Tanie życie

Andrzej Macura

Wydarzenia na Wołyniu sprzed siedemdziesięciu lat ciągle dzielą Polaków i Ukraińców. Są też ważną lekcją na przyszłość.

Tanie życie

Nie będzie wspólnego listu biskupów łacińskich i greckich w sprawie rzezi polskiej ludności na Wołyniu. Tak wynika z niedawnych wyjaśnień rzymskokatolickiego metropolity Lwowa abp. Mieczysława Mokrzyckiego, który tłumaczył powody takiego stanowiska: pamięć o ofiarach tamtej zbrodni domaga się mówienia prawdy, a nie jej ukrywania. Na swoim chce postawić część polityków z Polski. Na swoim ich odpowiednicy na Ukrainie. Widać jednak, że obu stronom taka sytuacja doskwiera. Dlatego pojawiają się różne inicjatywy. W Kijowie miesiąc temu powstał komitet na rzecz pojednania między naszymi narodami. W Lublinie – wczoraj –  o to pojednanie wspólnie się modlono. Bo nie jest normalne, że wydarzenie z tak odległej przeszłości tak bardzo mocno wpływa na nasze dzisiejsze relacje.  

Tak być nie powinno. Abp Budzik we wczorajszej homilii przypomniał słowa kardynała Lubomyra Huzara, które padły podczas pielgrzymki Jana Pawła II na Ukrainę. „W ubiegłowiecznej historii naszego Kościoła były też chwile mroczne i duchowo tragiczne. Stało się tak, że niektórzy synowie i córki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego wyrządzali zło – niestety świadomie i dobrowolnie – swoim bliźnim z własnego narodu i z innych narodów. W twojej obecności, Ojcze Święty, i w imieniu Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, pragnę za nich wszystkich prosić o przebaczenie Boga, Stwórcę i Ojca nas wszystkich, oraz tych, których my, synowie i córki tego Kościoła, w jakikolwiek sposób skrzywdziliśmy. Aby nie ciążyła na nas straszliwa przeszłość i nie zatruwała naszego życia, chętnie przebaczamy tym, którzy w jakikolwiek sposób skrzywdzili nas. Jesteśmy przekonani, że w duchu wzajemnego przebaczenia możemy spokojnie przystąpić do wspólnego z Tobą sprawowania tej Eucharystii, ze świadomością, że w ten sposób wstępujemy ze szczerą i mocną nadzieją w nowe i lepsze stulecie”. Czy nie w tym kierunku powinniśmy iść?

Rachunków dawnych krzywd nie wyrównamy. Zresztą bólu konkretnych, często Bogu ducha winnych zamieszaniu ludzi, nie da się wycenić. Dobrze  widać to dziś w Bieszczadach. W takim Baligrodzie – mogiły tych, którzy zostali zabici za to, że czuli się Polakami. W okolicy – ślady po dawnych wioskach i greckokatolickich cerkwiach. Kto był katem, a kto ofiarą? Teraz już mniej istotne. Żal i jednych i drugich. Zwłaszcza że jako człowiek mieszkający na Śląsku i znający trochę jego nieodległą historię wiem, jak łatwo przychodzi „czystej krwi Polakom” deptać każdy przejaw inności.

Bo problemem nie jest narodowość. Problemem jest lekceważenie człowieka. Posunięte nieraz aż do pogardy dla jego życia. Swoje źródło ma ono nieraz w demoralizacji związanej z wcześniejszymi wydarzeniami. Przesada?

W  Bieszczadach przypominają o tym dwa rodzaje śladów. Najpierw po Żydach. Wywiezionych i wymordowanych przez hitlerowców. Świadomość, że dla jakiejś idei można mordować tysiące bezbronnych ludzi musi budzić przerażenie. Czy życie człowieka kompletnie się nie liczy?

W tych samych Bieszczadach i dalej na zachód, w Beskidzie Niskim, znaleźć też można całe cmentarze i pojedyncze mogiły żołnierzy z pierwszej wojny światowej. Walczyli po stronie Rosji albo Austrii, ale po obu stronach reprezentowali różne narody. Stracili życie w ofensywach, kontrofensywach i siedząc miesiącami w okopach, bo siedzący z dala od frontu przywódcy postanowili wziąć się za łby. Ktoś bardzo tanio wycenił ich życie. Czy można się dziwić, że po takich przeżyciach zwyczajni ludzie też mało cenili życie swoich bliźnich?

Na koniec tego przydługawego komentarza (proszę mi wybaczyć) jeszcze jedna refleksja. Dziś pogardę dla życia widać w gloryfikowaniu aborcji i lekceważeniu problemów związanych z in vitro. Czym to się dla nas skończy?