Zwiastuny prawdziwych kłopotów...

Ks. Ireneusz Okarmus; GN 1/2013 Kraków

publikacja 15.01.2013 06:10

Budynki klasztorne są w opłakanym stanie, brakuje pieniędzy na remont, ale one nie tracą nadziei i – zgodnie ze swoim powołaniem benedyktyńskim – modlą się i pracują.

Ciasta miodowe, migdałowe, kokosanki, pierniczki, chipsy pustelnika – słodkości u sióstr benedyktynek smakują wyśmienicie! (na zdjęciu, od lewej, s. Stefania i s. Faustyna) ks. Ireneusz Okarmus Ciasta miodowe, migdałowe, kokosanki, pierniczki, chipsy pustelnika – słodkości u sióstr benedyktynek smakują wyśmienicie! (na zdjęciu, od lewej, s. Stefania i s. Faustyna)

W listopadzie ubiegłego roku na antenie TVP Kraków pokazano poruszający reportaż o bardzo trudnej sytuacji sióstr benedyktynek z opactwa św. Wojciecha w podkrakowskich Staniątkach. Większość mniszek to osoby w podeszłym wieku, a niektóre z nich są bardzo schorowane. Bardzo brakuje im pieniędzy na ogrzewanie, bieżące potrzeby, nie mówiąc już o remoncie przeciekającego dachu czy odnowieniu elewacji. Odzew telewidzów był zaskakujący. – Dostałyśmy od wielu ludzi konkretne wsparcie: koce, środki czystości, a nawet drewno na opał – wspomina siostra Stefania, która od prawie 4 lat jest przełożoną w staniąteckim opactwie.

Krok od katastrofy

Pomoc doraźna pozwala jednak tylko na to, by przetrwać mroźną zimę, a tymczasem duchowe córki św. Benedykta muszą stawić czoła o wiele większym wyzwaniom. Chodzi o ratowanie zabytkowego opactwa, które za cztery lata obchodzić będzie 800-lecie fundacji i rozpoczęcia budowy. – Budynki klasztorne wymagają natychmiastowych remontów, bez których mogą popaść w ruinę. Dach na kościele przecieka, a na dodatek pojawił się niebezpieczny przechył krokwi w kierunku południowo-zachodnim. W nie lepszej kondycji jest dach na budynku klasztornym. Tam, oprócz przecieków, dużym problemem jest stan belek w części południowo-zachodniej. Niedawno za prawie 80 tys. zł wykonano doraźne zabezpieczenia. W wielu miejscach podparto belki. Gdyby tego nie zrobiono, w każdej chwili groziłaby katastrofa budowlana – opowiada s. Stefania. Pieniądze na wykonanie tych prac mniszki dostały z Urzędu Marszałkowskiego (50 tys. zł) i od wojewódzkiego konserwatora zabytków (25 tys. zł). – Do tego same dołożyłyśmy 5 tys. Udało się też wymienić najbardziej zniszczone dachówki, choć tak naprawdę do wymiany nadają się wszystkie, gdyż pochodzą jeszcze z okresu międzywojennego i są bardzo zniszczone – dodaje matka przełożona.

Zanim jednak rozpocznie się remont generalny dachów, trzeba zrobić kosztowną dokumentację. Część pieniędzy na ten cel pochodzić będzie z dotacji wojewódzkiego konserwatora zabytków. Problem będzie z pozostałą kwotą. To jednak niejedyny problem sióstr. Już teraz należałoby wymienić okna w budynku klasztornym, bo są tak nieszczelne, że wydatki na ogrzewanie okazują się o wiele większe, niż być powinny. – Samo ogrzewanie naszych budynków w zimie to 25 ton węgla na 1,5 miesiąca. Gdyby nie pomoc ludzi, nie miałybyśmy na to pieniędzy – mówią siostry. To tylko wierzchołek góry lodowej problemów, z jakimi muszą radzić sobie staniąteckie mniszki. Wilgoć pojawiająca się w wielu miejscach, zagrzybienie ścian i odpadające tynki to zwiastuny prawdziwych kłopotów. – Najpierw trzeba przeprowadzić dokładne badania mykologiczne i dopiero wtedy będzie można składać wnioski o dotację na zlikwidowanie zawilgocenia i zagrzybienia budynków. A na to potrzebne są ogromne pieniądze – martwi się s. Stefania.

Pomysłowa przełożona

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że jedyne, co mniszki potrafią robić, to wyciągać rękę po pieniądze, licząc na gest indywidualnych dobroczyńców czy dotacje od urzędów państwowych. Ich dewiza życia zakonnego – „Módl się i pracuj” – nie pozwala na bezczynność. Siostry starają się, jak tylko mogą, zarobić na swoje utrzymanie. Kiedyś należało do nich 700 ha ziemi. Teraz mają tylko tyle, co w obrębie klasztornych murów. Siostra Stefania przyjechała do klasztoru w Staniątkach na Wielkanoc 2008 roku, aby objąć funkcję matki przełożonej dla 16 sióstr. Jest osobą pełną pomysłów. – Gdy zamieszkałam w tym klasztorze, od razu zrozumiałam, że trzeba natychmiast coś zrobić, aby mógł on normalnie funkcjonować, a jak wiadomo, do tego muszą być stałe środki utrzymania. Dlatego zaraz postanowiłam odremontować nasze szklarnie. Dzięki temu mogłyśmy rozpocząć uprawę pomidorów i ogórków. W szklarni miałyśmy też chryzantemy, które sprzedawałyśmy przed uroczystością Wszystkich Świętych – opowiada.

Później przyszedł kolejny pomysł. Przedsiębiorcza przełożona zdecydowała, że trzeba odnowić dwa stawy znajdujące się na terenie przyklasztornym. Przed laty słynęły z hodowli karpia. Oba były w opłakanym stanie, zarośnięte krzakami i szuwarami. Po wykonaniu niezbędnych prac pierwszy z nich zarybiono karpiami królewskimi. 30 listopada 2012 r. siostry, przy pomocy ojców benedyktynów z Tyńca, odłowiły ryby, które później trafiły na wigilijne stoły wielu mieszkańców Małopolski. Miały szczęście, bo za dwa dni przyszedł solidny mróz. – Pan Bóg się nami opiekuje i nie pozwoli nam zginąć – mówi z pewnością w głosie jedna z 16 mniszek.

Ciastka, dżemy, sery

Każda z sióstr stara się, na miarę możliwości, wnieść swój wkład w utrzymanie klasztoru. Siostra Hilaria, która będzie wkrótce obchodzić 50-lecie ślubów wieczystych, jest specjalistką od haftów. Na swojej maszynie haftuje na serwetkach rożne wzory, najczęściej zdobi je kwiatami. Siostra Bogusława robi świetne sery, dżemy, opiekuje się pszczołami. – Niech ksiądz skosztuje – zachęca z uśmiechem. Rzeczywiście, ser i dżem są bardzo smaczne. W klasztornej kuchni siostry pieką też pyszne kruche ciastka według swojej receptury. Nadają im wymyślne kształty gwiazdek, bałwanków, mkołajów. Te słodycze można kupić w przyklasztornym sklepiku. Siostra Faustyna jest jedną z najmłodszych w klasztorze. – Staram się robić wszystko, co potrzeba – mówi z uśmiechem. Oprócz swoich obowiązków codziennych, bywa wysyłana ze specjalną misją. Jedzie wtedy do jakiejś zaprzyjaźnionej z klasztorem parafii, która przeżywa dzień odpustu, i tam, za dobrowolne ofiary, sprzedaje benedyktyńskie produkty ze Staniątek.

Do mniszek w Staniątkach można również przyjechać, aby się wyciszyć, odprawić prywatne lub grupowe rekolekcje. Na chętnych (ostatnio zaczęły się np. zgłaszać grupy neokatechumenalne) czekają pokoje w domu dla gości, który szczególne oblężenie przeżywa w lipcu i sierpniu. Siostra przełożona z dumą pokazuje nam wyremontowane niedawno cztery pokoje. Są pięknie odnowione, urządzone nowocześnie i z gustem. Każdy z nich ma łazienkę. W domu gości jest również osobna kaplica, w której może się pomieścić nawet 100 osób. Przybysze mogą też, rzecz jasna, liczyć na bardzo smaczne jedzenie. – Jesteśmy otwarte na gości, bo to dla nas też konkretny pieniądz i źródło utrzymania – mówi s. Stefania.