Podobno kolaborował

Marcin Jakimowicz

Podobno kolaborował. Nie wiemy tego na pewno. Ale znajdziemy na niego haka.

Podobno kolaborował

Mamy go! Nie jest taki „franciszkowy”, jak się wydawał. Nie dajcie się zwieść gestami w hotelu i opowiastkami o podróżach metrem.

Co mnie przeraża w mediach? Szukanie brudu. Upodobanie do wyciągania syfu, gnoju, słabości. Od trzech dni niektórzy nie robią niczego innego. Węszą, szczują. Koniecznie chcą znaleźć dziurę w całym. Mają frajdę, gdy udowodnią, że jesteś skończonym grzesznikiem.

Jestem skończonym grzesznikiem. Podobnie jak św. Piotr (zawalił w życiu właściwie wszystko, co mógł), Ojcowie Kościoła czy papież Franciszek. Jesteśmy skończonymi grzesznikami. Odkupionymi za najwyższą cenę. Kupił nas Bóg. Wystawił na aukcji swego Syna. Przelał krew, a nas - zabójców nazwał „braćmi”.

Ma rację dominikanin o. Adam Szustak. Podobnie jak biblijna Rut żyjemy w czasach Sędziów. Każdy każdego sądzi. Boisz się wyjść na ulice, by nie usłyszeć warczącego komentarza pod własnym adresem.

Zupełnie inną optykę znalazłem niedawno w Warszawie. Ruszyłem do Wspólnot Jerozolimskich, by popytać mniszki i mnichów jaki był Pierre-Marie Delfieux. Co usłyszałem? - Bardzo dotykało mnie to – opowiadała mi siostra Jarosława - że on zawsze widział w innych dobro. Nawet jeśli wiedział, że ktoś coś nieźle przeskrobał, nie skupiał się na tym. Wydobywał dobro i piękno!

Acha, nie współpracował jednak z juntą? Poszukamy czegoś innego…