Efekt efektu

ks. Artur Stopka

Zamarzyło mi się, aby „efekt Franciszka” okazał się również w pewnym sensie „efektem motyla”.

Efekt efektu

Media rozpisują się właśnie o „efekcie Franciszka”, który miałby polegać na gwałtownym wzroście frekwencji na Mszach świętych i przy konfesjonałach we włoskich kościołach katolickich. Miałby to być błyskawiczny (bo osiągnięty zaledwie w miesiąc) rezultat pojawienia się nowego Następcy świętego Piotra, który podjął sprawowanie swej posługi w innym od poprzedników stylu.

Dobrze by było, gdyby medialne doniesienia znalazły pewne potwierdzenie. Zwłaszcza, że do sceptycyzmu – przynajmniej co do rozmiaru zjawiska – skłaniają między innymi komentarze, jakie można znaleźć pod wspomnianymi wyżej informacjami. Warto więc zachować spokój i poczekać na oficjalne wypowiedzi i dane ze strony przedstawicieli Kościoła katolickiego we Włoszech.

Muszę przyznać, że gdy tylko natknąłem się na te pełne entuzjazmu wiadomości, od razu przyszło mi do głowy i mocno w niej utkwiło pewne marzenie. Nie kryję, że chciałbym, aby pontyfikat Franciszka stał się dla wielu ludzi impulsem do powrotu do Kościoła. Chciałbym, żeby wiele niedobrych rzeczy, które mają miejsce katolickiej wspólnocie wiary, zostało naprawionych.

Przede wszystkim jednak zamarzyło mi się, aby „efekt Franciszka” okazał się również w pewnym sensie „efektem motyla”. Ale wyłącznie w wymiarze pozytywnym. Marzy mi się, aby nawet niewielkie zmiany dokonane przez nowego biskupa Rzymu tam, na miejscu, powodowały ogromne przemiany na lepsze w całym Kościele powszechnym. Żeby korzystne zjawiska inicjowane przez Franciszka w Stolicy Apostolskiej nie tylko się rozchodziły się po calutkim świecie, ale by się nasilały w poszczególnych diecezjach i parafiach. A przede wszystkim w katolikach, gdziekolwiek są.

Chciałbym, żeby powiew Ducha Świętego, jaki po raz kolejny miał miejsce w Watykanie, rozległ się wielkim szumem ewangelizacji aż po krańce świata. I żeby nie ominął Polski.