Poza siecią

ks. Włodzimierz Lewandowski

Prawdziwa sieć to człowiek z człowiekiem, brat z bratem, ze sobą, dla siebie...

Poza siecią

W miniony czwartek, późnym wieczorem, na ekranie komputera pojawiła się informacja: „Przez najbliższe kilka tygodni prowadzona będzie rozbudowa i modernizacja sieci w tym rejonie. Przepraszamy za ewentualne niedogodności w czasie trwania prac.”  Niedogodności poznałem następnego dnia. Sygnał w modemie pojawia się na kilka, czasem kilkanaście minut, z prędkością właściwą dla GPRS. Cała zatem aktywność redaktorska polega na czekaniu i coraz bardziej nikłej nadziei, że coś uda się zrobić. Taki na przykład kalendarz pojawia się we wszystkich naszych i gościowych serwisach tylko dzięki życzliwości redakcyjnej koleżanki, cierpliwie wklepującej to, co jej przez telefon podyktuję.

Pytają mnie przy okazji takich zawirowań dlaczego nie zmienię dostawcy Internetu. Dobre. Żebym miał jeszcze na kogo. Przebierający w cenach i szybkościach nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że dla wielu mieszkańców naszego (i nie tylko) kraju tak zwane olbrzymie możliwości, jakie daje Internet, kończą wraz z zakończeniem rozmowy z konsultantem i podpisaniem umowy. Przekonał się o tym mój sąsiad, gdy dał się namówić na tańsze rozmowy, czterdzieści osiem kanałów telewizyjnych i modem z routerem wi-fi.

Pół biedy ze mną. Ostatecznie, gdy szefostwo się zdenerwuje, zawsze na moje miejsce może znaleźć kogoś innego. Ale takie na przykład dzieciaki. Cała klasa dostaje zadanie domowe. Mają wyszukać informacje, zrobić prezentację i coś tam jeszcze. Z góry skazani w ramach programu wyrównywania szans. Bo nawet jeśli część z nich nie mieszka za lasem bądź za górką, to modem i tak jest bezużyteczny. Przynajmniej przez najbliższych kilka tygodni. Co do lasu i górki. Na takim Żabioku, jak u nas mówią, żeby złapać sygnał trzeba antenę umieścić co najmniej pięć metrów nad dachem domu. Bo wspomniany las i górka to biała plama, na mapie zasięgu widoczna tylko przy bardzo dużym powiększeniu. Pani w szkole białej plamy nie zauważyła i wszystkie dzieci mają w domu wyszukać coś u cioci Wikipedii.

Pozostając przy dzieciach. Kłopoty z siecią nie oznaczają kłopotów z budowaniem wspólnoty parafialnej. W tych dniach przygotowujemy się do Komunii rocznicowej. Patrzę na te roześmiane, ufne twarze i przypominam sobie jak niektórzy z nich, brzdącami będąc, chowali się przed proboszczem pod wersalkę albo za maminą sukienką. Dziś nie tylko biegają, ale rozmawiają, wspólnie poznają, śmieją się, żartują, odpowiadają i zadają pytania. Bez zahamowań, bez lęku i stresu. Nie patrząc na zegarek i nie czekając kiedy to wszystko wreszcie się skończy. Podobnie ich rodzice. Sami potrafiący się zorganizować, razem z dziećmi zgłębiający tajniki Eucharystii. Wszyscy razem traktujący te nasze spotkania, wspólne modlitwy, rozmowy, jako coś normalnego, ze świadomością, że oto stawiamy kolejny krok, jeszcze jedną cegiełkę położymy, staniemy się sobie nawzajem bliżsi, a proklamowane w liturgii słowa „bracia” nie będą brzmiały na wyrost, poza i ponad głowami, ale będą opisem stanu rzeczywistego. Opisem wspólnoty, która rośnie.

A sieć? Sygnał bądź jego brak nie ma tu najmniejszego znaczenia. Bo prawdziwa sieć to człowiek z człowiekiem, brat z bratem, ze sobą, dla siebie, czasem ze śmiechem na ustach a czasem z łezką w oku.