O wielkim grzechu i większej łasce

Andrzej Macura

publikacja 22.02.2013 11:43

Skąd w dobrym świecie wzięło się zło? I dlaczego jest ono zaraźliwe?

O wielkim grzechu i większej łasce Henryk Przondziono Grzech Adama i Ewy. Dla Boga, miłośnika człowieka, stał się okazją dania mu jeszcze więcej...

Pierwsze pytanie zadaje chyba każdy, kto zastanawiał się nad faktem, że przecież wszystko co jest na świecie jest stworzone przez Boga. Nie tylko materia, ale także wszystkie rządzące nim prawa. Skoro wszystko co stworzył Bóg jest dobre, to skąd wzięło się zło? Drugie pytanie to problem tych wszystkich, których odstrasza myśl, że wobec ludzkości Bóg zastosował odpowiedzialność zbiorową.

Mały wyjątek  precyzyjnie maszynerii

Problem w tym, że nie ma na te pytania łatwych odpowiedzi. Zło i zgoda Boga na to by istniało jest w dużym stopniu tajemnicą. Człowiek może ją sobie rozjaśnić tylko do pewnego stopnia. I niewiele dają odpowiedzi, że zło pochodzi od diabła. Bo przecież skoro diabeł jest też Bożym stworzeniem – mówimy o zbuntowanych aniołach – to problem istnieje nadal. Nasuwa się nam już jednak pewna myśl. U źródeł zła tkwi bunt. A żeby się zbuntować trzeba umieć powiedzieć „nie”. Czyli trzeba być wolnym.

W świecie wszystko dokonuje się wedle pewnych praw. Obowiązuje one zarówno materię nieożywioną, jak i rośliny i zwierzęta. Słońce się kiedyś wypali  i nie ma innego wyjścia. Drzewo rośnie tak, by mieć jak najwięcej światła. Głodne zwierze nie będzie stało nad jedzeniem, tylko zje. Człowiek jest jedyną istotę w stworzonym świecie, które może powiedzieć „nie”. Może siąść za stołem i nie jeść, może poświęcić swoje życie dla ratowania innych i może nie uciekać przed bólem. Bo człowiek jest – do pewnego stopnia – wolny. Takim go stworzył i takim go chciał Bóg.

To wielki Boży dar. Bez niego człowiek na pewno nie byłby kim jest. Byłby istotą może i doskonałą, ale wodzoną na pasku konieczności. Ale ten, kto może powiedzieć „nie”, może też odrzucić dobro. I to odrzucenie dobra, to „nie” rzucone wymaganiom Boga, nazywamy złem moralnym (istnieje jeszcze zło pozamoralne, niezależne od człowieka – np. katastrofy, których giną ludzie, choroby).

Zło nie jest więc przez Boga stworzone. Jest konsekwencją wielkiego daru wolności, która wraz z rozumnością odróżnia człowieka od całej reszty świata stworzonego. Jawi się jako pewien brak. Nie istnieje w ten sam sposób, jak istnieje dobro. Istnieje jako zaprzeczenie dobru. Skomplikowane? Wystarczy spojrzeć na dziurawą skarpetę. Ta dziura niby jest. Istnieje, widzimy ją. Jednocześnie nie istnieje  sama z siebie. Gdyby nie było skarpety, nie byłoby i dziury. Zło jest właśnie jak psująca skarpetę dziura.

Bóg zgodził się, by coś mogło zepsuć jego dzieło, bo chciał nas wolnymi. Bo nie chciał, byśmy go kochali z musu, z nieuchronnej konieczności, ale by był to nasz świadomy i dobrowolny wybór. Wielki jest Bóg, który godzi się na możliwość wzgardy.

A co na to Biblia?

Te filozoficzne rozważania natchniony autor Księgi Rodzaju (3 rozdział) przedstawił w prostej opowieści o grzechu pierwszych rodziców. Sprytny wąż podsunął człowiekowi myśl, że Bóg coś ważnego i pięknego przed człowiekiem ukrywa. „Na pewno nie umrzecie. Wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa otworzą się wam oczy i tak jak On będziecie znali dobro i zło”. Dlatego Ewa, a potem Adam, kosztują zakazanego owocu.  I szybko odkrywają, że poznali, doświadczyli czegoś, czego woleliby nigdy nie poznawać.

Bo Adam i Ewa dali się nabrać. Zachowali się jak jakiś głuptas, któremu ktoś radzi, by dla zdobycia większej mądrości stuknął się młotkiem w głowę. Taka nauka na pewno pozwala zmądrzeć, ale jest nauką wyjątkowo drogą i bolesną. Adam z Ewą szybko okryli, ze są nadzy. Przedtem im to nie przeszkadzało. Co się zmieniło? Grzech zasiał w nich wewnętrzny niepokój. Potem odkryli, że zepsuli też swoje relacje z Bogiem. Bo przecież to nie Bóg się na nich obraził. To oni się przed nim schowali. A gdy zapytał ich o powody takiego postępowania, odkryli trzeci skutek grzechu. Adam wskazał na Ewę jako winowajczynię. Przyjaźń i zaufanie jakim się darzyli też wygasły.

Odpowiedź jaką daje natchniony autor o naturę grzechu potwierdza więc nasze intuicje. Grzech nie jest drobnym wykroczeniem, za które Bóg srogo człowieka ukarał. U jego źródeł tkwi brak zaufania do Boga. Człowiek przestał Bogu wierzyć i dlatego powiedział Mu „nie”. A to nie jest już drobny zgrzyt. To podważenie podstaw relacji. W tym kontekście zrozumiałym staje się, że dlaczego drobne wykroczenie – zerwanie zakazanego owocu – przyniosło tak poważne skutki.

Zrozumienie istoty grzechu jako wynikającego z braku zaufania do Boga powiedzenia Mu „nie” pozwala głębiej spojrzeć na strategię Boga w historii zbawienia. Czy to powołując Abrahama, czy to wyprowadzając Izrael z niewoli, czy w końcu posyłając swego Syna na świat Bóg próbuje to zaufanie przywrócić. Chce naturę człowieka skażoną nieufnością na powrót skłonić do miłości.

Zaraza się rozpleniła

W tym miejscu dochodzimy do odpowiedzi na drugie pytanie. Dlaczego Bóg zastosował wobec ludzi odpowiedzialność zbiorową. Nie zastosował. Wolność, którą człowieka obdarzył Bóg sprawia, że człowiek może odrzucić Boga i wybrać zło. Grzech pierwszych rodziców zdemoralizował ich. Stracili pierwotną niewinność. Odtąd łatwiej będzie im kolejny raz mówić Bogu „nie”. A ta ich postawa w nie do końca przez nas rozumiany sposób przeniesie się też na ich potomstwo.

Teologowie nie mają raczej problemu z przyjęciem tezy, że Bóg stworzył człowieka posługując się stworzonym wcześniej mechanizmem ewolucji. Po prostu jakąś  ewoluującą istotę przedludzką w pewnym momencie obdarzył nieśmiertelną duszą. Teologowie zastanawiają się raczej jak to możliwe, że grzech dwójki osób przeniósł się na całą ludzkość. Gdy przyjąć, że są oni prarodzicami wszystkich ludzi sprawa jest prosta. Skażoną ludzka naturę przekazali swoim dzieciom. Jeśli przyjąć pogląd, że tych ludzi było więcej też nie ma jeszcze większego problemu: wszyscy zgrzeszyli i przekazali grzech swoim dzieciom. Jeśli jednak przyjąć tezę, jaką czasem głosili ewolucjoniści, że ludzkość pojawiła się jednocześnie w różnych miejscach świata, odpowiedź na pytanie o to, dlaczego wszyscy poddani są niewoli grzechu staje się faktycznie trudna. Bo odpowiedź, że wszyscy na raz, niezależnie od siebie zgrzeszyli wygląda już na mocno naciąganą. To głównie dlatego Kościół do naukowych rewelacji ewolucjonistów podchodził z rezerwą. Zwłaszcza że teoria ewolucji  była używana do ośmieszania nauczania Kościoła.

Nie do końca rozumiemy jak. Ale wiemy, że grzech pierwszych rodziców przeniósł się na całą ludzkość. Wszyscy rodzimy się ze skazą pierworodnego grzechu. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy (KKK 405):

„ (…) Grzech będzie przekazywany całej ludzkości przez zrodzenie, to znaczy przez przekazywanie natury ludzkiej pozbawionej pierwotnej świętości i sprawiedliwości. Dlatego grzech pierworodny jest nazywany "grzechem" w sposób analogiczny; jest grzechem "zaciągniętym", a nie "popełnionym", jest stanem, a nie aktem.

Czym jest więc ów pierworodny grzech? Autorzy Katechizmu wyjaśnili to w kolejnym punkcie.

„Chociaż grzech pierworodny jest grzechem własnym każdego, to jednak w żadnym potomku nie ma on charakteru winy osobistej. Jest pozbawieniem pierwotnej świętości i sprawiedliwości, ale natura ludzka nie jest całkowicie zepsuta: jest zraniona w swoich siłach naturalnych, poddana niewiedzy, cierpieniu i władzy śmierci oraz skłonna do grzechu (…).

Zraniona.  Nie goi tej rany ludzkiej natury nawet chrzest. Daje życie łaski, kieruje na nowo ku Bogu, ale konsekwencje tego grzechu zostają. I zmuszają do duchowej walki. W sumie…

Kiedy Bóg stwarzał człowieka powołał go do współudziale w dziele stworzenia. Przez przekazywanie życia, przez pracę czy wprowadzanie różnych wynalazków. Grzech wciągając człowieka w orbitę zła spowodował, że człowiek musi też współdziałać z Bogiem w dziele zbawienia. Szukając odpowiedzi na pytanie czemu Bóg na to pozwolił nie trzeba zatrzymywać się na prawdzie o ludzkiej wolności. Warto pójść za intuicją wyrażoną w paschalnym Exultecie  i powiedzieć o błogosławionej winie Adama. Przecież w Edenie człowiek był tylko Bożym stworzeniem. Obdarzonym duszą, rozumnym, wolnym, ale tylko stworzeniem. Jak mrówka, koń i osioł. Dzięki Chrystusowi, którego Bóg posłał na świat w odpowiedzi na nasz grzech, staliśmy się dziećmi Bożymi. Może Bóg nie uleczył natychmiast zranionej grzechem natury ludzkiej, bo postanowił skorzystać z okazji i dać nam znacznie więcej?