Laura zbiera owoce

Szymon Babuchowski

GN 19/2013 |

publikacja 09.05.2013 00:15

Wyruszyła przed wiekiem, jak Chrystus – na osiołku, by żyć wśród Indian i głosić im Ewangelię. Laura Montoya zostanie w tę niedzielę ogłoszona świętą. Pierwszą w historii Kolumbii.

Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Maryi Niepokalanej  i św. Katarzyny Sieneńskiej, założonego przez Laurę Montoyę (na zdjęciu u góry) pracują  wśród Indian Kogi  zdjęcia roman koszowski i Archiwum Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Maryi Niepokalanej i św. Katarzyny Sieneńskiej Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Maryi Niepokalanej i św. Katarzyny Sieneńskiej, założonego przez Laurę Montoyę (na zdjęciu u góry) pracują wśród Indian Kogi

W ośmiomilionowej Bogocie stoi dom prowincjalny zgromadzenia, które działa w 21 krajach, a w Polsce pozostaje zupełnie nieznane. To Siostry Misjonarki Maryi Niepokalanej i św. Katarzyny Sieneńskiej. Wspólnotę zakonną założyła w 1917 r. Laura Montoya – 43-letnia wówczas nauczycielka z Medellín w Kolumbii. Nie miała łatwego życia. W wieku 2 lat straciła ojca, który zginął w wojnie domowej, broniąc wiary i ojczyzny. Samotnej matce z trojgiem dzieci skonfiskowano cały majątek. Tak rozpoczęła się wieloletnia tułaczka osieroconej rodziny. Nic dziwnego, że w tych warunkach Laura musiała szybko dojrzeć. Już jako 16-latka rozpoczęła naukę w szkole dla nauczycieli w Medellín. Wkrótce dała się poznać jako wybitny pedagog. Poznała wówczas trudny los kolumbijskich Indian nie znających Chrystusa. Tak zrodziło się w niej pragnienie, by nie tylko dotrzeć z Ewangelią do najdalszych zakątków kraju, ale także nauczać tych, którzy nie mieli dostępu do edukacji.W 1914 r. wyruszyła z czterema innymi kobietami na osiołku do oddalonej o pięć dni drogi miejscowości Dabeiba w departamencie Antioquia.

Po trzech latach była już przełożoną nowego zgromadzenia.

Hamak w plecaku

– Dzisiaj spełnia się marzenie naszej założycielki – twierdzi siostra Carmen Sophia Camacho, Kolumbijka. – Matka Laura zawsze chciała robić coś nowego dla ludzi, dla Kościoła. W tamtych czasach kobieta, która jechała do buszu, by żyć, pracować, śpiewać i tańczyć z Indianami, była skandalem, także dla księży. Krytykowano ją za to, że siostry cały czas się przemieszczały, nie mając codziennego dostępu do Mszy i życia sakramentalnego. Do dziś musimy być ostrożne, kiedy opowiadamy o naszym charyzmacie, choć od tamtego czasu wiele się w Kościele zmieniło. W 1975 r. ukazała się adhortacja apostolska „Evangelii nuntiandi”, mówiąca m.in. o życiu wśród najuboższych. Ale nasze siostry wypełniały ją na długo przed jej powstaniem, bo matka Laura miała wielką intuicję ewangelizacyjną. Choć minął wiek, życie sióstr niewiele się zmieniło. Z tą różnicą, że dziś pracują wśród 80 grup etnicznych w różnych częściach świata. – Laura ukierunkowała swą pracę na Indian, ale dostrzegała fakt, że wielu ludzi nie zna jeszcze Chrystusa – mówi czarnoskóra siostra Melanie Kinzenze, pochodząca z Konga. – Dzisiaj w Kolumbii pracujemy także wśród Los Afro, czyli potomków niewolników sprowadzanych z Afryki, i wśród mieszkańców wsi. Jednak istota pracy pozostaje ta sama: – Z naszych domów w miastach rozjeżdżamy się po różnych wioskach – opowiada siostra Carmen. – Nieraz trzeba płynąć do nich wiele godzin łódką. Dlatego każda z nas ma w plecaku hamak, by mogła się przespać, jeśli noc zastanie ją w trasie.

Święta aktywistka

– Matka Laura, działając w oparciu o Ewangelię, była jednocześnie aktywistką praw człowieka – podkreśla siostra Alba Teresa Cediel Castillo, trzecia z zakonnic, które przyjęły nas w domu w Bogocie. – To, co robimy dzisiaj np. u nas, w Kolumbii, to także walka o prawa człowieka. Podam przykład: pracujemy wśród Indian Bari, w departamencie Santander Północ. To ziemie bogate w paliwo, na którym przedsiębiorstwa państwowe chcą zbić kapitał. 30 proc. kolumbijskich ziem należy do Indian i to są najbogatsze ziemie w tym kraju, zasobne w węgiel, drzewo, koltan, złoto czy słodką wodę. Uczymy więc mieszkańców, jak mogą bronić swoich praw. Inaczej łatwo będzie ich oszukać i wykorzystać.

Oni muszą wiedzieć, że są pełnowartościowymi ludźmi. Dlatego przeprowadzamy różne akcje, manifestacje, piszemy listy do organizacji rządowych, prosząc je, by działały zgodnie z prawem. Współpracujemy z wieloma organizacjami i grupami etnicznymi, także z Wenezuelczykami, żeby połączyć siły. Innym poważnym problemem jest rozwój górnictwa. Rząd odkrył złoża węgla na terenie 27 tys. hektarów i chce te ziemie pozyskać za wszelką cenę. Jeżeli zacznie się eksploatacja, to znikną dwie rzeki z tego obszaru, większość pól uprawnych i drzew stanowiących dżunglę. Spowodowałoby to wstrząs klimatyczny dla całej Ziemi! A rząd, który postawił teraz na górnictwo, naprawdę jest w stanie to zrobić. Dlatego musimy przeciwdziałać.

Zabici za pietruszkę

Obecnie na całym świecie pracuje 850 sióstr ze zgromadzenia założonego przez Matkę Laurę. Pochodzą z 16 różnych krajów. Siostra Melanie z Konga przez prawie dziewięć lat pracowała na Karaibach – w Dominikanie i Haiti. – Te dwa sąsiadujące ze sobą państwa to dwa różne światy – mówi. – Wielu Haitańczyków wyjeżdża do Dominikany w poszukiwaniu lepszego życia. Pracują głównie przy uprawie trzciny cukrowej i są traktowani bardzo źle. My troszczymy się o to, by były przestrzegane ich prawa. Dbamy o edukację, nie tylko religijną, zapewniamy opiekę medyczną. Pochodząca z Afryki zakonnica przypomina, że jeszcze w XX wieku, gdy dyktatorem Dominikany był generał Trujillo, Haitańczycy mogli zostać zabici praktycznie za nic. Wystarczyło, że hiszpańskie słowo perejil, czyli pietruszka, wymówili z charakterystycznym francuskim akcentem, by skrócić ich o głowę. – Dzisiaj też świat zapomniał o Haiti – twierdzi siostra z Konga. – Gdy było trzęsienie ziemi, zorganizowano wielką pomoc humanitarną, ale jednorazowa akcja nie wystarczy. Tam nadal mnóstwo ludzi mieszka w namiotach, bo nie mają własnego domu. Siostra Melanie wyznaje, że praca z najuboższymi, bliski kontakt z nimi, jest tym, co najbardziej pociągało ją w założonym przez Laurę Montoyę zgromadzeniu. – Widziałam, jak działały siostry w moim kraju, podziwiałam ich proste życie i ciągłe bycie w drodze. To mnie zafascynowało – opowiada. Także młode Indianki, które zetknęły się z siostrami, często chcą wstępować do zgromadzenia. – Wiele z nich pracuje potem wśród swoich i cieszą się wielkim szacunkiem – dodaje siostra Alba. Matka Laura ostatnich dziewięć lat życia spędziła na wózku inwalidzkim. Ale nigdy nie wycofała się z działalności misyjnej. Do końca rozsyłała swoje misjonarki po Kolumbii i poza jej granice. Dziś, kiedy patrzy się na uśmiechnięte twarze sióstr pracujących z najbiedniejszymi Ameryki, Afryki i Europy, można być pewnym, że życie Laury Montoyi przyniosło wspaniałe owoce. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.