Dla Boga nie ma nic niemożliwego

Imię i nazwisko autorki do wiadomości redakcji

GN 17/2013 |

publikacja 25.04.2013 00:15

W dyskusjach na temat związków homoseksualnych pojawia się tylko jedna grupa homoseksualistów – ta, która żąda dla siebie wszelkich praw. Nie słychać jednak w ogóle osób, które choć doświadczają tych skłonności, to nie podzielają „radosnego” dążenia swoich kolegów i koleżanek. Ja należę właśnie do tej drugiej grupy. Chcę zaświadczyć o swojej drodze i o swoim widzeniu, czym jest homoseksualizm i jak widzę rolę Kościoła na tej drodze.

Homoseksualizm jest kłamstwem. Jest zranieniem, które prowadzi do takich skłonności, ale żyjąc w Bogu, można dojść do wyzwolenia. canstockphoto Homoseksualizm jest kłamstwem. Jest zranieniem, które prowadzi do takich skłonności, ale żyjąc w Bogu, można dojść do wyzwolenia.

Odkąd pamiętam, chciałam założyć zdrową, normalną rodzinę. Odkrycie w sobie skłonności homoseksualnych było dla mnie i szokiem, i poczuciem pozornego odnalezienia „domu”. Moje „szczęście” nie trwało długo, gdyż już po kilku dniach zaczęły mnie męczyć potworne wyrzuty sumienia, że to, co robię, jest niewłaściwe i wbrew mnie. Na początku związek, w który weszłam, traktowałam jako stan chwilowy, że to się skończy i będzie normalnie, ale z biegiem czasu okazało się, że nie potrafiłam skończyć. Zaczęła się wieloletnia szarpanina z samą sobą. Chciałam Boga, chciałam żyć według Jego zasad, a jednocześnie żyłam po drugiej stronie. Chciałam móc założyć rodzinę, mieć męża, dzieci, ale wybory, których dokonywałam, nie przybliżały mnie do tego. Nie żyłam więc ani według własnych, ludzkich pragnień, ani według wiary.

Bóg rzucał koła ratunkowe

Pierwszym kołem ratunkowym rzuconym mi przez Boga było Pismo Święte i znalezione przeze mnie „przypadkiem” słowa: „dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Od tego momentu ten tekst i postać Abrahama stały się dla mnie, i są po dzień dzisiejszy, kierunkiem i ratunkiem w chwilach słabości. Kolejnym kołem ratunkowym, które pomagało mi w wyjściu z rozdarcia, były spowiedź i Eucharystia. Dziwiło mnie przez długi czas, czemu kobieta, z którą byłam przez wiele lat, nigdy nie miała jazd, czy być w związku z kobietą, czy nie. Zrzucałam to na jej traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. Jednak dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że to częsta Eucharystia nie pozwoliła mi zgodzić się na ugrzęźnięcie w tym, czego moja prawdziwa natura nie chciała. Żywy Bóg przez spowiedź otwierał mi oczy na prawdę, a przez Eucharystię uzdrawiał rany i dodawał sił do podążania za prawdziwymi pragnieniami. To nie jakieś ludzkie aspekty, ale sam Bóg wyciągał mnie z tej ciemności, w którą ciągle się zapadałam. On mnie ciągle budził, potrząsał mną, abym „nie zamarzła”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.