Wspólnota z mąki i wody

Roman Tomczak; GN 50/2012 Legnica

publikacja 23.12.2012 07:00

Opłatek, prosfora, pita albo czesnica. Mnogość form dzielenia się wigilijnymi życzeniami jest tak samo różnorodna jak narody zamieszkujące diecezję legnicką.

 Każdy rodzaj wigilijnego opłatka źródło swojego pochodzenia wywodzi z chleba pierwszych chrześcijan Roman Tomczak Każdy rodzaj wigilijnego opłatka źródło swojego pochodzenia wywodzi z chleba pierwszych chrześcijan

Tradycja opłatka pochodzi od pierwszych chrześcijan, którzy dzielili się chlebem na znak wspólnoty. Początkowo ich wypiekiem zajmowali się wyłącznie zakonnicy. Tradycyjne opłatki przygotowuje się z mąki pszennej i wody. Dawniej wypiekano je w formie przytrzymywanej żelaznymi szczypcami, a wyryty w metalu wzór odbijał się na opłatku. T

en prapolski zwyczaj skrzyżował się na terenie powojennego Dolnego Śląska z obyczajami przyniesionymi tu przez przesiedleńców. Przyjrzeliśmy się, na ile ich obyczaje różnią się od siebie. Bez opłatka nie wyobrażali sobie wigilii Bożego Narodzenia Kresowiacy. Zarówno przed wojną, jak i po niej, kiedy przyszło im żyć po drugiej stronie Bugu, opłatek był bardzo ważnym elementem wigilii. – Żaden chlebek, żaden placek, tylko normalny cieniutki opłatek. Dokładnie taki, jaki znamy dziś – zapewnia Alfred Janicki, prezes oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Węglińcu.

– Opłatek był znany na całym Podolu, przed świętami roznosili go kościelni albo organiści. Ten opłatek ojciec rodziny kładł później na talerzyku i podczas wigilii kolejno dzielił się nim z domownikami, składając sobie z nimi życzenia. Bo na Kresach wigilia odbywała się u najstarszego w rodzinie. U mnie do dziś tak jest – mówi Alfred Janicki. Zabużanie przez wieki żyli w symbiozie z grekokatolikami – chrześcijanami, wiernymi papieżowi, biskupowi Rzymu.

– Grekokatolicką wigilię rozpoczyna modlitwa „Otcze nasz”. Po niej przychodzi kolej na podzielenie się prosforą, wschodnią odmianą opłatka. Tak samo jak u katolików, towarzyszą temu składane sobie świąteczne życzenia – wyjaśnia ks. Andrzej Bundzyło. – Prosfora ma kształt małego, okrągłego chlebka. Wypiekana jest z mąki, zakwasu i wody. Najczęściej robi je imościna, czyli żona księdza greckokatolickiego. Może to też zrobić specjalnie wyznaczona do tej czynności kobieta. Na górze prosfory wytłoczony jest symbol krzyża i napis: Isus Christos Peremachajet, czyli Jezus Chrystus zwycięża – wyjaśnia ks. Bundzyło.

A czy ewangelicy także dzielą się w wigilię opłatkiem? – Ależ oczywiście! – odpowiada bez wahania ks. Jerzy Gensel, duszpasterz parafii ewangelicko-augsburskiej w Legnicy. – Mam wrażenie, że ten zwyczaj jest tak bardzo rozpowszechniony w chrześcijaństwie, a zarazem tak bardzo polski, że to chyba nic dziwnego, że ewangelicy posługują się tą tradycją od wieków – uważa ks. Gensel. Przyznaje jednocześnie, że być może w Kościele luterańskim są takie miejsca i parafie, gdzie nie ma zwyczaju dzielenia się opłatkiem.

– To nic niezwykłego. Być może też nie wszyscy katolicy na świecie znają ten piękny zwyczaj. Ale nie jestem ekspertem od tych spraw – zastrzega. Legnicka parafia ewangelicko-augsburska co roku zaopatruje się w takie same opłatki jak sąsiednie parafie katolickie. – Być może nawet kupujemy je u tego samego producenta – śmieje się ks. Jerzy Gensel. Nikos Ruskeletos, mieszkający w Zgorzelcu prezes Związku Greków w Polsce, mówi, że jego naród nie przywiązuje takiej wagi do Bożego Narodzenia jak do Wielkanocy. – U nas nie ma wigilii, jest natomiast coś na kształt opłatka. To rodzaj pity, czyli kilkuwarstwowego cieniutkiego ciasta z mąki i wody. Kształt pity zależy od kształtu blachy, jaką gospodyni ma akurat w domu. W cieście ukrywa się pieniążek. W pierwszy lub drugi dzień świąt Bożego Narodzenia pitę dzieli się pomiędzy domowników. Ten, kto dostanie kawałek z pieniążkiem, będzie miał szczęście w nadchodzącym roku – tłumaczy Nikos Ruskeletos.

Większość Greków mieszkających w Polsce jest wyznania prawosławnego. W Zgorzelcu Grecy mieszkają od kilku pokoleń, pielęgnując swoją tradycję i wiarę. Pierwszych sprowadził tutaj w 1916 r. cesarz Wilhelm II Hohenzollern. Ostatni przybyli nad Nysę Łużycką w 1946 r. Koniec wojny przyniósł także inny exodus, w postaci repatriacji do Polski setek tysięcy Polaków, którzy od XIX w. osiedlali się w byłej Jugosławii. Oprócz dobytku na Dolny Śląsk przywieźli także swoją wiarę i obyczaje. Obecnie nad ich dokumentowaniem pracuje dr Gordana Đurđev-Małkiewicz, wykładowca na Wydziale Serbistyki Uniwersytetu Wrocławskiego.

– Niektóre rodziny, jakie przyjechały tu po wojnie z Jugosławii, były mieszane – podkreśla badaczka. – Dla katolickich Chorwatów wigilia była bardzo ważnym wydarzeniem liturgicznym. Ale oni nie znają opłatka. Za to prawosławni Serbowie dzielili się podczas wigilii czesnicą, rodzajem placka pszennego, z obowiązkowo schowanym wewnątrz pieniążkiem – spełniał taką samą rolę jak u Greków – wyjaśnia G. Đurđev-Małkiewicz. Bolesławiec i jego okolice do dziś pielęgnują zwyczaje południowosłowiańskie. We wsi Ocice podczas Pasterki kolędy śpiewane są nadal po chorwacku.