Jak Rambo

ks. Włodzimierz Lewandowski

Rambo indywidualista jest dobry w kinie. W parafii Rambo bez Aarona i Chura się nie obejdzie.

Jak Rambo

Ciekawym jest obserwować zmiany języka watykańskich dostojników, dokonujące się po wyborze Franciszka. Wczoraj na przykład Radio Watykańskie omawiało wywiad, jakiego udzielił kardynał Maruo Piacenza francuskiemu tygodnikowi. Księża muszą być jak Rambo. Porównanie, choć świetne, trochę mnie zaskoczyło. Do tej pory kojarzono mnie raczej z Batmanem. Co na początku było denerwujące. Dopiero jedna z koleżanek wytłumaczyła mi w pokoju nauczycielskim, że to nie jest szyderstwo, ale wyraz uznania. Cóż, poczułem się uznany. Być w podobny sposób odnajdę się w skórze Rambo.

Chociaż tak naprawdę to porównanie jakoś mi nie pasuje. Rambo to w jakimś sensie indywidualista, nadludzką mocą pokonujący przeszkody, walczący ze złem. Problem leży właśnie w indywidualizmie.

Przed ponad dziesięciu laty ukazała się świetna powieść o proboszczu, który stracił wiarę. Tak po prostu. W poranek wielkanocny wszedł na ambonę, by wygłosić kazanie, popatrzył na obecnych w świątyni wiernych, zamyślił się i odkrył, że on przestał wierzyć. Ale nie utrata wiary w książce jest najważniejsza. Najpiękniejsze strony powieści są poświęcone wysiłkowi, jaki podjęła wspólnota parafialna, by proboszcz wiarę odzyskał. Czytając – paradoksalnie – aż chciało się stracić wiarę. By tej wiary, tej troski, tego zaangażowania wspólnoty parafialnej doświadczyć.

Jakoś ta powieść z Rambo mi się skojarzyła. I z Mojżeszem. Siedzącym na górze z wyciągniętymi rękami i błogosławiącym walczących z Amalekitami Izraelitów. Gdy zabrakło mu sił Aaron i Chur usiedli, podpierając jego słabnące dłonie. Aż Jozue pokonał wroga.

Rambo indywidualista jest dobry w kinie. W parafii Rambo bez Aarona, Chura i Jozuego się nie obejdzie.

Wracając do proboszcza z powieści. Wiary nie odzyskał. Choć, kto wie… Podziwiającym widoki, rozciągające się z bacówki, w której zamieszkał, zwykł mówić: pięknie, bo tu nie ma rzeczy niepotrzebnych. Być może odkrył, że droga do wiary zaczyna się w momencie, gdy człowiek, ksiądz, chrześcijanin, pozbędzie się wagonów rupieci, przysłaniających cel i opóźniających marsz.