Bóg cię... No wiesz

Ks. Tomasz Jaklewicz

GN 48/2012 |

publikacja 29.11.2012 00:15

Pierwsza wiadomość jest tak dobra, że aż trudno w nią uwierzyć. Bóg cię kocha. Osobiście, bezwarunkowo. Jeśli przyjmiesz tę miłość, ona zacznie układać ci życie w sensowną drogę, zaczniesz żyć.

Henryk Siemiradzki – „Chrystus i Samarytanka” Henryk Siemiradzki – „Chrystus i Samarytanka”, 1890 r.,Olej na płótnie, Lwowska GAleria Sztuki Henryk Siemiradzki – „Chrystus i Samarytanka”

Być może kaznodzieje zbyt łatwo wypowiadają słowa: „Bóg cię kocha”. Wiele najgłębszych prawd może zamienić się we frazes, który nic nie znaczy. Prawdy wiary też są podatne na taką dewaluację. Nie ma chyba bardziej wyświechtanego zdania jak „kocham cię”. A przecież wszyscy chcemy to słyszeć. Niezależnie od tego, ile mamy lat, ile doświadczeń za sobą, rozczarowań. W głębi serca każdy z nas chce być kochany, akceptowany bez zastrzeżeń, przyjęty, przytulony. Wariujemy bez miłości, giniemy bez niej, umieramy. Całkiem dosłownie. Szukamy jej nieraz rozpaczliwie całe życie, a nieraz i grzesznie, bo chcemy choćby na moment poczuć, że dla kogoś jesteśmy naprawdę ważni, bezcenni. Chcemy, by ktoś ucieszył się na nasz widok, dał nam odczuć, że za nami tęskni, że nas pragnie. Jest w nas samotność, której jednak żadna ludzka miłość nie ukoi. Jan Paweł II: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa”.

Samarytanka w tobie

Pomyślmy o Samarytance, z którą Jezus rozmawiał przy studni. Kim była ta kobieta? Należała do ludu, którym pogardzano. Jej życie osobiste też nie ułożyło się dobrze. Miała kilku mężczyzn, żyła w kolejnym konkubinacie. Dlaczego szła po wodę w porze największego skwaru? Może dlatego, że unikała ludzi, bała się ich oceniających spojrzeń, potępienia. Żyła w grzechu, poraniona przez niespełnione miłości. W głębi serca musiała być przeraźliwie samotna, smutna, może pełna gniewu, poczucia winy, goryczy. Ta kobieta istniała naprawdę, ale jak każda z biblijnych postaci jest jednocześnie symbolem uniwersalnym. Jest obrazem nas samych. Samarytanka mieszka w nas, współczesnych kobietach, mężczyznach szukających miłości i niepotrafiących kochać. Jest obrazem naszej samotności oraz poczucia winy, które popycha nas czasem w depresję, alkohol, agresję, a czasem w zrywy udowadniania sobie i światu, że nie jest z nami aż tak źle.

Obok tej Samarytanki w tobie chce usiąść Jezus. Tam, gdzie jest twoja studnia, gdzie koisz swoje pragnienia. On tam czeka. Jest zmęczony drogą. Ile lat cię szuka? Jak długo czeka, byś wreszcie z Nim zechciał(a) porozmawiać serio o swoim życiu? Chciałby cię przekonać, że wszystko może być inaczej. Może, jak każdy zakochany, nie bardzo wie, jak ci to powiedzieć, by cię nie spłoszyć, nie przerazić. W tych kwestiach każdy jest nieco nieśmiały, nawet On. Jezus wie, jak bardzo jesteśmy nieufni. Nie mamy często o sobie dobrego zdania, dlatego tak trudno nam uwierzyć, że ktoś może nas pokochać. „Daj mi pić” – prosi Pan Samarytankę. To brzmi jak „pomóż mi, potrzebuję ciebie”. I tak zaczyna się ta rozmowa, która przynosi wyzwolenie. We wnętrzu kobiety budzi się ukryte źródło. Wyznaje prawdę o sobie, przyznaje się przed sobą i Jezusem do swoich porażek. Czuje się wreszcie zrozumiana, wysłuchana, przyjęta. Wraca inna do swojej codzienności. Podnosi głowę, zaczyna naprawdę żyć. Zaczyna pić ze źródła nieskończonej Bożej miłości. I dzięki temu sama może zacząć kochać. Tak dzieje się zawsze, gdy człowiek spotka miłość. Gdy w nią uwierzy, gdy ona go jakoś dotknie, stanie się częścią jego życia. Bajki dla grzecznych dzieci? Nie mów tak. Cynizm niszczy miłość, odbiera nadzieję, znieczula. Pozwól Bogu zająć się twoim schorowanym sercem, pozwól, by twoje ciemności rozjaśniła światłość z nieba. Boimy się wzruszeń, czułości. Wmówiono nam, że musimy być twardzi, silni, radzić sobie. A to nieprawda. Bóg chce rozbroić nasz system obronny, przebić się przez nasze warstwy ochronne, dotknąć samego nerwu życia. Chce spotkać się na poziomie serca. Teraz! Nie wejdzie tam na siłę. Tylko ty sam możesz Mu otworzyć drzwi.

Jak kocha Bóg?

„Bóg jest miłością”. Słyszeliśmy to zdanie wielokrotnie. I nic. Może dlatego, że nie widzimy związku tej prawdy z naszym życiem, że traktujemy ją jako prawdę intelektualną, ogólnoludzką. Sam rozum tu nic nie wskóra, musi obudzić się serce. Słowo Boże jest niczym innym jak tylko wielkim wyznaniem miłości Boga do człowieka. Bóg tę miłość wypowiedział w historii Jezusa Chrystusa, w Jego życiu i śmierci, w Jego znakach i słowach. Ta miłość stała się wcielona, konkretna, widzialna, słyszalna aż do bólu, aż po krzyż. Każda miłość dąży do wyłączności, ma nutę bardzo osobistą, niepowtarzalną. Taka też jest miłość Boga. Ona nie jest miłością w ogóle, ale jest skierowana do ciebie. Wyjątkowa, jedyna, osobista. Mająca w sobie zarówno agape, jak i eros, na co zwrócił uwagę Benedykt XVI w swojej pierwszej encyklice. Agape – oznacza dawanie, bezinteresowny dar. Eros – to miłość, która namiętnie pragnie drugiej osoby. Te dwa wymiary są obecne w Bożej miłości. Prorocy Ozeasz i Ezechiel opisywali namiętność Boga do swego ludu, posługując się śmiałymi obrazami erotycznymi. Stosunek Boga do Izraela jest przedstawiony poprzez metafory narzeczeństwa i małżeństwa. Miłosna, zmysłowa Pieśń nad Pieśniami opisuje w gruncie rzeczy tę szaloną miłość Boga do człowieka. Ta historia trwa nadal. Bóg jest wciąż zakochanym poetą, który układa o tobie swoją pieśń. Mówi: „Ukochałem cię odwieczną miłością” (Jr 31,3); „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem po imieniu, tyś moim” (Iz 43,1); „Czy może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, ja nie zapomnę o Tobie” (Iz 49,15). W Bożej miłości mieszczą się wszelkie barwy ludzkich miłości, które znamy. Miłość ojca, matki, młodych zakochanych, wiernych małżonków, przyjaźń, miłość dziecka. Bóg nie stawia żadnych warunków. Kocha Cię, bo jesteś. Kocha nie dlatego, że ty jesteś tak wspaniały, ale że On jest dobry. Nie trzeba zasługiwać na Jego miłość. Akceptuje cię w całości. Takim, jakim jesteś. Z jasną i ciemną stroną twojego życia. Nie musisz nikogo grać, udawać, zasługiwać. Owszem, wiele rzeczy w tobie budzi Jego sprzeciw, nie może spokojnie patrzeć na to, jak marnujesz lub niszczysz swoje życie. Ale żaden grzech nie jest w stanie Go zniechęcić. Jego miłość jest zawsze gotowa do przebaczenia, ona wciąż przychodzi z obietnicą nowego początku. Kiedy jesteś najbardziej słaby, podłamany, jesteś na dnie, On jest najbliżej, bo wie, że wtedy najłatwiej otwierasz się na Niego.

Bóg ma pewien pomysł

Ponieważ cię kocha, chce twojego dobra. Stąd wychodzi z pewną propozycją. Pokazuje drogę, zaprasza. Mówimy w trochę już oklepanym zwrocie, że Bóg ma dla człowieka plan zbawienia. Przyznam, że nie lubię za bardzo słowa „plan”. To brzmi jakoś zbyt statycznie, za zimno. Kojarzy się z gospodarką planową z czasów socjalizmu. Plany 5-letnie i te wszystkie fikcje, w które kazano nam wierzyć. Pan Bóg nie chce zamienić nas w posłuszne lalki, które będzie pociągał za sznurek. Miłość jest zawsze apelem do wolności. Bóg chce dla mnie jak najlepiej. Dlatego ostrzega, napomina, daje przykazania, zachęca do trudnego dobra. To wszystko jest dynamiczne, zmienia się, dzieje. Jezus nie podyktował Samarytance planu pracy nad sobą. Ona już sama wiedziała, co powinna zrobić. Miłość jest najbardziej twórczą siłą w życiu, która na bieżąco podpowiada, gdzie jest właściwa droga. Nic nie musisz, ale możesz naprawdę wiele. O tym przekonuje cię Bóg, Jego miłość i mądrość. Papież Bene- dykt XVI napisał: „Kogo dotyka miłość, ten intuicyjnie zaczyna pojmować, czym jest życie”. Jeśli pozwolisz Bogu się kochać, zaczniesz inaczej patrzeć na swoje życie, zaczniesz wiedzieć dalej i głębiej. Zaczniesz przeczuwać, że jest kimś więcej, niż sądziłeś. Poczujesz smak wieczności. Pozwól tylko Bogu, by cię kochał. Dopuść do swojego serca szept Jego wyznania. A potem próbuj odpowiadać na Jego miłość tak, jak potrafisz. Zaufaniem, wybieraniem tego, co On proponuje, wiernością. To prawda, wciąż się wywracamy i będziemy się wywracać. Potykamy się o te same grzechy. Ale na szczęście On wyciąga nas z głębiny, gdy toniemy. Ma zawsze plan ratunkowy, gdy zabrniemy w ślepy zaułek. Jego miłość nigdy się nie zmęczy, nie ustanie.

Modlitwa

Jezu! Mówiłeś z nutką smutku do Samarytanki: „O gdybyś znała dar Boży”. Teraz mówisz te słowa do mnie. Bo i dla mnie masz ten sam dar, którego jeszcze nie odkryłem. To miłość Boga – niepojęta, czuła, przebaczająca, osobista, jedyna. Panie, szukam tej miłości, pragnę, ale tak trudno mi ją przyjąć. Boję się, nie dowierzam, wątpię, czuję się niegodny, pusty. Ty wiesz najlepiej, co się dzieje w moim sercu. Znasz moje grzechy, ciężary, niepokoje, poczucie winy. Wejdź w to wszystko. Pomóż mi uwierzyć, że jestem dla Ciebie kimś ważnym, że naprawdę mnie potrzebujesz. Przełam moje uprzedzenia, bariery. Chcę napić się z tego źródła. Panie, pragnę tej wody, która uleczy, ożywi, przemieni moje życie. Daj mi spotkać Twoją miłość. Niech mnie dotknie, bym zaczął żyć.

Cztery kroki

Od dłuższego czasu hasło „nowa ewangelizacja” odmieniane jest w Kościele przez wszystkie przypadki. I bardzo dobrze. Czujemy przez skórę, że Kościół potrzebuje nowego tchnienia Ducha Świętego, świeżości, ożywienia. Sporo w naszych parafiach i wspólnotach rutyny, ospałości, bezruchu, znużenia. Lekarstwem nie mogą być tylko dyskusje o nowej ewangelizacji lub sposobach odnowienia Kościoła. Wszyscy dobrze wiemy, że w istocie jest tylko jedno Źródło energii, do którego trzeba się na nowo podpiąć. To sam Bóg, który dał nam siebie w Jezusie Chrystusie i daje nam siebie dziś w Duchu Świętym. Kościół jest z Boga i do Boga ma prowadzić. Więc tylko powrót do Niego, zbliżenie się w stronę Jego Światła, otwarcie na Jego Ducha może sprawić, że zajaśnieje nam bardziej Kościół, że rozjaśni się nasze życie. Na tegoroczny Adwent proponujemy naszym Czytelnikom przypomnienie czterech podstawowych prawd ewangelizacyjnych. Nie chcemy pisać o ewangelizacji, chcemy ewangelizować. Trudno jest to zrobić, posługując się gazetą. Ewangelizacja zakłada bowiem spotkanie. Nie da się budować więzi z Bogiem, nie budując ludzkiej więzi. Ale chcemy spróbować zrobić to, co jest możliwe. Przez kolejne niedziele Adwentu kilka stron „Gościa Niedzielnego” zamieni się w ambonę, na której będziemy ogłaszać podstawowe przesłanie Dobrej Nowiny i dzielić się świadectwem wiary. Wiemy, że po drugiej stronie „Gościa” są żywi ludzie. Jesteście Wy, jesteś konkretnie Ty. Ze swoją wiarą: wielką, średnią, małą. I ze swoją niewiarą, zwątpieniem, pustką. Jesteś ze swoim życiem, nieraz cudownym, nieraz pokręconym. Jeśli trzymasz teraz w ręku tę właśnie gazetę, to znaczy, że szukasz czegoś więcej niż tylko wiadomości. Jest w Tobie głód, tęsknota, szukanie Tego, który jest Najważniejszy. Kiedy piszę te słowa, patrzę na ekran komputera, ale spoglądam także co chwila na ikonę Jezusa Pantokratora. Staram się wyobrazić sobie twarze Czytelników. Czy Jezus może przyjść do Ciebie ze swoją przemieniającą łaską przez słowa wydrukowane na papierze? Może to głupie, ale wydaje mi się, że Pan uśmiecha się życzliwie. I błogosławi ten pomysł. On przecież może wiele, może wszystko. A więc spróbujmy. Cztery niedziele Adwentu posłużą nam do ogłaszania podstawowych prawd nowego życia. To nie będą artykuły. Ale cztery kroki w stronę Tego, który ma przyjść do nas na nowo w Boże Narodzenie. Adwent to nadzieja, to oczekiwanie, to budzenie pragnienia obecności Boga w życiu. On bardzo chce być blisko nas. My musimy zrobić tylko kilka kroków, aby mógł na nowo narodzić się w nas przez wiarę. Panie Jezu! Oddajemy Ci te strony, Ty je wypełniaj, Ty działaj, Ty się nimi posługuj i posyłaj Ducha swego tym, którzy będą je czytać. Ty sam przyjdź do serc ludzi jako najwspanialszy Gość.

Ks. Tomasz Jaklewicz

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.