Niech żyje post!

Andrzej Macura

Biskupi zmienili treść czwartego przykazania kościelnego. Teraz już nie ma nakazu powstrzymywania się od udziału w zabawach w piątki.

Niech żyje post!

„Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w czasie Wielkiego Postu powstrzymywać się od udziału w zabawach” – brzmi teraz w Polsce czwarte kościelne przykazanie. Moim zdaniem to dobra wiadomość. I to wcale nie z powodu tego, że nie rozumiem znaczenia postu. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się jednak, że decyzja sprzed jedenastu lat o ścisłym trzymaniu się w tym względzie Kodeksu Prawa Kanonicznego, (który oczywiście zezwala konferencjom episkopatów na stosowne zmiany) nie był zbyt szczęśliwa. Dlaczego?

Wprowadzenie zakazu zabaw z piątki stawało okoniem wobec mocno już ugruntowanych w naszej kulturze zwyczajów weekendowych. A dotykało zwłaszcza ludzi młodych. To oni szczególnie często stawali przed dylematem wyboru spotkania z przyjaciółmi, istnienia w kręgu towarzyskim  albo wierności Kościołowi, a co za tym  idzie – samemu Chrystusowi. Odmówić zjedzenia mięsa – dość łatwo. Nie brać udziału w życiu towarzyskim znacznie trudniej. I działo się tak nie ze względu na prawo Boże, ale kościelne rozporządzenie.

Jasne, można mówić, że bycie chrześcijaninem musi kosztować. Tyle że to łatwo powiedzieć tym, którzy na zabawy nie chodzą. Tymczasem – jak mi się wydaje – stare rozwiązanie niepotrzebnie odsuwało młodych od Boga. Przesadzam? Łatwo mi wyobrazić sobie, co taki młody człowiek mógł przeżywać. Chciał być wierny Bogu. Myślał o dyspensie. Ale jeśli uległ  i bez dyspensy poszedł na zabawę wpadał w grzech. Nieraz kolejny. Po problemach w relacjach rodzinnych, koleżeńskich, szkolnych czy jeszcze innych. Po co się starać, skoro gdzie się nie obrócę, popełniam grzech? Nie lepiej wszystko to od siebie odsunąć i przestać się przejmować? Zwłaszcza że nie chodziło o prawo Boże, które ma odbicie w wypisanym w sercach prawie naturalnym, ale o trudniejsze do przyjęcia rozporządzenie Kościoła. Zmiana zasad w tym względzie to wyciągnięcie do takich ludzi ręki. To ułatwienie im wiary w to, że w dzisiejszym świecie można żyć po chrześcijańsku.

Wydaje mi się, że mniej więcej wiem,  jak ważną rzeczą w pobożności jest post. Ale wydaje mi się też, że uczenie go głównie przez stawianie wymagań, to niezbyt szczęśliwe rozwiązanie. W zamian zaproponowałbym raczej pracę nad poszerzeniem świadomości, jaką wartość przedstawia  i – szerzej – nad zmianą kultury w tym względzie. Jak to zrobić?

Może przez organizowanie w piątkowe wieczory nabożeństw pokutnych? Nie pasyjnych, nie przebłagalnych, ale pokutnych. Takich, które inspirowałyby do podjęcia umartwień w konkretnych intencjach. Oczywiście przydałoby się spojrzeć też wtedy na post w duchu Izajasza (58, 6-7), przez którego Bóg  zachęca  by „rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków”.

Czytaj też: