Minister, senator, dziennikarz

Andrzej Grajewski

Zmarł Krzysztof Kozłowski. W jego życiorysie odbija się sukces i słabość III Rzeczpospolitej.

Minister, senator, dziennikarz

Krzysztof Kozłowski był jednym z najważniejszych polskich polityków pierwszej dekady III Rzeczpospolitej, jako minister spraw wewnętrznych, poseł oraz senator, reprezentujący środowisko polityczne Unii Wolności. Wcześniej, jako wieloletni zastępca Jerzego Turowicza współdecydował  o kształcie „Tygodnika Powszechnego”.  Był jednym z najważniejszych ministrów w ekipie Tadeusza Mazowieckiego, który powierzył mu najpierw nadzór nad cywilnymi służbami specjalnymi, a później kierowanie całym resortem spraw wewnętrznych.  Kozłowski rewolucji tam nie zrobił. Doprowadził jednak do weryfikacji byłych funkcjonariuszy SB, która spowodowała odejście pewnej ich części, zwłaszcza ludzi zajmujących się zwalczaniem opozycji  i Kościoła. Nie ruszał natomiast wywiadu i kontrwywiadu, czego negatywne skutki ciągnęły się latami. Z jego inicjatywy powstał Urząd Ochrony Państwa, który był nową jakością w pracy polskich służb specjalnych, m.in. wtedy rozpoczęła się  intensywna współpraca z zachodnimi partnerami. Bez tych zmian, nasza droga do NATO byłaby dłuższa. U boku Kozłowskiego rozpoczynali kariery zarówno ludzie związani dzisiaj z Platformą, jak Bartłomiej Sienkiewicz, jak i z prezydentem Lechem Kaczyńskim, jak gen. Zbigniew Nowek.

Kozłowski długo nie był zwolennikiem otwierania archiwów bezpieki. Wiem jednak, że kilka razy rozmawiał o problemie teczek z hierarchami, nakłaniając ich do podjęcia działań, chroniących Kościół przed awansem duchownych uwikłanych we współpracę z bezpieką. Nie spotkał się jednak z pozytywnym odzewem. Dopiero skandal z nieudanym ingresem abpa Wielgusa spowodował, że biskupi zdecydowali się na autolustrację. Warto także dodać, że w momencie tworzenia Instytutu Pamięci Narodowej, Kozłowski, wówczas senator Unii Wolności, wsparł projekt utworzenia tej instytucji.  Jako przewodniczący Kolegium IPN obserwowałem w Senacie tajne głosowanie nad kandydaturą prof. Kieresa, na urząd pierwszego prezesa Instytutu. Senatorzy z SLD nie zostawili na tej kandydaturze suchej nitki. Wątpliwości mieli senatorowie PSL, nie wiadomo było, jak zachowają się senatorowie Unii Wolności. Po wypełnieniu kartki do głosowania, Kozłowski idąc do urny stojącej na środku sali, nieoczekiwanie  podszedł do mnie i pokazał, że zagłosował za Kieresem. Dodał, że pokazuje swój głos, aby nie było wątpliwości, jakiego wyboru dokonał.  W dniu jego śmierci czuję się zobowiązany do opisania tamtej sceny.

Teksty wspomnieniowe koncentrują się na politycznej biografii Krzysztofa Kozłowskiego, a warto przypomnieć, że przez wiele lat był on jednym z najwybitniejszych  dziennikarzy politycznych w naszym kraju. Redagowana przez niego rubryka „Obraz Tygodnia” w „Tygodniku Powszechnym” pokazywała zarówno absurdy peerelowskiej rzeczywistości, jak i  wskazywała na zjawiska istotne w polityce międzynarodowej. Prywatnie był człowiekiem ogromnej kultury, wielkiej wiedzy oraz posiadał cechę, która dzisiaj w klasie politycznej niemal zupełnie zanikła  – elegancję. Często mieliśmy różne zdania, ale nawet w ferworze ostrych sporów  wiedziałem, że warto słuchać jego argumentów, gdyż przedstawiał je mądry, doświadczony człowiek,  zatroskany biegiem spraw publicznych.