Opowieść Darka

Andrzej Kerner; GN 11/2013 Opole

publikacja 26.03.2013 08:50

Dziś innym głosi Ewangelię, która uratowała mu życie.

Człowiek, którego życie zmieniło się  dzięki Bogu Andrzej Kerner Człowiek, którego życie zmieniło się dzięki Bogu

Kilkanaście lat temu trafił do aresztu śledczego w Raciborzu. Tam przeżył życiowy przełom. – Więzienie mnie uratowało. Gdybym tam nie trafił, to nie wiem, gdzie bym dzisiaj był, co bym robił. Chyba skończyłoby się ciężkim wyrokiem – mówi Darek z Opola. Dzisiaj jest odpowiedzialny za wspólnotę Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Jacka w Opolu, ma kochającą żonę, córeczkę i drugie dziecko w drodze. – Nigdy nie wyobrażałem sobie, jak bardzo Bóg chce zmienić moje życie. Z pospolitego złodzieja wciągnął mnie do takiego środowiska – mówi. Zdecydował się opowiedzieć swoją historię czytelnikom „Gościa Opolskiego”.

Poszło jak po sznurku

Od czego się zaczęło? – W konflikt z prawem wszedłem w prosty sposób. Moja młodość i dzieciństwo to były częste wyskoki z kolegami. Byłem podatny na wpływ środowiska. Uwielbiałem chodzić na siłownię. Pewnego dnia znajomy zaproponował mi kradzież radia. Czułem się odważny, więc... czemu nie? Myślę, że Bóg mi wybaczy, ale ukradliśmy je z auta na parkingu kościelnym, w czasie Mszy św. Od razu wieczorem były pieniądze. I potem już poszło jak po sznurku.

Samochody, koledzy, koleżanki, imprezy, alkohol, narkotyki. Przez kilka lat łamałem prawo: kradzieże, włamania, rozbój. Praktycznie codziennie. Chyba że cały dzień trwała impreza. Do domu wracałem tylko po to, żeby się wyspać. Brnąłem coraz głębiej. Z domu zrobiłem piekło – policja wpadała na przeszukania, ciągłe wezwania, dozór policyjny, sprawy sądowe, wyrok w zawieszeniu. To szło w parze z kłamstwem, bo przecież nikt nie idzie na policję, żeby się przyznawać do winy. To był chory świat. Przez pół roku kryłem się przed policją. Przez te kilka lat, przez setki przestępstw, których się dopuściłem skrzywdziłem wielu ludzi, choć 90 procent z nich nie znam – wspomina.

Małolat, jesteś wierzący?

Do aresztu śledczego trafił w 1999 roku. W celi spotkał Ryśka. W kaplicy więziennej usłyszał z ust ks. kapelana Krystiana Szeligi zadziwiające słowa. Tak o tym opowiada: – Rysiek zaproponował: „Małolat, mamy tu kaplicę, jesteś wierzący?”. No jasne! Bo w moim domu wiara była jakoś praktykowana, mama do kościoła mnie wyganiała, na religię chodziłem. I z ciekawości poszedłem do tej kaplicy, żeby nie nudzić się pod celą przez cały dzień. W zasadzie wiedziałem, że Bóg istnieje, ale nie był mi do niczego potrzebny. To nie był mój świat. Po miesiącu mojego chodzenia na Msze ks. Krystian, patrząc mi prosto w oczy, mówił: „Bóg chce totalnie zmienić twoje życie, chce cię wyciągnąć z tego bagna, chce ci dać nowych przyjaciół”. Było to dla mnie tak mocne uderzenie, że się popłakałem w ławce. Czułem obawę, bo w więzieniu człowiek nie może pokazać swojej słabości, musi być twardy. Ukrywałem się z tymi łzami. Za tydzień poszedłem znowu, ale stanąłem bardziej z tyłu, żeby ksiądz na mnie tak nie patrzył. Bo znowu mi wywinie jakiś numer. Ale on znowu mnie wypatrzył. Czułem, że to znowu do mnie dociera. Wróciłem pod celę, Rysiek poszedł już spać i wtedy płakałem. W prostych słowach powiedziałem do Boga: „Jeżeli Ty istniejesz i jeżeli jest prawdą to, co mówi ten ksiądz, to ja się na to zgadzam”. To był przełom, od tego czasu moje życie zaczęło się zmieniać.

Zmieniać po kolei

Czasem wzruszenie religijne albo takie, które wydaje nam się religijne, przychodzi dość łatwo. Szczera modlitwa do Boga i decyzja zmiany życia jest trudniejsza. Ale jak realizować radykalne postanowienie? W warunkach więziennych? Darek nie twierdzi, że nagle wszystko stało się łatwe: – To nie było gwałtowne nawrócenie jak u św. Pawła. To proces, który trwa do dzisiaj. Zacząłem od tego, że poszedłem do spowiedzi i chciałem zacząć lepiej żyć. Ale to nie takie proste: nawet po dwóch i pół roku w więzieniu jeszcze myślałem o tym, że jak wyjdę, to będę sprzedawał narkotyki. Zacząłem próbować żyć inaczej. Byłem uzależniony od wielu rzeczy. Walczyłem po kolei. Palenie rzuciłem dzięki chłopakowi, który powiedział, że jestem za słaby, żeby przestać. Więc zrobiłem to, żeby udowodnić jemu i pomóc sobie. Miałem też problem ze zniewoleniami seksualnymi, pornografią, takimi rzeczami. Na rekolekcjach w więzieniu ktoś powiedział, że warto walczyć o czystość. Więc spróbowałem. Prosiłem Jezusa, zawierzyłem, wyszedłem z tego. Od alkoholu i narkotyków w więzieniu człowiek jest oddzielony automatycznie. To ułatwiło mi ich odrzucenie.

Czy po wyjściu z więzienia pojawiły się pokusy powrotu do uzależnień? Pokusy są zawsze. Nie twierdzę, że alkohol jest zły totalnie. Piwo mi bardzo smakuje. Ale wiem, że jak wypiję 3–4 piwa wieczorem, to przecież nie mogę tak stanąć na modlitwie. Od czasu do czasu się napiję w towarzystwie. Chodzi też o odpowiedzialność, bo mam rodzinę: żonę, małą córeczkę, drugie dziecko w drodze. Dążę do tego, żeby nie pić w ogóle – opowiada spokojnym tonem.

Nauka odmawiania Różańca

Czy jest możliwa całkowita zmiana życia o własnych siłach? W celi więziennej modlił się tak często jak niejeden zakonnik. – Siły brałem ze spotkań religijnych. Eucharystia, spotkania biblijne, czytanie książek. Do czasu więzienia nie miałem w ręku Pisma Świętego. Wiedziałem, że jest Pan Jezus, Bóg Ojciec i Maryja, ale to, że Jezus mnie zbawił? To nie było przedtem dla mnie ważne. A tu siedziałem pod celą, czytałem Ewangelię i ryczałem – opowiada Dariusz. Słucham i wewnątrz czuję się zawstydzony. Kiedy ostatnio płakałem, czytając Ewangelię? Darek ciągnie swoją opowieść: – Znałem tylko „Ojcze nasz” i „Zdrowaś, Maryjo”. Nie umiałem nawet odmawiać Różańca. Jak się budziłem, włączałem radio Jasna Góra i odmawiałem z nim wszystkie modlitwy: jak szedł Różaniec to Różaniec, jak koronka to koronka itd. Aż kiedyś w „Gościu Niedzielnym” znalazłem instrukcję, jak odmawiać Różaniec. Dla mnie to był strzał w dziesiątkę. Przez miesiące modliłem się z tą karteczką, aż się nauczyłem i zrozumiałem, o co w Różańcu chodzi – mówi.

Jak reagowali koledzy na pobożnego współwięźnia? – W więzieniu w Strzelcach Opolskich częste były kpiny, zaczepki: „E, ty, nawiedzony!”. Ale nie miałem z tym problemów, żyłem z nimi dobrze. Widzieli we mnie kumpla. Choć nawiedzonego, ale nie wroga – odpowiada. – Bóg stawiał na mojej drodze dobrych ludzi. Pomagały mi rozmowy i spotkania na spacerniku z tymi więźniami, którzy chodzili do kaplicy – dodaje. Modlitwa „działała”. – Przez rok modliłem się na Różańcu o pogodzenie z mamą. I po roku niespodziewanie napisała list, który przyniósł to upragnione pojednanie – opowiada.

Za bramą

Truizmem jest stwierdzenie, że najtrudniejszym momentem dla więźnia jest wyjście na wolność. Darek trafił do „Barki”. Miał nowy plan na życie. – Chciałem pójść do klasztoru. Nie widzieli przeszkody w tym, że siedziałem w więzieniu. Ale zaproponowali, żebym rok poczekał. Żeby to nie było przejście zza bramy więziennej za bramę klasztorną – uśmiecha się. Ten rok Darek spędził we wspólnocie „Barka” u ks. Józefa Krawca. Po dwóch latach i specjalnych rekolekcjach uznał, że zakon to nie jego powołanie. W „Barce” zaczął się uczyć nowego życia. Musiał nauczyć się pracować. – Kiedyś byłem przyzwyczajony do innego życia: pieniądze przychodziły łatwo. Ludzie się mnie bali. A teraz było trudno. Przez półtora roku dojeżdżałem do pracy rowerem 10 km. O piątej rano ruszałem z „Barki” – wspomina.

Zaczął nawiązywać kontakty z ludźmi z zewnątrz. – Trafiłem na spotkanie Odnowy w Duchu Świętym w Strzelcach Opolskich. To był mój świat. Poznawałem nowych ludzi. Spełniło się to, co słyszałem od ks. Krystiana, że Bóg da mi nowych przyjaciół – opowiada. Na wolność wyszedł w 2003 r., a w Szkole Nowej Ewangelizacji jest od sześciu lat. – Wiedziałem, że chcę żyć uczciwie, porządnie, ale że będę odpowiedzialny za Szkołę Nowej Ewangelizacji w Opolu? O tym nigdy nie myślałem! Ja, pospolity złodziej, od którego lepiej odwrócić się na ulicy? I teraz Bóg wyciągnął mnie do środowiska, w którym mogę organizować dobre dzieła, współpracować z kapłanami – Darek dziwi się sam sobie.

Wspomnienia i szczęście do bólu

Czy dręczą go duchy przeszłości? Jak poznał żonę? – Na co dzień w ogóle o tym nie myślę. Przypomina mi się raz na jakiś czas. Nie są to traumatyczne chwile. Bo wtedy miałem siłę, żeby znosić więzienie dla Boga. To był dla mnie czas nawrócenia, dobry czas. Szanuję to miejsce i ten czas przemiany. Przyszłą żonę, Zosię, poznałem na rekolekcjach na Górze Świętej Anny. Po kilku tygodniach znajomości opowiedziałem jej o swoim dawnym życiu. Jeszcze wtedy nie zabiegałem o jej względy. Po prostu poznawaliśmy się. Zosia obdarzyła mnie dużym zaufaniem. Bo to wymaga zaufania – wejść w relację z człowiekiem, który był w więzieniu. Myślę, że zaufała Bogu. I mnie też. Jesteśmy małżeństwem trzy lata. I jesteśmy szczęśliwi do bólu… – kończy cicho swoją opowieść. Ich córeczka Marysia ma 11 miesięcy, spodziewają się drugiego dziecka.

Dlaczego inni się nie nawracają?

– Jest to jakaś tajemnica. Że mnie się udało wyjść ze świata przestępstwa, a komuś innemu nie. Ale nikogo nie przekreślam. Nawet recydywistów – podkreśla Darek, który kiedyś był złodziejem, a dziś głosi Dobrą Nowinę innym.