Jak żyć?

Joanna M. Kociszewska

To pytanie może mieć bardzo różny wymiar. W dzisiejszych mediach tylko o dwóch jego aspektach.

Jak żyć?

To pytanie może mieć bardzo różny wymiar. W dzisiejszych mediach tylko o dwóch jego aspektach. Pierwszy związany jest z atakiem terrorystycznym na mecie maratonu w Bostonie. Temat podejmują wszystkie gazety. Jak żyć z terroryzmem? Czy da się z nim żyć?

Niestety, wydaje się, że terroryzm jest i będzie elementem naszej rzeczywistości. Świat, któremu wydawało się, że potrafi zapanować nad każdym niebezpieczeństwem, okazuje się bezradny. Nasze życie nie zależy od nas i może się skończyć w najmniej spodziewanym momencie. Bez uprzedzenia.

W komentarzach po zamachu dominuje oburzenie, gniew i przekonanie, że nie wolno dać się przestraszyć. Słuszne oburzenie, całkowicie słuszny gniew. Prawdą jest również, że nie wolno ulegać panice. Ale nie wystarczy motywacja, by nie dać satysfakcji zbrodniarzom. Trzeba czegoś więcej: wyzbycia się nienawiści.

Tylko ten, kto potrafi odrzucić nienawiść, naprawdę pokonał lęk. Tylko ten naprawdę zwyciężył.

Zupełnie inny aspekt pytania „jak żyć” w Dzienniku Zachodnim. Co jest ważne dla młodych ludzi kończących studia? Jakie są ich plany i oczekiwania? Pensja 3000 brutto (nieco ponad 2000 netto), stabilna praca, czas na życie prywatne... Czy takie oczekiwania są realne? W Rzeczpospolitej z kolei tekst o bezrobociu wśród nauczycieli. Ci, którzy stracili pracę, nie podejmują działań w celu zmiany swojej sytuacji, biernie czekają na pracę w szkole. Grozi im wyuczona bezradność.

Rozumiem oczekiwania młodych ludzi, to poziom pozwalający na samodzielną egzystencję na rozsądnym poziomie czy założenie rodziny. Z drugiej strony nie da się ukryć, że są to oczekiwania niemożliwe do spełnienia w skali masowej. Części się uda. Tej, która wykaże się inicjatywą, zaangażowaniem, pomysłowością, kreatywnością… Części nie.

Myślę, że staliśmy się ofiarami założenia, że wysiłek obniża wartość życia, a najważniejsza jest satysfakcja i komfort. Nie da się mieć wszystkiego. Nie jestem zwolennikiem poświęcania życia pracy, zaniedbywania życia rodzinnego czy osobistego, ale życie jest sztuką dokonywania wyborów. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czego chcę, jak to mogę osiągnąć, co mogę poświęcić?

Warto też pamiętać o jednej ważnej rzeczy: nie musimy być samowystarczalni. Warto pomagać i korzystać z pomocy. Coraz częściej na szczęście widać wysiłek odbudowywania sieci społecznych. To nie rozwiąże problemu bezrobocia, ale może zmienić sytuację ludzi. A w końcu to jest najważniejsze.

Na koniec kilka drobnych spraw, które warto zauważyć. Gazeta Wyborcza pisze o mającej powstać fundacji, która ma pomagać ofiarom księży pedofilów. Jej założyciele uciekają od polityki - twierdzi. To dobrze. Mam nadzieję, że będą pomagać mądrze i skutecznie.

Umorzenie postępowania w sprawie wypowiedzi Grzegorza Brauna o dziennikarzach Gazety Wyborczej to temat i dla Gazety i dla Rzeczpospolitej. Zdaniem prokuratury nie było o publiczne nawoływanie do zbrodni, gdyż takie przestępstwo może być tylko umyślne. Nie wnikam w zawiłości prawne. Z punktu widzenia etycznego sytuacja jest dla mnie jednoznaczna. Takie wypowiedzi są nie do przyjęcia, bez względu na intencje i stronę, która je wygłasza.

W Gazecie Wyborczej temat dnia to sześciolatki w szkole. Przeprowadzono badania, w których pytano rodziców co myślą o rodzicach mających inne zdanie. Ci, którzy wybrali dla dziecka zerówkę mogą być nadopiekuńczy, leniwi, wygodni, boją się odpowiedzialności - czytam. Badanie było fokusowe, czyli niereprezentatywne, ale nawet gdyby było reprezentatywne, to dalej by to niczego nie oznaczało, jest tylko funkcją różnicy poglądów.

Z kampanią „Ratuj Maluchy” nie sposób wygrać inaczej, niż zdyskredytować rodziców. Najlepiej nie własnymi rękami.