Nie dziecko, a przyjaciel

GN 19/2013 Katowice

publikacja 16.05.2013 09:30

O dojrzałości w wierze i działaniu Ducha Świętego w codzienności rozmawiamy z ks. Marcinem Wierzbickim, duszpasterzem młodzieży.

Światło Ducha Świętego to łaska, na przyjęcie której przygotowywani są kandydaci do bierzmowania Marta Sudnik-Paluch Światło Ducha Świętego to łaska, na przyjęcie której przygotowywani są kandydaci do bierzmowania

Marta Sudnik-Paluch: Mówi się, że bierzmowanie to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej. Piękne słowa, a jaka jest rzeczywistość?

Ks. Marcin Wierzbicki: – Można powiedzieć, że bierzmowanie jest sakramentem dojrzałości, ale bardziej od strony łaski Boga, a nie samego człowieka. To umocnienie w człowieku łaski Pana Boga. Wchodzimy w głębszą z Nim relację. Otrzymujemy wzrost w łasce uświęcającej, zakorzenienie w synostwie Bożym, jeszcze ściślejsze zjednoczenie z Bogiem, z Kościołem, pomnożenie tych wszystkich darów, które otrzymaliśmy w sakramencie chrztu świętego. W tym sensie na pewno można mówić o dojrzałości.

A co z tymi, którzy przyjmują ten sakrament?

Tu już trzeba się zastanowić. Kiedy popatrzymy na nasze własne bierzmowanie, przyjmowane ileś lat temu, szczerze przyznamy, że dzisiaj przeżylibyśmy je w sposób dojrzalszy. Ale pewnie za kolejne 10 lat bylibyśmy jeszcze bardziej świadomi. Wiadomo, że ten sakrament w większości przypadków udzielany jest młodzieży. Wszyscy pamiętamy, że to trudny wiek, często pełen buntu i z tą dojrzałością bywa różnie. Dlatego myślę, że należy akcentować nie naszą, ludzką dojrzałość, ale łaskę Pana Boga.

Czyli bierzmowanie może stać się pretekstem do nowego, świadomego otwarcia się na wiarę i pierwszym krokiem w dojrzałość?

Problem bierzmowania i – chyba można szerzej powiedzieć – wiary młodych ludzi to problem z doświadczeniem relacji, spotkania z Jezusem Chrystusem. Dopóki ten moment spotkania się nie wydarzy, będziemy kombinować, udawać, spełniać warunki, ale nie podprowadzi nas to do Boga. Musi się to dokonać w tym czasie przygotowania. Może warto pomyśleć, czy to przygotowanie nie powinno iść w stronę wspólnej modlitwy, adoracji. Przekazujemy młodzieży dużo informacji, są spotkania, dzielenie się wiarą z animatorami, osobami często tylko kilka lat starszymi od kandydatów do bierzmowania, ale najistotniejsze jest, żeby ta treść miała od razu przełożenie na modlitwę, żeby to nie była tylko nauka i na tym koniec.

Zgodnie z przysłowiem o kropli, działania katechetów drążą skałę, jaką jest młodzież?

Tak naprawdę ile w tym nas, a ile działania Ducha Świętego? Może tu trzeba też bardziej zastanawiać się, co nam mówi Ewangelia. Jezus powiedział: „Beze mnie nic nie możecie uczynić”. Nie powiedział „trochę”, „coś”, tylko: „nic”! Bez pomocy Ducha Świętego nawet nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że „Jezus jest Panem”! Potrzebny jest nam większy dystans do przypisywania sobie różnych zasług. Dobrze, jeśli robimy fajne rzeczy, jeżeli jest prawdziwa miłość w relacji z drugim człowiekiem, ale trzeba tu ciągle odwoływać się do pomocy Ducha Świętego. To nie jest fikcja, że Duch Święty jest, że działa. Przecież to, ze wzrastamy w wierze, że potrafimy miłować, że stać nas na przekraczanie takich tylko ludzkich relacji, to już jest działanie Pana Boga, Ducha Świętego w nas.

Wspomniał Ksiądz o tym codziennym działaniu Ducha Świętego. Nie sądzi Ksiądz, że ono jest trochę bagatelizowane, że chcielibyśmy od razu co najmniej daru języków albo prorokowania?

Jest taka tendencja do przeakcentowania charyzmatów nadzwyczajnych, jak języki, proroctwa, zaśnięcia w Panu, a zapominamy o charyzmatach zwyczajnych – łasce wiary, łasce zbawienia. To jest podstawa i to też nie dzieje się dzięki nam, naszym wysiłkom, tylko dzięki Duchowi Świętemu. Od momentu chrztu świętego On działa w nas, prowadzi do wiary i dzięki Niemu możemy wierzyć, możemy rozwijać swoje talenty, zdolności.

Początkowo chrzest i bierzmowanie łączyły się ze sobą.

Rzeczywiście, teraz jest to rozciągnięte w czasie, ale ciągle przedstawiane jako sakrament inicjacji chrześcijańskiej. Mamy ich trzy: chrzest, bierzmowanie i Eucharystia. Powinniśmy patrzeć na nie całościowo. To jest rozwijanie łaski Pana Boga w nas. Nie znaczy to, że On dał nam za mało np. w sakramencie chrztu, bo już wtedy obdarzył nas łaską zbawienia, która jest najważniejsza. Ale otrzymujemy też od Boga konkretne pomoce w postaci darów Ducha Świętego czy Eucharystii i na tej drodze zbawienia nie jesteśmy sami. Trzeba tu widzieć spójność tych trzech sakramentów. W Kościele Wschodnim do dzisiaj tak to funkcjonuje – sakramenty inicjacji przyjmowane są w jednym czasie.

Jest ciągłość, ale przygotowując się do bierzmowania, powinniśmy zweryfikować relację z Bogiem.

Jeżeli mówimy o chrzcie, że w tym sakramencie stajemy się dziećmi Bożymi, to uprawnione będzie stwierdzenie, że bierzmowanie jest wejściem w relację przyjaźni z Jezusem Chrystusem. Jeżeli przyjąłem ten sakrament, powinienem sobie zadawać pytanie, co robię z tą relacją. Nie pytać, czy jestem w porządku na poziomie prawa, ale jak traktuję Jezusa – mojego Przyjaciela. Moim zdaniem, to jest najlepszy kontekst do rozmowy o odpowiedzialności za sakrament bierzmowania. Na ile rozwijam moją przyjaźń? Wtedy zmienia nam się optyka, nie sprowadzamy wszystkiego do formuły, ale tworzymy relację. Pan Bóg dostosował się do możliwości człowieka i dlatego są sakramenty – widzialne znaki, których człowiek może dotknąć, poczuć. Kiedy Jezus chodził po ziemi, też wchodził w bardzo osobistą relację z człowiekiem – gdy uzdrawiał, mógł robić to na dystans, a mimo to najczęściej dotykał, kładł dłonie, wkładał palce do uszu. Teraz w sakramentach dokonuje się to samo – Jezus przychodzi i dotyka nas i wtedy dociera łaska. Bierzmowanie, tak jak pozostałe sakramenty, to nie kolejne obciążenie, ale zaproszenie do przyjaźni.

Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, na początku wydawało mi się, że łatwiej usłyszeć negatywne opinie o kandydatach: że nieprzygotowani, niezainteresowani, nie wiedzą nic o świętym, którego imię wybrali. Jakie są Księdza doświadczenia?

Mam pozytywne doświadczenia. Zawsze żartuję, że gdyby bierzmowańcom zaproponować podczas przygotowania trzy razy w tygodniu nocne czuwania, to oni by na nie przyszli. Potrafią przyjść na nabożeństwa majowe, Różaniec czy Roraty, więc to chyba nie jest kwestia myślenia: „Jak wszyscy przyjmują bierzmowanie, to ja też”. Muszą podjąć jakiś wysiłek. Jeśli niektórzy z nich mieli do tej pory sporadyczny kontakt z Kościołem, to musi być dla nich bardzo trudne aż tyle zrobić, bo wymagamy od nich sporo. I to jest ta szansa na przyciągnięcie człowieka do Kościoła. Być może to będzie okazja, by doświadczyć żywego Boga. Może to nie jest superdojrzałe, ale stwarza szanse, sprzyjające okoliczności. Znałem osoby, które przed przygotowaniem do bierzmowania miały duży dystans do Kościoła, do Pana Boga. Po bierzmowaniu decydowały, że chcą być w Ruchu Światło–Życie czy w innej wspólnocie i bardzo mocno zaangażowały się w nią. To jest konkret. Nie zawsze są to spektakularne działania, ale widać, że coś się zmieniło, że Duch Święty działa.