Żeby święta były miodzio

Tomasz Gołąb; GN 50/2012 Warszawa

publikacja 19.12.2012 07:00

– Kto tam w święta patrzy na choinkę? – pyta Karol Krawczyk, wnosząc powyginanego drapaka za 10 złotych. – A na co patrzy się w święta? – nie daje za wygraną Norek. – No, na talerze.

Rodzinna wigilia zamienia się  w męski wieczór. Bardzo smutny wieczór Tomasz Gołąb Rodzinna wigilia zamienia się w męski wieczór. Bardzo smutny wieczór

Szyneczka, baleronik, chrzanik, ćwikiełka, a wcześniej karp, barszcz z uszkami... Wiesz, Tadeusz, ja zawsze po świętach czuję się taki lepszy, ładniejszy, pełniejszy.

Kurtyna w górę. Na scenie kuchnia z oknem, masywny stół ze świątecznym stroikiem, meble kuchenne. I lodówka – pierwsze miejsce, do którego zagląda Norek, schodząc do swojego sąsiada i przyjaciela, Karola Krawczyka. Od razu pierwsza salwa śmiechu. To Karol wnosi coś, co według niego decyduje o całokształcie świąt Bożego Narodzenia – choinkę. Chciałoby się powiedzieć: jaka choinka, takie święta. Alina, żona Karola: włosy w nieładzie, płaszczyk jak z Pedetu na Woli. On – w gaciach, ciągle wydaje rozkazy, i ciągle ponosi porażki. Towarzyskie i życiowe. Ale opatrzność czuwa i z każdej opresji Karol w końcu wychodzi cało. Także dlatego, że Alina ma złote serce.

Sztuka życia

W role znanych z polsatowskiego sitcomu aktorów, którzy od 14 lat bawią publiczność przed telewizorem, wcielili się tym razem klerycy praskiego seminarium. To tradycja: na trzecim roku studiów, 8 grudnia w największej sali zawsze wystawiają teatralną sztukę. Ale po raz pierwszy nie sięgnęli po klasykę w rodzaju „Opowieści wigilijnej”, czy epizod o kolejnym świętym, ale do współczesnego spektaklu o problemach bliskich wielu polskim rodzinom, zwłaszcza w przedświątecznym – gorącym czasie przygotowań.

W dodatku poprosili o pomoc mieszkającego w pobliskiej Choszczówce Artura Barcisia, odtwórcę w serialu rewelacyjnej roli warszawskiego kanalarza, który zgodził się wyreżyserować sztukę w seminaryjnych warunkach. Kipiąca emocjami atmosfera mieszkania na warszawskiej Woli udziela się widzom, którzy wielokrotnie przerywają spektakl brawami. A na premierze ktoś nawet krzyknął: bis! Na sali usiedli profesorowie i pracownicy warszawsko-praskiego seminarium i jego przyjaciele. Przyszedł też bp Henryk Hoser SAC, który po spektaklu osobiście dziękował klerykom za aktorską autentyczność i wspaniałe dekoracje.

Karpia nie ruszam

Zaczyna się niewinnie: Karol chwali się, że swoje już przed świętami zrobił – choinkę kupił. Ale Alina (grana przez kleryka Michała Rudzkiego; cztery role żeńskie z konieczności zostały także obsadzone przez przyszłych kapłanów) nie może mu darować braku zaangażowania. Ponieważ Karol (podobno Artur Barciś tylko spojrzał na posturę kleryka Sebastiana Lisa, kwitując: „No, to Karola już mamy”) nie chce zagrać w charytatywnym przedstawieniu dla dzieci i odmawia przyjęcia na wigilię teściowej, Alina postanawia opuścić w tym najważniejszym dniu męża, i wigilię spędzić z mamą. Norek z Krawczykiem nie zostają jednak sami. Oczywiście, barszczu z uszkami tych dwóch niedojdów zrobić rady nie da, ale na szczęście teściowi, także wyrzuconemu z domu, udaje się podkraść nieco świątecznego specjału. Nie pomoże także sąsiad (czyli Kurski grany brawurowo przez kl. Mateusza Kulikowskiego), który – chociaż oblepiony więziennym tatuażami, karpia zabić się boi (bo przecież to niewinne zwierzę, a nie człowiek...). Ani Super Sierżant (kl. Dawid Więcek), którego też żona wyrzuciła, bo ośmielił się mieć inne zdanie w kolejnej drażliwej kwestii, co pozostawia ślady w postaci podbitego oka. W ten sposób rodzinna wigilia, zamienia się w męski i bardzo smutny wieczór. Na nic zapewnienia Karola, że przecież przyjaźń to coś znacznie więcej niż małżeństwo.

Brawa za optymizm

Historia motorniczego tramwaju numer 18 Karola Krawczyka i pracującego w miejskiej kanalizacji Tadeusza Norka nie jest może typową historią rodzinną. A już na pewno nie taką, którą chcielibyśmy oglądać u siebie. Zaprzyjaźnieni żonaci, bezdzietni mężczyźni po trzydziestce, infantylni, lekko nierozgarnięci, niezamożni, lecz uczciwi, mimo kłopotów są wielkimi optymistami. Godzinny spektakl „Miodowe święta” pełen jest więc gagów, na które reagują dorośli i dzieci. Komizm sytuacji nie pozwala zapomnieć jednak o kreacjach, które stworzyli już Cezary Żak i Artur Barciś. Klerycy nie unikają skojarzeń z pierwowzorami, chociaż starają się wnieść w spektakl własne interpretacje. Postacie kobiet mówią głosami męskimi. Norek nie stara się nawet ekspresją dorównać Arturowi Barcisiowi, ale jego postać jest równie wiarygodna. A Karol? Z wrażenia po kilku pierwszych wersach wyraźnie zapomniał tekstu. Ale podobał się, skoro brawami cały, 11-osobowy zespół wzywany był na scenę po zakończeniu kilka razy.

Gotowali się na próbach

Przygotowanie sztuki zajęło klerykom ponad miesiąc. Kilkadziesiąt prób, w tym osiem z Arturem Barcisiem, który wskakiwał na scenę, wykrzykując: „Ja bym to widział tak!”. – Robiliśmy to oczywiście „po godzinach”, w wolnym czasie, bo nikt nie zwolnił nas z codziennych obowiązków, kolokwiów, nauki, czasu na modlitwę. Ale reżyser bardzo pomógł nam odnaleźć się w nowej roli. Podkreślał, żebyśmy się nie silili na nie wiadomo co. Nie jesteśmy profesjonalistami, choć świetnie się przy tym bawiliśmy – przyznaje Michał Rudzki, odtwórca roli żony Karola. Niektóre sceny podczas prób musieli powtarzać wielokrotnie, bo nieustannie ktoś się „gotował”. – I wcale nie ma pewności, że damy radę całą sztukę zagrać na poważnie – mówił przed premierą Marcin Dominiczak, odtwórca roli Tatusia. Dali radę, a jeśli ktoś chce się o tym przekonać osobiście, ma szansę jeszcze dotrzeć: dziś (19 grudnia) o 18.30.

Spektakle odbywają się w gmachu Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Warszawsko-Praskiej na Tarchominie (ul. Mehoffera 2). Wstęp wolny. Ze względów organizacyjnych, grupy zorganizowane (powyżej 10 osób) proszone są o wcześniejsze zgłoszenie swojego udziału pod numerem telefonu (22) 676 53 40, (22) 676 53 50 lub poprzez stronę www.wsddwp.edu.pl.

Nie tylko na Tarchominie

Nie tylko klerycy praskiego seminarium przygotowali na święta sztukę. Spektakl „Podobni” wystawiają w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym przy Krakowskim Przedmieściu kandydaci do kapłaństwa archidiecezji warszawskiej. „Podobni” – sztuka oparta na tekście dramatu „Dzień gniewu” Romana Brandstaettera – to przede wszystkim przesycone biblijnymi odniesieniami studium podobieństw: podobni do siebie ludzie. podobni do siebie Bóg i człowiek. Człowiek stworzony na Boże podobieństwo i zawsze noszący w sobie jego ślad – kimkolwiek by był. Podobni jak dwie krople wody? Jak dwie łzy Chrystusa wylane na widok Jerozolimy, która nie rozpoznała czasu swego nawiedzenia... Echo tych słów Zbawiciela słyszymy w wołaniu Przeora do Borna w ostatnich scenach dramatu. Czy podobna przeszłość łączy Przeora z hitlerowskim komendantem? Wreszcie Emanuel Blatt, uciekinier z getta, który szuka schronienia w klasztorze, już samym swoim imieniem przywołujący innego Podobnego. Wszyscy podobni do siebie w zmaganiach o wiarę. Pod warstwą fabuły opowiadającej historię żydowskiego zbiega, szukającego ocalenia za klasztornym murem; esesmana, który w młodości chciał zostać księdzem i jego dawnego przyjaciela, Przeora, „Podobni” stawiają pytanie o naszą wiarę. Bo jeśli bycie Chrystusowym, czyli podobieństwo do Niego stanowi sens naszego chrześcijaństwa, to jak odnaleźć je w sobie samym? Gdzie szukać go w drugim człowieku? Jak o nim nie zwątpić, gdy doświadczamy cierpienia i zła? Jak zachować w sobie to podobieństwo – jak mówi liturgia sakramentu chrztu – aż po życie wieczne? Sztuka grana będzie jeszcze 19 grudnia i 9 stycznia o 18.30, 12 stycznia o godz. 19 oraz 13 stycznia o godz. 18. Rezerwacje biletów pod adresem kurs3wmsd@gmail.com lub telefonicznie 798 633 911.