o żadną organizację! Tu doszliśmy do pary pojęć ważnej dla księdza Blachnickiego. (Ciekawe, że ciągle tak nam wraca w rozmowie człowiek sprzed czasów nowej ewangelizacji). Blachnicki przeciwstawiał sobie dwa terminy: organizacji i partycypacji. Jesteśmy świetnymi organizatorami. Pojawia się pomysł na parafię jako sieć wspólnot? Proszę, znajdujemy pięciu ludzi, którzy to organizują – i mamy.

Jeśli wytyczne pójdą z góry, nie ma wyjścia, trzeba organizować.

- Nie ma takich wytycznych z góry! Powtarzam, żadnych wytycznych z góry. Kościół się rozwija jak żywy organizm – przez partycypację, czyli udział w życiu. Jedyne, co może przekonać księdza do modelu przeżywania wiary i Kościoła, jaki wcześniej opisywaliśmy, to osobiste doświadczenie rekolekcji ewangelizacyjnych, a w każdym razie doświadczenie bycia zewangelizowanym. Wtedy sam odkryje potrzebę należenia do wspólnoty i bardzo konkretnego przeżywania własnej wiary. Kluczowa jest partycypacja, nie organizacja.