Ucho księdza

ks. Zbigniew Wielgosz; GN 8/2013 Tarnów

publikacja 27.02.2013 09:10

Kolejki do konfesjonałów są stałym znakiem Wielkiego Postu. Zanim rozpoczną się na dobre, warto pomyśleć, jak długą drogę muszą przejść ci, którzy słuchają nas po drugiej stronie.

Muszą upłynąć długie lata przygotowań, żeby spowiadać ks. Zbigniew Wielgosz Muszą upłynąć długie lata przygotowań, żeby spowiadać

Szkoła spowiedników? Wyższe Seminarium Duchowne. Wydawałoby się, że do pełnienia sakramentalnej posługi w konfesjonale wystarczy sześć lat spędzonych w gmachu przy Piłsudskiego 6 w Tarnowie. – Przygotowanie do posługi spowiednika widzę szerzej. Każdy kandydat do kapłaństwa ma za sobą najpierw osobiste doświadczenie spowiedzi, spowiadania się, począwszy od wydarzenia I spowiedzi św. Chodzi tu o jego przeżywanie spowiedzi w rodzinie, parafii, o wiedzę religijną z tego zakresu zdobytą na katechezie, o doświadczenie pierwszego spowiednika i następnych, o przeżycia związane ze spowiedzią na kolejnych etapach życia, więc w dzieciństwie, w szkole podstawowej, gimnazjum, w liceum lub technikum. O to, jaką wartość miały dla przyszłego kandydata do kapłaństwa jego spowiedzi. W tym doświadczeniu ważne miejsce miała również obserwacja postaw rodziców, rodzeństwa wobec sakramentu pokuty oraz to, czy katecheta kładł nacisk na comiesięczną spowiedź, jak do niej zachęcał.

To bogate doświadczenie wdrukowuje się w pamięć człowieka i ma wpływ na jego późniejszą posługę już po „drugiej stronie” kratek konfesjonału – mówi ks. inf. Adam Kokoszka, przygotowujący przyszłych księży do posługi w konfesjonale. Praktyką na tym pierwszym etapie była spowiedź co miesiąc, z racji I piątku. Mówią o niej diakoni Piotr Maśnica i Jakub Jasiak, przygotowujący się do święceń kapłańskich. Diakon Piotr przyznaje, że doświadczył w okresie szkoły średniej wyjątkowej spowiedzi. – Najbardziej pamiętam tę z rekolekcji przed maturą. Pozwoliła mi uporządkować moje życie. Trafiłem na bardzo dobrego spowiednika, który właściwie rozeznał moje problemy i wskazał kierunek, w którym powinienem pójść – mówi. Z kolei diakon Jakub wspomina o doświadczeniu kierownictwa duchowego. – Starałem się regularnie spowiadać. Od czasu liceum miałem jednego spowiednika, a z kierownictwem duchowym spotkałem się na rekolekcjach ignacjańskich, byłem wtedy w II klasie – opowiada.

Ręka na własnym pulsie

Drugi etap przygotowania trwa sześć lat i są to nie tylko studia filozoficzno-teologiczne, ale cała formacja seminaryjna, kształtująca i ducha, i intelekt. Tu również wielkie znaczenie ma to, jak spowiada się przyszły ksiądz, czy ma stałego spowiednika i jak jest przez niego traktowany. A dodać trzeba, że jest zalecane, aby zarówno alumn, jak i ksiądz spowiadali się co dwa tygodnie. – Ale mamy też codziennie rachunek sumienia południowy i wieczorny. Przy codziennym rachunku sumienia spowiedź co dwa tygodnie ma sens, bo człowiek przygląda się sobie codziennie, trzyma rękę na pulsie, coraz lepiej siebie poznaje i łatwiej, ale też głębiej może się spowiadać – wyjaśnia dk. Piotr. – Zaryzykowałbym stwierdzenie, że właściwie studium wszystkich przedmiotów, wykładanych w seminarium, ma swoje przełożenie na posługę w konfesjonale. Przedmioty filozoficzne uczą myślenia, antropologia i psychologia daje klerykowi pełne spojrzenie na człowieka. Dalej, teologia dogmatyczna, liturgika i prawo kanoniczne, a najbardziej teologia moralna, która już od III roku studiów jest nastawiona na to, by dobrze ukształtować sumienie przyszłego kapłana – formatora sumień penitentów – mówi ks. Kokoszka.

Znać życie

Trzeci, bezpośredni krok kleryka, już diakona, do posługi w konfesjonale ma miejsce na VI roku, w ramach specjalnego przedmiotu. Zadaniem studentów jest m.in. analiza różnych, nieraz dramatycznych wydarzeń znanych z życia, z mediów, dotykających ludzi, z którymi mogą spotkać się później w konfesjonale. Diakoni poznają również zróżnicowanie spowiedzi ze względu na wiek, stan, zawód penitentów – inaczej bowiem wygląda spowiedź dzieci, młodych, małżonków, księży, sióstr zakonnych… – Zachęcam ich, by dla przyszłej posługi przygotowali sobie taką osobistą antologię tekstów – cytatów z Pisma Świętego, z pism ludzi świętych, które mogą być wykorzystane w pouczeniu penitenta. Uwrażliwiam, że sakrament pokuty i pojednania jest sakramentem Ducha Świętego, który zatroszczy się o to, co spowiednik, w Jego imieniu, powinien powiedzieć penitentowi – podkreśla ks. Kokoszka. Diakoni uczą się też, jakie należy dawać pokuty. – Najbardziej teologia moralna i prawo kanoniczne pomagają w przygotowaniu do posługi spowiednika. Sama psychologia nie wystarczy, bo spowiedź jest sakramentem – spotkaniem człowieka z Bogiem, z Jego miłosierdziem. To nie jest jakaś forma terapii. Studia z teologii moralnej i prawa kanonicznego wskazują wytyczne, kierunki, pomagają też rozeznać grzechy – mówi dk. Jakub.

Radość i obawa

Święcenia kapłańskie nie kończą oczywiście dalszej formacji w dziedzinie sakramentu pokuty i pojednania. – Już w seminarium powtarzam przyszłym szafarzom sakramentu pokuty: będziecie dobrymi spowiednikami, gdy się będziecie dużo modlić, przesiadywać w konfesjonale, czekając na penitentów, i nieustannie dokształcać w dziedzinie spowiednictwa – mówi ks. Kokoszka. Nowo wyświęcony ksiądz otrzymuje od biskupa diecezjalnego jurysdykcję, czyli specjalne pozwolenie do sprawowania sakramentu pokuty i pojednania, z którego może korzystać wszędzie.

– Nie pamiętam pierwszych spowiedzi, czy penitentami byli mężczyźni czy kobiety, osoby młode czy starsze, natomiast w tamtych dniach było we mnie wielkie oczekiwanie na chwilę jednania ludzi z Bogiem i radość. Była też obawa, czy sprostam tej posłudze. W poniedziałek po prymicjach, ks. proboszcz mojej rodzinnej parafii poprosił, bym przed Mszą św. usiadł w konfesjonale. I tak się zaczęło – mówi ks. Piotr Nowak, były penitencjarz w bazylice św. Małgorzaty w Nowym Sączu, obecnie ojciec duchowny w WSD w Tarnowie.

Święte zmęczenie

Spośród duchownych wybierani są przez biskupa księża na penitencjarzy, czyli stałych spowiedników. Pełnią oni swoje zadanie w ważniejszych sanktuariach, a przede wszystkim w tych kościołach, gdzie trwa tzw. wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu. – Penitencjarzem byłem przez 4,5 roku, miałem spowiadać 2 godz. dziennie, często spowiadałem znacznie dłużej, w zależności od potrzeb; myślę, że 4 godziny dziennie, czasem 6. To optymalny wymiar czasu pracy penitencjarza, bo pozwala zachować sprawność fizyczną, mimo siedzenia przez dłuższy czas w ograniczonej przestrzeni konfesjonału, a także sprawność umysłu, choć bywają spowiedzi bardzo „eksploatujące”, po których na nic nie ma się już siły ani ochoty. Do tego musiałem się dokształcać z teologii moralnej, bioetyki, prawa, z dziedziny teologii duchowości, psychologii i innych. Były to również poszukiwania odpowiedzi na konkretne problemy, a poza tym cały czas jakieś systematyczne studium.

Już jako penitencjarz brałem udział w zajęciach Szkoły dla Spowiedników, prowadzonej przez oo. kapucynów w Skomielnej Czarnej – opowiada ks. Piotr Nowak, który podkreśla, że 4,5 roku było dla niego ważnym czasem. – Doświadczałem, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, że wysiłek człowieka otwartego na działanie Boga przynosi owoce w postaci rozwoju życia duchowego. Czas posługi penitencjarza był doświadczeniem, jak ważny jest każdy człowiek. Konfesjonał motywuje też do pracy nad samym sobą – podkreśla. Bywa, że radości towarzyszy zmęczenie, a nawet zdenerwowanie. – Pierwsze odczuwałem zwłaszcza po „walce” o dobrą spowiedź. Najbardziej wymagające były zmagania o szczery żal za grzechy. A zdenerwowanie? Przecież spowiednik też człowiek, natomiast nie powinien on działać pod wpływem zdenerwowania, okazywać zniecierpliwienia, przerywać penitentowi. Pomagają w tym: świadomość, że sprawuję rzeczy Boże, wzywanie pomocy Bożej, wstawiennictwa Maryi i świętych. Dla mnie pomocą były słowa: Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami – podkreśla ks. Nowak.