Celnik i bezgrzeszny potwór

Bp Grzegorz Ryś: Rekolekcje. Modlitwa, post, jałmużna.

www.znak.com.pl |

publikacja 09.03.2013 09:03

Polskie tłumaczenie jest następujące: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je”. Dosłownie tekst ten brzmi tak: „Kto chce swoją duszę zbawić, zniszczy ją”. Kto chce swoją duszę sam – trzeba by tu dodać – zbawić…

Celnik i bezgrzeszny potwór Wydawnictwo ZNAK Bp Grzegorz Ryś: Rekolekcje. Modlitwa, post, jałmużna.

[Jezus] powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.

Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.

Przynosili Mu również niemowlęta, żeby na nie ręce włożył, lecz uczniowie, widząc to, szorstko zabraniali im. Jezus zaś przywołał je do siebie i rzekł: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Łk 18, 9–17).

Może zdziwiło was, że nie skończyłem na wersecie 14: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”, ale jeszcze doczytałem trzy następne wersety. Nie bez powodu. Kiedy porównamy tekst Łukaszowy z tekstem świętego Marka, to widzimy, że Łukasz świadomie porządkuje niektóre epizody z życia Jezusa. W tym wypadku podejmuje narrację zgodną z równoległym tekstem świętego Marka, ale w taki sposób, aby logion o dziecięctwie wobec Boga umieścić w szczególnym momencie – właśnie po przypowieści o modlitwie. O tym mówiliśmy już dość dużo, ale tu wydobywamy jeszcze jeden sens – bycia dzieckiem przed Bogiem podczas modlitwy. „Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. Jest to bardzo ważny klucz do interpretacji przypowieści o faryzeuszu i celniku. Faryzeusz nie ma w sobie nic z dziecka. Nic. Celnik tak. Celnik wie, co znaczy być dzieckiem. Dlaczego? Dlatego że dziecko przyjmuje rzeczywistość jako dar. To jest coś, z czym dorośli mają potężny kłopot.

Pewnie znacie napięcie, z jakim oczekuje się w rodzinach na pierwsze słowo, które wypowie nowo narodzone dziecko. Na kazaniach mówi się pięknie, że pierwsze słowo dziecka to „mama” albo „tata”. Chyba jednak nie zawsze. Nierzadko pierwsze słowo, jakiego uczy się dziecko, brzmi: „daj”. I powtarza je często, dopóki nie wydorośleje. Dorosły człowiek ma z tym problem – wie, że w świecie dorosłych nie ma nic za darmo. Musi albo zarobić, albo pożyczyć, a potem oddać z nawiązką. Dziecko w sposób naturalny przyjmuje rzeczywistość jako DAR.

Faryzeusz w tej przypowieści za nic nie dziękuje. Nigdy nic nie otrzymał od Boga. On nie wie, co to jest łaska. Faryzeusz jest bogaty przed Bogiem. Jest bogaty swoim wysiłkiem. Jeśli mu Bóg cokolwiek da, to dlatego że się faryzeuszowi należy. Pości dwa razy w tygodniu, chociaż nie ma takiego obowiązku, nadgorliwie daje dziesięcinę ze wszystkiego, chociaż także nie ma takiego obowiązku – dziesięcinę powinien dawać ze zwierząt i z płodów ziemi. Prawo nie wymaga tego od niego, ale on daje, bo jest tym lepszym. Przy okazji widać, że to, co robi, jest kompletnie bez sensu. Po co na przykład pości dwa razy w tygodniu? Po co? Po co będziecie dzisiaj pościć? Żeby mieć dobre samopoczucie? Z tego powodu, że na zewnątrz są ludzie, którzy nie poszczą? Takie postępowanie jest kompletnym niezrozumieniem sensu postu. Post jest po to, żebyś się poczuł głodny przed Bogiem. Gdy odkrywasz w sobie głód, odkrywasz w sobie pytanie: Co mnie nasyci? Czego chcę od Boga?

Jutro odbędą się u was uroczystości. Lepiej więc pośćcie w oczekiwaniu na błogosławieństwo do lektoratu czy do akolitatu. Pokażcie Bogu postem, że chcecie tego dla siebie, dla waszych kolegów. Pokażcie, że chcecie od Boga błogosławieństwa, które będzie też błogosławieństwem do posługi. Kiedyś przyjmiecie święcenia. Pośćcie przed święceniami, w starożytnym Kościele tak robiono. Pościł biskup i pościł ten, kto miał święcenia przyjąć, żeby pokazać Bogu, że ich pragnie. Post jest po to, żebyśmy sobie uzmysłowili, czego tak naprawdę pragniemy w życiu. Jakiego daru chcemy od Boga.

Zrobię małą dygresję i opowiem, że kiedy byłem rektorem seminarium, to od maja, czasami już od kwietnia, rozmaici księża, zapewne nawet zatroskani, przychodzili do mnie i pytali: Ilu kandydatów się zgłosiło? Gdy pyta was pierwszy, to odpowiadacie spokojnie, ale kiedy pyta pięćdziesiąty, to już macie dość. W końcu nie wytrzymywałem i indagującego mnie duchownego pytałem: A ile dni ksiądz pościł w tej intencji? I to pytanie kończyło rozmowę. Tak bardzo pytającemu zależy na liczbie powołań, ale żeby pościć w tej intencji, to nawet nie pomyślał. Nie pokazał Bogu, że jest głodny tych nowych kleryków, prezbiterów dla swego Kościoła. Ile jest warta taka troska?

Faryzeusz niczego nie chce od Boga. Nie ma żadnych potrzeb. Po co zatem pości dwa razy w tygodniu? Czy jest przy zdrowych zmysłach? A może po prostu ma dietę? Nazywajmy w takim razie rzecz po imieniu – skoro masz dietę, to masz dietę, w porządku, ale nie mów, że pościsz. Post faryzeusza jest bez sensu, bo nie ma w poszczącym ani odrobiny pokory, to zaś znaczy, że nie ma w nim także poczucia słabości, a post jest po to, żebyś poczuł się słaby.

Podczas uważnej lektury Starego Testamentu odkryjecie ze zdumieniem, że wojsko izraelskie, przygotowując się do bitwy, pościło. Owszem, z jednej strony chodzi o to, że lepiej stawać do walki, będąc na czczo, bo gdybyś został zraniony w pełen brzuch, to już się z tego nie wyliżesz. Z drugiej strony jednakże post ten miał jeszcze inny sens. Szło o to, żeby pokazać: jestem słaby. Skoro ja jestem słaby, to Bóg będzie walczył. Wojsko izraelskie osłabiało się postem przed bitwą, żeby Bogu zrobić miejsce do walki. Są takie fragmenty w Starym Testamencie, gdzie Bóg mówi: Jest was za dużo. To znaczy, że jesteście za silni na to, aby wygrać. Musicie być słabsi. Mówię o tym, bo taka postawa jest postawą dziecka. Dziecko wie, że jest słabe. Co dziecko może w świecie dorosłych? Może jedynie oberwać, konkurując z dorosłym. I dziecko ma zrozumienie swojej słabości.

Problemem faryzeusza jest jego pycha. Nie jest problemem to, że spełnia dobre czyny – chwała Bogu, że je spełnia – ale to, że te czyny są źródłem jego pychy Podobnie jak przypowieści o natarczywym przyjacielu, także przypowieści o faryzeuszu i celniku bardzo rzadko używa się jako przykładu w wykładach o modlitwie. Sprawdzałem dzieje egzegezy tego tekstu i zauważyłem, że o wiele częściej przypowieść ta jest używana do wykładu o pokorze: niemal cała tradycja egzegetyczna podkreśla w tym tekście nie tyle modlitwę, ile pokorę. Może to i dobrze, gdyż dzięki temu w naszej refleksji o modlitwie odkrywamy coś bardzo ważnego –  mianowicie to, że kluczem do modlitwy jest pokora.

Katechizm Kościoła katolickiego mówi o tym bardzo pięknie. I to zaraz na samym początku swojego wykładu o modlitwie (w numerze 2559). Znajdujemy tam próbę definicji modlitwy i Katechizm mówi tak: modlitwa jest podniesieniem umysłu do Boga. Naturalną koleją rzeczy pojawia się pytanie: Skąd przemawiamy, modląc się? Czy z wysokości naszej pychy i naszej własnej woli, czy z głębokości serca pokornego i skruszonego? Jest to pytanie rozpoznawcze do modlitwy. Skąd mówisz do Boga? Czy stanąłeś na wysokości własnej woli i  własnej pychy, czy zszedłeś do samej głębokości serca, które jest pokorne i skruszone? Kto się upokarza, będzie wywyższony. Dalej Katechizm mówi, że pokora jest fundamentem modlitwy. W jakim sensie fundamentem? Odpowiedź jest zaskakująca i odkrywcza: pokora jest dyspozycją do przyjęcia daru modlitwy za darmo. Bo człowiek jest „żebrakiem Boga”. Jeśli jesteś żebrakiem, to nie masz czym zapłacić za to, co dostajesz. Możesz dostać tylko za darmo. Wszystko, co możesz w sobie mieć, to pragnienie. Ale nie masz w sobie tytułu, żadnego oprócz swojej biedy, żeby dar ten dostać. Wcale ci się nie należy. Jest to myśl odkrywcza, olśniewająca – potrzebujemy pokory, bo modlitwa jest darem od Boga. Możesz się otworzyć na ten dar jedynie przez pokorę. I tu tkwi cała bieda faryzeusza, który przychodzi na modlitwę bez odrobiny pokory.

W Starym Testamencie człowiekiem wielkiej modlitwy był Mojżesz, z którym Bóg rozmawiał twarzą w twarz, jak rozmawia przyjaciel z przyjacielem. I nie przypadkiem Tora w Księdze Liczb nazywa Mojżesza najpokorniejszym ze wszystkich ludzi, jacy żyli na ziemi. Człowiek największej modlitwy jest jednocześnie najpokorniejszy ze wszystkich ludzi. Kontekst tego określenia Mojżesza też jest charakterystyczny. Dzieje się to wtedy, gdy Miriam i Aaron występują przeciw swemu bratu pełni zazdrości o to, że Bóg rozmawia tylko z Mojżeszem, a przecież oni, według własnego mniemania, nie są gorsi. To zamach na Mojżesza ze strony najbliższych ludzi, ze strony brata i siostry. Cios z najmniej spodziewanej strony, od najbliższych, których zjada pycha. Co możesz wtedy zrobić? Wtedy możesz się modlić. Ale żebyś się za nich modlił tak, jak Mojżesz modlił się za Miriam, która – okazało się – zapadła na trąd, musiałbyś być niesamowicie pokorny. Mojżesz był najpokorniejszym ze wszystkich ludzi.

Kluczem do modlitwy jest słowo „dar”. Ten się modli, kto zna dary Boże. Jezus mówi do Samarytanki: „Gdybyś znała dar Boży”. Ktoś, kto zna dar od Boga, może podjąć próbę odpowiadania Bogu. Najpierw rozeznajesz ten dar, a potem na ten dar odpowiadasz. To jest modlitwa. Święty Augustyn o faryzeuszu: „Poszukaj w jego słowach, o co prosi Boga. Niczego takiego nie znajdziesz. Wstąpił, by się modlić. Nie chciał prosić Boga, lecz siebie samego wychwalać. Blisko jest od nieproszenia Boga do wychwalania siebie i do pogardy wobec tego, który prosi”. Tekst świętego Augustyna zawsze jest właśnie taki, skondensowany. Bóg nie ma faryzeuszowi nic do dania – to pokazuje pychę faryzeusza. A pycha występuje zawsze w relacji z drugim. Tym się różni pycha od ambicji, że ta druga jest wyzwaniem rzucanym sobie samemu. Ambitni możecie być, daj wam Boże, bo ambicja znaczy, że ma się ochotę przerosnąć siebie. Coś osiągnąłeś, ale możesz więcej. Pycha natomiast jest zawsze porównywaniem się z drugim. Chęcią bycia lepszym od drugiego. I nic tak pysznego nie pognębia jak to, że drugi jest od niego lepszy. Zobaczcie, jak blisko jest od pychy do totalnego pognębienia siebie. I nie jest to żadna pokora, to jest rozpacz, która jest tylko inną twarzą pychy. Wtedy Bóg już nie tylko nie jest ci do niczego potrzebny, wtedy już zaczynasz z Bogiem walczyć.

Czy oglądaliście film Amadeusz? Właściwie film nie jest o Mozarcie, ale o kompozytorze, który przed Mozartem był najlepszym kompozytorem w Wiedniu, o Antoniu Salierim. Miał on poczucie, że jest najlepszy, bo zawsze był wierny Bogu, między innymi złożył ślub czystości, przyrzekł celibat. Po co? Po to żeby komponować najlepiej. I oto teraz pojawia się w Wiedniu Mozart. Pijak, kobieciarz, skrajny lekkoduch. Komponuje bez skreśleń. Zapisuje partyturę za partyturą. Salieri patrzy na to, nic nie rozumie. Jak Bóg może się objawić w takim łajnie?! Salieri nie ma wątpliwości, że muzyka, którą komponuje Mozart, jest genialna. No ale jak Bóg może się kimś takim posługiwać? Przecież to on, Salieri, ślubował czystość! Efekt końcowy jest taki, że zawistnik oprócz tego, iż ląduje w zakładzie dla obłąkanych, występuje przeciw Bogu – zdejmuje krzyż ze ściany i rzuca w ogień.

Uważajmy! Pycha może skończyć się rozpaczą, i to taką, w której będziemy przeklinać Boga, będziemy Go uważać za swojego absolutnego wroga. Przestaniemy się modlić, będziemy jedynie nienawidzić. Augustyn widzi przenikliwie, choć i tak formułuje swój sąd łagodniej niż sama Ewangelia. Wydaje się, że wielki Ojciec Kościoła, interpretując tę przypowieść, zatrzymał się jednak w połowie drogi, bo święty Łukasz pisze coś o wiele mocniejszego (choć nie widać tego od razu w polskim tłumaczeniu). W oryginalnym tekście greckim jest dosłownie: „Faryzeusz, stanąwszy, zwrócony do siebie, tak się modlił: Boże…”. Nasze tłumaczenie natomiast mówi, że modlił się „w duchu”, czyli po cichu. Cały ciężar oryginału jest zawarty w tym, że faryzeusz przyszedł do świątyni, ale zwraca się do siebie. Mówi „do siebie”, nie „w duszy”, ale do siebie mówi „Boże”.

Czy jest różnica? Tak, potężna. On nie rozmawia z Bogiem, ale ze sobą. Już to by było zaprzeczeniem modlitwy, mówiliśmy o tym podczas pierwszej konferencji, że człowiek mówi do siebie, zamiast mówić do Boga, i jest przekonany, że się modli. A tymczasem jedynie prowadzi dialog ze sobą, ze swoimi racjami, ze swoimi emocjami, ze swoimi wyobrażeniami. Na sobie się koncentruje.

Jan Paweł II pod koniec swojego życia miał właściwie tylko jedną definicję modlitwy. Im był starszy, tym częściej tylko tę definicję powtarzał: modlitwa jest oglądaniem twarzy Jezusa. Patrz Jezusowi w twarz. Definicja Jana Pawła II mówi, żebyś nie patrzył na siebie, lecz na Jezusa, naprawdę jest to ciekawszy obraz. Ale „patrzenie na siebie” jest tylko fragmentem postawy faryzeusza. Bo jest tutaj jeszcze sprawa inna – faryzeusz modlił się do siebie, mówiąc „Boże”. Do siebie zwracał się tak, jakby to on był sam dla siebie zbawicielem. Na to jest położony w tekście najmocniejszy akcent. Jezus spuentował tę przypowieść następująco: „Ten [celnik] odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten”.

Ostatecznie czym jest modlitwa? Jest narzędziem usprawiedliwienia, narzędziem służącym do tego, żeby odkryć przed Bogiem dar bycia usprawiedliwionym. Kłopot faryzeusza polega na tym, że on jest sprawiedliwy przed Bogiem, jak mu się wydaje, dzięki własnemu wysiłkowi. Natomiast celnik okazuje się usprawiedliwiony przed Bogiem tylko i wyłącznie dlatego, że ma świadomość własnego grzechu. Faryzeusz nie ma świadomości własnego grzechu, ma natomiast absolutną świadomość swojej sprawiedliwości. Mówiąc prosto: faryzeusz zbawia się sam. Celnik natomiast stoi przed Bogiem jako żebrak, żebrze o zbawienie. Faryzeusz nie szuka usprawiedliwienia, bo jest sprawiedliwy, ma poczucie bycia sprawiedliwym przed Bogiem.

Tekstem, który polecam do medytacji, jest zdanie świętego Mateusza (16, 25). Polskie tłumaczenie jest następujące: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je”. Dosłownie tekst ten brzmi tak: „Kto chce swoją duszę zbawić, zniszczy ją”. Kto chce swoją duszę sam – trzeba by tu dodać – zbawić… I dalej: „Cóż (…) za korzyść odniesie człowiek, chociażby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?”. Co da człowiek w zamian za swoją duszę? Jest oczywiste, że nie wolno szkodzić swojej duszy. A nikt bardziej jej nie szkodzi niż ten, kto sam ją zbawia. Natomiast ten, który staje przed Jezusem tak jak celnik, w poczuciu, że jego dusza jest zrujnowana, i pokazuje tę ruinę Jezusowi, znajduje swoją duszę. Rzeczywiście nawiąże jakiś kontakt ze swoim wnętrzem. Wejdzie w posiadanie siebie. Inaczej żyłby w iluzji takiej, w jakiej żyje faryzeusz z przypowieści. Ksiądz Blachnicki nazywał faryzeusza z przypowieści „bezgrzesznym potworem”. Człowiek ten na pozór nic złego nie robi, przeciwnie – pości, rozdaje jałmużnę, oddaje dziesięcinę, ale gdy się mu przyjrzeć bliżej, to brakuje słowa na jego określenie. Tak, to bezgrzeszny potwór. Strzeżmy się przed samozbawianiem. Ten, kto sam swoją duszę zbawia, niszczy ją. Natomiast gdy staję przed Bogiem w poczuciu, że moja dusza jest nadwerężona moim własnym grzechem, to w tym momencie ją znajduję.