Grzech. Cóż to takiego?

Joanna Kociszewska

publikacja 15.02.2013 09:25

Mój wybór: nie ufam. Przejmuję kontrolę nad dobrem i złem. Teraz ja decyduję.

Grzech. Cóż to takiego? Tiziano Vecellio de Gregorio: Adam i Ewa Człowiek był przeznaczony do tego, by być jak Bóg. By stać się do Boga podobnym. Ale nie tego chciał. Zapragnął być bogiem dla Boga. Przejąć Jego władzę.

Bezgrzeszni, słabi, błądzący, bezradni... Mnożą zło, ale go nie widzą. Nie łączą ze swoimi wyborami. W końcu czym jest grzech? Przekroczeniem prawa?

Zdecydowanie nie. Nie o prawo przede wszystkim tu chodzi. Usiłując zrozumieć grzech, trzeba najpierw uznać głęboką wieź człowieka z Bogiem, ponieważ poza tą relacją zło grzechu nie ujawnia się w swojej prawdziwej istocie, jako odrzucenie Boga i przeciwstawienie się Mu, ciążąc w dalszym ciągu na życiu człowieka i na historii  - stwierdza Katechizm.

Odrzucenie Boga. Zerwanie więzi, która powinna nas łączyć. A dokładniej, powiedzenie Bogu: „Nie ufam Ci. Nie chcesz mojego dobra.” Takie stwierdzenie ma konsekwencje. Sam muszę o siebie zadbać, po swojemu. Wybór nieposłuszeństwa jest tylko skutkiem.

To samo jądro grzechu. Takie samo od zawsze, od początku świata i pierwszych rodziców. Mój wybór: nie ufam. Przejmuję kontrolę nad dobrem i złem. Teraz ja decyduję. I nieważne, czego konkretnie dotyczy moja decyzja. To ma znaczenie tylko dla wielkości zła, które się dzieje w jej wyniku.

Trudno dostrzec własny grzech, gdy nie widzi się relacji, gdy człowiek nie dostrzega Boga, nie przeżywa więzi z Nim. Pozostaje tylko ocena „prawna”. Trudno żałować, gdy nie ma się świadomości nadużycia więzi, która jest między człowiekiem a Bogiem. Można tylko obawiać się kary.

Bóg nam zaufał. Obdarzył wolnością. Oczekuje zaufania i tego, że tej wolności nie nadużyjemy. Nie pilnuje nas na każdym kroku, jak chory z zazdrości małżonek. Nie sprawdza. Nie ogranicza naszych wyborów. Pragnie zaufania.

Popełniając grzech człowiek przedłożył siebie nad Boga, a przez to wzgardził Bogiem; wybrał samego siebie przeciw Bogu, przeciw wymaganiom swego stanu stworzenia, a zarazem przeciw dobru  – czytam w Katechizmie. To o grzechu pierworodnym. I zarazem o każdym ludzkim grzechu. Człowiek był przeznaczony do pełnego „przebóstwienia” przez Boga w chwale. Zwiedziony przez diabła, chciał „być jak Bóg”.

Człowiek był przeznaczony do tego, by być jak Bóg. By stać się do Boga podobnym. Ale nie tego chciał. Zapragnął być bogiem dla Boga. Przejąć Jego władzę. Stał się podobny do Jego przeciwnika.

Po co człowiek pragnie być jak Bóg? Motywacje są różne. Od egoistycznych do altruistycznych. Od pragnienia dobra dla siebie do chęci naprawienia świata. Nigdy nie kończy się to dobrze. Tym gorzej, im dalej człowiek zabrnie. Niestety, coraz większe ma możliwości.

A u podstaw leży ciągle jedno zdanie: „Nie ufam Ci. Nie chcesz mojego (naszego) dobra.”