Znam ciąg dalszy przypowieści

GN 7/2013 Łowicz

publikacja 24.02.2013 09:30

O dzieciństwie bez praktykowania, ucieczce w małżeństwo i pytaniach córki, które nawracają z Anetą Zadrąg, pielęgniarką i doradcą rodzinnym, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

 Aneta Zadrąg każdego dnia rozmawia ze swoim najlepszym Przyjacielem Agnieszka Napiórkowska Aneta Zadrąg każdego dnia rozmawia ze swoim najlepszym Przyjacielem

Agnieszka Napiórkowska: Pochodzisz z rodziny głęboko wierzącej, w której wszyscy razem modlili się, odmawiali Różaniec i chodzili do kościoła?

Aneta Zadrąg: – Nie. I wiesz co? Ja nie pamiętam czasu, w którym razem z rodzicami wychodziłabym do kościoła. Owszem, czasem kazali mi się pomodlić albo pójść na Mszę, ale nie mogę powiedzieć, że wiarę wyssałam z mlekiem matki. Pochodzę za to z rodziny bogatej. Mój tata w latach 80. ub. wieku miał swoją działalność, która dobrze mu szła. Zarabiał dużo pieniędzy. Jako jedni z pierwszych mieliśmy kolorowy telewizor, ładne meble. Niestety, pieniądze przewróciły mu w głowie. Pojawiły się alkohol, kobiety, przemoc. Szybko stałam się powiernicą mamy, która trwała w tym związku, bo bała się, że sobie nie poradzi. Ostatecznie małżeństwo rodziców rozpadło się. Rozwiedli się po 30 latach od ślubu.

Czy w związku z tym, co się działo w domu, nie byłaś u Komunii, nie przystępowałaś do sakramentów?

– Byłam u Komunii. Do IV klasy szkoły podstawowej, będąc pod wrażeniem siostry, która nas uczyła, chciałam nawet zostać zakonnicą. Potem jakoś wszystko się rozjechało. Zaczęłam się buntować. Wpadłam w nieciekawe towarzystwo, z którym wolałam stać pod kościołem. Do Boga miałam wiele pretensji. Obwiniałam Go za sytuację w domu, za bierność, za wszystkie moje niepowodzenia. Chcąc uciec od wszystkiego, wybrałam szkołę średnią z internatem. Mieszkałam tam tylko pół roku. Nie umiałam się uczyć w grupie. Żeby coś przyswoić, potrzebowałam ciszy. Zdecydowałam się na dojazdy. Uczyłam się w pociągach.

Będąc jeszcze w szkole, poznałaś swojego męża.

– Tak. Miałam 16 lat, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Byłam wtedy w III klasie. Po 4 latach wzięliśmy ślub. Była to kolejna forma ucieczki. Chciałam stworzyć dom i rodzinę, ale zupełnie nie wiedziałam, jak to zrobić. Tylko na początku dobrze się nam układało. Podjęłam pracę i szybko okazało się, że jestem w ciąży pozamacicznej. Kiedy chorowałam, mąż zaczął popijać. Znów poznałam, co to przemoc. Niedługo potem, w bardzo przykrych okolicznościach, okazało się, że mój mąż pocieszenie znajdował w ramionach mojej przyjaciółki. Rozstaliśmy się. Odchodząc, zabrał mi wszystko – prezenty ślubne, obrączki, pieniądze. W ciągu dwóch tygodni schudłam 20 kg.

Wtedy podjęłaś decyzję, że nie zaufasz żadnemu mężczyźnie?

– I tak, i nie. Na początku, czując się skrzywdzona, postanowiłam rozkochiwać w sobie facetów. Dopiero potem obiecałam sobie, że nikomu już nie zaufam. Był to dla mnie trudny czas. W pracy też się nie układało. Wszystko zmieniło się od wyjazdu na obóz z osobami niepełnosprawnymi, na który wysłała mnie szefowa. Tam poznałam Marka. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Mówiliśmy to samo, słuchaliśmy i czytaliśmy te same rzeczy. Rozumieliśmy się bez słów. Po 5 miesiącach wzięliśmy ślub. Byłam wtedy w 3. miesiącu ciąży. Urodziłam córkę, potem drugą.

Wiem, że dzięki Waszym dzieciom po części dokonało się Wasze nawrócenie.

– To prawda. Bóg przemówił do nas ustami naszych dzieci. Jako rodzice obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy poważnie traktować ich pytania. Starsza córka ciągle dopytywała: „Kto był pierwszy: Adam i Ewa czy dinozaury?”, „Jak jeden Bóg może być w trzech osobach?”. Te pytania nie dawały nam spokoju. Wtedy poznaliśmy też ludzi, którzy żyli blisko Boga. Oni powiedzieli nam o rekolekcjach dla związków niesakramentalnych, które odbywają się w Laskach. Pojechaliśmy na nie, gdy byłam w 7. miesiącu ciąży z synem. Był to wyjątkowy czas doświadczania miłości Bożej. Pamiętam, że podczas Mszy św. Komunię przyjmowały białe małżeństwa. My podchodziliśmy tylko po błogosławieństwo. Stojąc tam, poczułam swoją małość. Do ławki wróciłam z płaczem. Po tej Mszy św., gdy ludzie przyjmowali Komunię, zawsze ryczałam i tęskniłam za Jezusem. Każdego dnia coraz bardziej.

Podczas wspomnianych rekolekcji poznaliście też księdza, który zachęcał Was, by oddać sprawę do sądu biskupiego?

– Tak. W programie rekolekcji było też spotkanie z księdzem. Ja się opierałam, ale Marek mnie przekonał. To była wyjątkowa rozmowa. Ksiądz Andrzej Pryba nie tylko zachęcał mnie do zbadania ważności pierwszego małżeństwa. Przestrzegał nas także przed praktykami okultystycznymi, w które zaangażowała się bliska mi osoba. Do dziś pamiętam jego słowa: „Uważajcie, to jest potężna, zła siła, a was nie chroni sakrament małżeństwa”. Po powrocie złożyliśmy dokumenty do sądu biskupiego, w którym po ponad trzech latach uzyskaliśmy dwa jednobrzmiące wyroki mówiące, że moje małżeństwo nie zostało ważnie zawarte. Szybko wzięliśmy ślub. Nigdy nie zapomnę tego dnia i radości po przyjęciu Ciała Pana Jezusa. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie, by nie iść na Mszę św. By bronić się przed atakami niektórych osób, poszłam na teologię. Studiowałam też i po to, by dowiedzieć się więcej o Tym, w którego wierzę. Moja edukacja religijna miała poważne braki. Teraz wiem, w Kogo uwierzyłam.

Dziś razem z mężem należycie do ekip Notre-Dame, jesteście doradcami rodzinnymi, Wasz syn jest ministrantem, a córki uczą się w szkole u sióstr w Szymanowie. Jesteś szczęśliwa?

– Nawet nie wiesz, jak bardzo. Życie z Bogiem ma zupełnie inny smak. Dziś, gdyby ktoś zabrał mi Jezusa, nie wiem, co bym zrobiła. On jest moim najlepszym Przyjacielem. To jest Osoba, z którą ciągle rozmawiam. Dzięki Niemu i Jego miłości, której doświadczam każdego dnia, rozumiem wiele wydarzeń, które działy się i dzieją w moim życiu. Znam też ciąg dalszy przypowieści. Wiem, co to znaczy być synem marnotrawnym, ale wiem też, jak wygląda życie po powrocie do domu. Wiem, co to miłość, troska, zachwyt, przebaczenie. Poza Jezusem mówią mi o nich Marek i moje dzieci, z którymi razem się modlę, uczestniczę w rekolekcjach i chodzę do kościoła.