Papież Franciszek i Kościół w Polsce

Andrzej Macura

Dziś w subiektywnym przeglądzie prasy o ciut irracjonalnych nadziejach, jakie media pokładają w papieżu Franciszku.

Papież Franciszek i Kościół w Polsce

Rzeczpospolita rozdaje dziś biskupie nominacje. Z artykułu Tomasza Krzyżaka dowiadujemy się, że niebawem arcybiskupem wrocławskim, na miejsce odchodzącego na emeryturę abp Mariana Gołębiewskiego ,zostanie były sekretarz Jana Pawła Wielkiego, dzisiejszy arcybiskup Lwowa, Mieczysław Mokrzycki. Autor podaje także inne nazwiska, które wcześniej pojawiły się na „giełdzie” (tak w tekście), ale ostatecznie przepadły. Zmiany mają też nastąpić w Warszawie. Nowymi biskupami pomocniczymi w tej archidiecezji mają  zostać rektor warszawskiego seminarium ks. profesor Wojciech Bartkowicz oraz kanclerz warszawskiej kurii ks. Janusz Bodzoń. Autor wymienia też stolice, których biskupi już osiągnęli lub w najbliższym czasie osiągną wiek emerytalny: Rzeszów, Bielsko (Żywiec), Drohiczyn, Gniezno.

Wszystko dobrze i pięknie. Być może informacje o nominacjach są prawdziwe. Tyle że wedle procedur powinny być tajne. Albo ktoś złamał obowiązującą go tajemnicę albo Rzeczpospolita zabawia się we wróżkę. Jak by nie było – smutne to. Choć może faktycznie nie ma powodu, by przyszłe nominacje otaczać taką tajemnicą, to jednak pewien zgrzyt jest.

Gorzej, że przedstawia się nominacje biskupie tak, jakby chodziło tylko i wyłącznie o kariery. Przypominam, że w Kościele bycie przełożonym oznacza służbę i mam nadzieję, że wiedzą też o tym ewentualni nominaci. Dlatego określenia typu, że któryś biskup „dusi się” w mniej znanej  diecezji czy że Wrocław to awans, bo arcybiskupi wrocławscy często zostają kardynałami (abp. Marian Gołębiewski akurat nie został) musi budzić niesmak.

Warto jednak zauważyć jeszcze jedno: tytuł. Sugeruje że to papież Franciszek zabrał się za jakieś porządki w Kościele polskim. Tymczasem nie minął jeszcze miesiąc od jego wyboru. Nie wierzę, by miał tak dobre rozeznanie w polskim Kościele, żeby od razu chciał realizować jakiś swój pomysł na politykę personalną. Za ewentualnymi zmianami stoi pełniący swą funkcje od 2010 roku nuncjusz, abp Celestino  Migliore. Nowe nominacje – uwzględniając cały skomplikowany proces konsultacji poprzedzający ostateczne decyzje – są więc raczej kontynuacją pewnej polityki personalnej obecnego nuncjusza, a nie wynikiem nowej koncepcji obecnego papieża.

W Gazecie Wyborczej, oprócz budzącej złość informacji o próbie kolejnego zamachu rządu na „drugi filar” i współczucie wiadomości, że Wielki Tydzień pani Magdalena Środa spędziła cierpiąc w otoczeniu krzyży, wizerunków świętych i „prawdziwego księdza”,  czyli w szpitalu (skomplikowane złamanie ręki, współczucia), artykuł Katarzyny Wiśniewskiej  „Nowy papież prowokuje biskupów”. Zdaniem autorki „polski Kościół ma kłopot, jak interpretować wizję Franciszka, który wzywa Kościół do radykalnego ubóstwa, a sam rezygnuje z oznak papieskiego przepychu”. Na dowód tego przytacza różne wypowiedzi polskich hierarchów, które – jej zdaniem – mają zmiękczyć wymowę papieskich gestów. Oczywiście wszystko po to,  by wytłumaczyć się ze swojej, niezbyt chwalebnej postawy.

Trudno orzec, czy domysły pani Wiśniewskiej są słuszne czy nie. Ostatecznie człowiek który staje na ambonie (albo pisze rozważania w Internecie) nie porusza jedynie tematów, które dotyczą go osobiście; stara się także odpowiadać na pytania, które nurtują jego słuchaczy. A dziś pytanie o stosunek Kościoła do bogactwa zadają także świeccy. Zwłaszcza ci, którzy czują się bogaci. Jak by nie było chyba należy się cieszyć, że takie pytania w ogóle się pojawiają. Bo to znaczy, że wierzącym (w tym biskupom) nie wszystko jedno; że próbują swoje życie konfrontować z wymaganiami płynącymi z wiary. To znacznie lepiej niż bezmyślne przekonanie o własnej doskonałości, jakie czasem prezentują ludzie dystansujący się od Kościoła.

Wnioski? Wydaje mi się, że nowy papież zbyt często jest traktowany jako bicz na wszelkie bolączki Kościoła. Te prawdziwe i te wydumane. I zbyt często jest przeciwstawiany temu co było do tej pory. Nie chodzi o to, by rękami i nogami bronić jakiegoś status quo, ale by jednak nie przesadzać w tym przeciwstawianiu jednych drugim.