Boża optyka

GN 15/2013 Koszalin

publikacja 18.04.2013 09:20

- To już jest niezwykłe miejsce. Widać w nim palec Boży! - mówili zarówno ci, którzy po raz pierwszy przestąpili gościnne progi Domu Miłosierdzia, jak i ci, którzy od kilku miesięcy odwiedzają go regularnie.

Z koncertem „Nadzieja wyśpiewana” wystąpiła Maria Krawczyk i zespół Małe Ważne Sprawy Karolina Pawłowska Z koncertem „Nadzieja wyśpiewana” wystąpiła Maria Krawczyk i zespół Małe Ważne Sprawy

W Niedzielę Miłosierdzia Bożego kilkaset osób zwiedzało dom, wysłuchało pięknego koncertu, a przede wszystkim wspólnie się modliło.

Dom Jezusa

Pierwszy dzwonek zabrzęczał równo o dziewiątej. Potem do wieczora drzwi Domu Miłosierdzia już się nie zamykały niemal ani na chwilę. Kilkudziesięciu wolontariuszy nie nadążało z oprowadzaniem gości po kolejnych kondygnacjach. Choć na razie trzeba jeszcze wśród ścian z pozbijanymi tynkami uruchomić wyobraźnię, jest co zwiedzać. Na przeszło 1700 metrach kwadratowych ma powstać dom, w którym każdy potrzebujący znajdzie pomoc. – To nie będzie urząd, ale prawdziwy dom Jezusa – mówi Mateusz Orłowski, członek ekipy, która od roku tworzy od postaw koszaliński Dom Miłosierdzia. Przed rokiem razem z żoną dali się porwać Bożemu szaleństwu ks. Radka Siwińskiego, pomysłodawcy przedsięwzięcia. Zostawili początki karier w Gdańsku i skoczyli na głęboką wodę. – Nie pieniądze, kariera, samochody dają szczęście. Ono jest w Bogu, bo On się o wszystko troszczy. Może warunki są skromniejsze, ale szczęścia mamy dużo więcej – tłumaczy.

Cud na wyciągnięcie ręki

Mimo zmęczenia po długim machaniu miotłą przed wizytą gości, uśmiech nie schodził z niczyjej twarzy. Tym bardziej, że chętnych do odwiedzenia wielkiego budynku z czerwonej cegły przy al. Monte Cassino 7 nie brakowało. Do zaimprowizowanej na czas świętowania kaplicy w największym pomieszczeniu domu podczas Mszy św. i w Godzinie Miłosierdzia trudno było wetknąć choć szpilkę. – Zakochałam się w tym miejscu, kiedy pierwszy raz przyszłam do kaplicy. I w tych szalonych ludziach, którzy je tworzą – nie kryje zachwytu Elżbieta Wacławska, mieszkająca po sąsiedzku. Sama od 24 lat działa w Caritas, na dzień otwarty przyprowadziła swoją koleżankę, żeby opowiedzieć jej o tym wyjątkowym dziele.

– Na górze będą mieszkać siostry zakonne – modlitewne wsparcie domu. Będzie też „szkoła życia” dla młodych ludzi, którzy szukają swojej drogi w życiu. Na dole kaplica, serce domu – opowiada wolontariuszka Monika Musioł. Będą jeszcze pomieszczenia sanitarne, stołówka, kryzysowe miejsca noclegowe i pomieszczenia dla specjalistów: lekarzy, doradców, prawników. To wszystko na razie widoczne wyłącznie na planach rozwieszonych na korytarzach, ale ekipa Domu Miłosierdzia nie ma wątpliwości, że – mimo ogromu pracy – do zrealizowania już za chwilę. Bo cuda już się dzieją. Pan Bóg zsyła im niezwykłych ludzi, którzy na przykład ofiarowują… okna dla całego budynku. – Sam dla siebie bym się na coś takiego nie porwał, ale skoro to dom Jezusa, to modlimy się: „Panie pomóż! Nie chcemy przecież wyjechać na Hawaje, tylko położyć w Twoim domu podłogi”. I Pan Bóg się troszczy – śmieje się Mateusz.

Miłosierdzie patrzy sercem

– Miłosierdzie to czuła, cierpliwa miłość Boga, który rozumie niedoskonałość człowieka. To inne spojrzenie niż to, którym patrzy świat, szybko osądzający i wydający wyroki. Choć zeszpecony jestem grzechem, Bóg rozpoznaje we mnie ukochane dziecko. Miłosierdzie nie patrzy oczami, tylko sercem – mówił przewodniczący Eucharystii ks. Wacław Grądalski, ojciec duchowny z koszalińskiego seminarium. Przypominał, że przyznawanie się do Jezusa to właśnie takie patrzenie na drugiego człowieka. Odprawiając Mszę św. w surowych, nieotynkowanych ścianach powstającego domu, wspominał także początki domu wspólnoty Cenacolo w podkoszalińskim Giezkowie. – 12 lat temu w podobnych warunkach sprawowaliśmy tam pierwszą Eucharystię i wielu stukało się w głowę. Pytali: „Czy ty zwariowałeś? Z tego nic będzie, to jest wielka ruina”. A dziś jest piękny dom i ogród, a nade wszystko ponad 600 młodych ludzi, którzy wrócili do życia, w Jezusie odnaleźli nadzieję – opowiadał ks. Wacław.

Modlitewny klucz

Trzy miesiące temu otworzyli drzwi domu. W kaplicy zamieszkał Pan Jezus i trwa nieustanna całodobowa adoracja. Ks. Radek cieszy się, że dom zaczyna tętnić życiem. Tyle że już trudno nadążyć z duszpasterską posługą dla wszystkich potrzebujących. – Depresja, samotność, lęk to największe dzisiaj bolączki. Największa bieda to ta duchowa – opowiada duszpasterz. Dlatego planują jak najszybsze ustalenie stałej godziny modlitwy wstawienniczej. – Wątpliwości? Bywają, zwłaszcza, gdy piętrzą się rachunki do zapłacenia. Ale to mobilizuje nas do jeszcze silniejszej modlitwy i zawierzenia. To jest klucz wszystkiego, co robimy – dodaje Mateusz.

Więcej na www.koszalin.gosc.pl