Operacja Andrzej

ks. Zbigniew Wielgosz; GN 11/2013 Tarnów

publikacja 21.03.2013 08:30

Historia Andrzeja, który przyprowadza Szymona Piotra do Jezusa, lubi się powtarzać. Na szczęście. To znak, że taka ewangelizacja działa.

Operacja Andrzej  ma przyczynić się do zwiększenia frekwencji podczas obchodów Niedzieli Palmowej Joanna Sadowska Operacja Andrzej ma przyczynić się do zwiększenia frekwencji podczas obchodów Niedzieli Palmowej

Ruch Światło–Życie w diecezji tarnowskiej oraz Wydział Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży tarnowskiej kurii wydali 10 tys. ulotek, które zostały już rozdane w parafialnych grupach młodzieżowych. Na ulotce widnieje tajemnicza nazwa Operacja Andrzej. – To projekt opierający się na prostej zasadzie zastosowanej kiedyś przez Andrzeja Apostoła. Ma zmobilizować nas do modlitwy, zaprzyjaźnienia się, później zaproszenia i przyprowadzenia na konkretne wydarzenie ewangelizacyjne tych, których znamy i wiemy, że potrzebują Jezusa Chrystusa – wyjaśniają inicjatorzy operacji. W Ruchu Światło–Życie praktykowano ją już wcześniej, teraz pomysłodawcy akcji liczą na to, że w Roku Wiary młodzi przyprowadzą do Jezusa swoich rówieśników, zapraszając ich m.in. na świętowanie Niedzieli Palmowej i Światowego Dnia Młodych w Tarnowie razem z bp. Andrzejem Jeżem. Czy Operacja Andrzej się udaje? Oto kilka historii…

Chłopcy z ferajny

Osiedle Westerplatte w Tarnowie. Wśród bloków asfaltowa tafla boiska. Świeci słońce, cisza. Z ks. Pawłem Płatkiem przenoszę się w czasie. Jest 1992 rok. – Mieliśmy wtedy 16, 17 lat. Nasza grupa, Bartek, Albert, Grzesiek, Darek, Tomek i ja, Klaudia, Monika, Aśka i Iwona, chętnie spotykała się pod blokiem, wiodąc długie i ważne rozmowy, nieraz ku utrapieniu ludzi – opowiada ks. Paweł. Jego blok przyciągał młodych, a bliskość boiska sprawiała, że pod blokiem było gwarno. – Graliśmy w piłkę, mieliśmy też swoją siłownię, była również piwniczka ze stołem do tenisa, gdzie w niepogodę grało się w karty lub gadało o wszystkim. Do tego trenowaliśmy kickboxing. Szkoła wiązała nas z kolegami tylko na kilka godzin, wspólny blok, jak nam się wydawało, na całe życie – dodaje ks. Paweł. Do kościoła NSPJ nie było blisko, poza tym parafia liczyła wówczas 20 tys. ludzi, wielu z nich luźno było z nią związanych, bo dopiero co przyszli tu mieszkać, jeździli więc na Msze św. do swoich dawnych kościołów. Z kolędą księża przychodzili raz na kilka lat. – My nie byliśmy jednak daleko od Boga czy Kościoła, nie negowaliśmy religii w szkole, wiary – zastrzega ks. Paweł.

Na początku był Adam

Tego dnia, a było to w sierpniu, pachnącym szkołą jak starymi znoszonymi trampkami, po wyczerpującej grze w piłkę chłopcy siedli przed blokiem, jak to mieli w zwyczaju. Był wśród nich Adam, nienależący do ścisłej grupy, bo zdolny i dobrze się uczył. Takim za bardzo nie ufano. Zaczął opowiadać, że był na oazie Ruchu Światło–Życie. Słuchali go z rosnącym zaciekawieniem. – Mówił o swoich przeżyciach, o wspólnocie, modlitwie, zabawie, śpiewie, ludziach. Jakoś nas zapalił do tego, by zainteresować się Ruchem, wspólnotą pooazową, która istniała w naszej ówczesnej parafii NSPJ w Tarnowie. Zaczęliśmy chodzić na spotkania, choć na początku czuliśmy się nieswojo, ale coś nas trzymało. To był zupełnie inny świat niż ten pod blokiem, wyjątkowy, a poza tym weszliśmy do niego dobrowolnie. Plusem było nie tylko doświadczenie, jak nasi rówieśnicy wierzą, ale też że potrafią nawiązać przyjaźnie i dobrze spędzać czas – opowiada ks. Paweł. Dla niego i kolegów był to czas wyborów życiowych. Adam, który ich przyprowadził, służył jako lektor w tworzącej się parafii bł. Karoliny, wiec tam też zaczęli chodzić, być coraz bliżej Pana Boga, Kościoła. Impulsem było też dla młodych przyjście księży do nowej parafii, m.in. ks. Józefa Szczęśniaka, który po roku pracy wysłał na wakacyjną oazę 126 osób, najwięcej w diecezji. – Z tej grupy powstała wspólnota, w której byliśmy animatorami. W Ruchu, z całej naszej grupy, zostałem tylko ja, choć moi koledzy nie opuścili Pana Boga, wybierając własną ścieżkę – podkreśla ks. Paweł, dziś moderator diecezjalny Ruchu.

Ciekawie, czyli pobożnie

Ksiądz Paweł miał swojego „Andrzeja”. Podobnego zadania podjęła się dwa lata temu Anna Zapart z Marcinkowic. W podstawówce należała do grupy dziecięcej, a pierwszy raz pojechała na oazę do Czorsztyna w gimnazjum. I odtąd została już w Ruchu. Zresztą jej mama była w Ruchu animatorką. Działało więc promieniowanie rodzinne. Dziś także młodsi brat i siostra już są po pierwszej oazie. – Zaprosiłam raz na spotkanie Bartka i Joannę. Z początku mieli opory, że Ruch to tylko modlitwa. Ale potem się przekonali, znajdując swoje miejsce we wspólnocie, odkrywając, że można w niej ciekawie spędzać czas, że są inni młodzi, którym przyświeca jakiś jeden ważny cel, że przy całej jego powadze nie jest nudno, ale przeciwnie, ciekawie, wyjątkowo – mówi Anna.

Bartek i Joanna są w Ruchu do dzisiaj. – Gdy szliśmy do bierzmowania, ksiądz proboszcz zachęcił nas do włączenia się w działanie którejś z grup młodzieżowych w parafii, że to powinna być nasza dodatkowa formacja duchowa. Młodzi mieli do wyboru nie tylko Ruch, ale też KSM, Szkolne Koło Caritas czy służbę liturgiczną – wspomina Anna. Nie oddzielają się jedni od drugich, wspólnie prowadząc nabożeństwa dla młodych, organizując spotkania integracyjne przy ognisku, zabawy. – Nie ukrywam w rozmowach z ludźmi, że droga do Boga w Ruchu jest trudna, a formacja duchowa wymagająca, choć jest to program dla każdego, nawet dla kogoś, kto od Boga się oddalił. Zawsze mówię, że dążąc do świętości, musimy podłączyć się do źródła duchowego zasilania, a jest nim Bóg – podkreśla Anna, która uczestniczy w kursie animatorskim i chce dalej służyć innym w Ruchu Światło–Życie.

Wybrałam Jezusa

Dla Karoliny Kamudy „Andrzejem” była koleżanka Marysia. – Byłam wtedy w III klasie gimnazjum, zaproponowała mi wyjazd na oazę. Z początku nie chciałam jechać, nie byłam jakoś głęboko zakorzeniona w Kościele. Nie mogłam sobie wyobrazić atmosfery, o której mówiła Marysia. W końcu dałam się skusić – opowiada Karolina. Na oazie słowa zamieniły się w prawdę, Karolina poznała wielu wspaniałych ludzi, zanurzyła się w atmosferze Ruchu, choć Jezusa wybrała na swego Pana nie czwartego dnia, jak przewidywał program, lecz ostatniego. – Wcześniej nie zawsze się modliłam czy interesowałam Kościołem. Oaza to zmieniła, a zwłaszcza wybór Jezusa. Niesamowite przeżycie! – dodaje. Po powrocie nie zaprzestała formacji, uczestniczy w cotygodniowych spotkaniach grupy w Chorzelowie, jest już animatorką. W tej samej wspólnocie co Karolina jest też jej koleżanka Beata Gamracy, „przyprowadzona” przez animatorkę Paulinę, która powoli wprowadzała Beatę i innych w atmosferę oazową. – Pojechałam w III klasie gimnazjum na oazę i postanowiłam zostać w Ruchu. Zachwycili mnie ludzie, wspólnota, prowadzący ks. Jan Król i animatorzy. Kluczowym momentem był czwarty dzień oazy. Byliśmy w kościele, który wypełnił się śpiewem, podchodziliśmy do krzyża, wybierając Jezusa na swego Pana – wspomina Beata.

Glany i długie spódnice

Do oazowej wspólnoty parafialnej Beata przyprowadziła Dominikę. – Na początku znałam ją z widzenia, ale potem zaczęłam jej opowiadać, co przeżyłam na oazie. Zaprosiłam ją na spotkanie grupy w Wielki Piątek, do dzisiaj jest z nami, formuje się, gra na gitarze, pomagając wszystkim w lepszym przeżyciu liturgii, spotkań – dodaje. Opowiadając o Ruchu, dziewczyny spotykają się ze stereotypami, że ich spotkania to tylko modlitwa, że na oazach trzeba chodzić w spódnicy, że ogólnie jest sztywno. – Same się przekonałyśmy, że to nie jest prawda. Że można być punkiem w glanach, bo takich ludzi też spotkałyśmy, a jednocześnie, być bliżej Boga, Kościoła, innych ludzi. Nawet spódnica nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, pomaga, bo jest naszym znakiem szacunku dla miejsc świętych – podkreślają.

Karolina i Beata mówią o swoim doświadczeniu także w swoich klasach szkolnych. Cieszą się, kiedy ktoś pod wpływem ich świadectwa przypomina sobie o Bogu. Parafialna grupa Ruchu w Chorzelowie włącza się w różne działania, np. w Marsz dla Życia, w nabożeństwa Drogi Krzyżowej, w rekolekcje ewangelizacyjne… Są też ludźmi, którzy potrafią się świetnie razem bawić, grając w gry logiczne, przynoszone przez ks. Sławomira Sosnowskiego, opiekuna grupy, w kręgle, wyjeżdżając w góry lub chodząc na dyskoteki. I to wszystko bez alkoholu. Co będzie po maturze? – Znamy Rysia z Tarnowa, który studiuje w Warszawie, ale jest dla nas żywym przykładem, że można być w Ruchu nawet w stolicy – opowiadają z uśmiechem.

Przyjedźcie do Tarnowa!

Program obchodów Niedzieli Palmowej, 24 marca

  • 10.00 – Hala Gumniska – rozpoczęcie Spotkania Młodzieży, koncert ewangelizacyjny Mateo
  • 10.30 – Droga Krzyżowa ulicami miasta
  • 13.30 – kościół bł. Karoliny – Msza św. pod przewodnictwem bp. Andrzeja Jeża, uwielbienie, agapa