Organiści mają głos

Andrzej Capiga; GN 47/2012 Sandomierz

publikacja 02.12.2012 07:00

Z reguły są niewidoczni dla wiernych, bo pracują na chórze. Mają za to, jak żartobliwie twierdzą, bliższy kontakt z Bogiem.

 Ewa Maziarz w parafii Opatrzności Bożej znalazła drugą rodzinę  obok: Dominik Szostak kocha to, co robi Ks. Leszek Chamerski – diecezjalny duszpasterz organistów Ewa Maziarz w parafii Opatrzności Bożej znalazła drugą rodzinę obok: Dominik Szostak kocha to, co robi Ks. Leszek Chamerski – diecezjalny duszpasterz organistów

Już św. Augustyn zwrócił uwagę, że muzyka i śpiew są uroczystym językiem Kościoła, a nie tylko sztuką. – Wypowiedź Doktora Łaski nie straciła na aktualności. Od początku myśli zbawczej, jaką prowadził Kościół, śpiew był zawsze uroczystą proklamacją słowa Bożego i tekstów liturgicznych. Związek muzyki i śpiewu z liturgią był zawsze istotny i taki pozostanie do końca. Zgodnie z soborową liturgiczną reformą każdy chrześcijanin, w tym szczególnie organista, jest powołany do uczestnictwa w liturgii sakramentalnej, a zwłaszcza we Mszy św. Organista ze względu na naturę, świętość i dostojeństwo liturgii, właściwie w niej uczestniczy, gdy wykonywana przez niego gra na organach jest jak najbardziej doskonała – twierdzi prof. Zdzisław Janiec z KUL.

Rodzinne tradycje
Ewa Maziarz, organistka z parafii Opatrzności Bożej w Stalowej Woli, pochodzi z Lubaczowa. W Stalowej Woli pracuje już piąty rok. Posługę organistki rozpoczęła w małej miejscowości Baszna Dolna. Nie trafiła do tego zawodu przypadkiem. W jej rodzinie zawód organisty jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.

– Mój tata jest organistą od ponad dwudziestu lat, podobnie jak jego dwaj bracia oraz brat mojej mamy. Rodzice, zwłaszcza tata, starali się rozwinąć we mnie, jak i w moim rodzeństwie, pasję do muzyki sakralnej. Obecnie organistką jest też moja siostra Ania, która zastępuje mnie w parafii Opatrzności Bożej. Podstawy gry na organach zdobył także, uczęszczający do III klasy gimnazjum, brat Piotr (równolegle uczy się też w Instytucie Muzyki Sakralnej w Przemyślu); dwaj pozostali bracia, Bartłomiej i Mateusz, też powoli poznają tajniki tego zawodu – mówi Ewa Maziarz.

Muzyki zaczęła się uczyć jeszcze w przedszkolu. W gimnazjum z kolei to tato był jej pierwszym nauczycielem muzyki sakralnej. Wtedy to, w rodzinnej parafii, zgłębiła tajniki gry na organach. Z czasem mogła już grać razem z tatą, a nawet go zastępować. Po gimnazjum pani Ewa wstąpiła do Instytutu Muzyki Sakralnej w Przemyślu. Szkoliła się u ks. prof. Mieczysława Gniadego. Po trzech latach zdobyła dyplom organisty.

Bycie organistą to nie tylko granie, ale przede wszystkim realizacja powołania. Można znać budowę organów, pieśni liturgiczne, ale jeśli nie posiada się fundamentu wiary wyniesionego z rodzinnego domu, nie powinno się tego zawodu wykonywać. Organista przecież uzupełnia liturgię Mszy świętej; dobierając właściwie muzykę i pieśni, pomaga wiernym łatwiej wejść w tematykę poszczególnych Ewangelii. Bp Marian Rojek, pasterz mojej rodzinnej diecezji, podczas tegorocznych rekolekcji dla organistów podkreślił, że organiści mają poniekąd klucze do serc ludzkich, gdyż ludzie zamykają się teraz na słowo, a muzyka łatwiej pozwala im otworzyć się na innego człowieka i Pana Boga – podkreśla pani Ewa.

Często wierni nie reagują również na śpiew. Pani Ewie, w parafii Opatrzności Bożej, takie sytuacje raczej się nie zdarzają, ale wie, że w innych owszem. – Jeżeli organista stara się wykonać swoją pracę naprawdę rzetelnie, tak jak potrafi najlepiej i daje z siebie wszystko, to wierni to czują i włączają się w śpiew. Dużo też zależy od warunków pracy organistów, szczególnie, co chciałabym zauważyć, od atmosfery panującej w parafii, ale także od instrumentów, nagłośnienia, projektora oraz od właściwego wykształcenia samego organisty. Staram się nauczyć wiernych nowych pieśni liturgicznych, nie śpiewamy tylko tych znanych. Oczywiście najgłośniej i najchętniej ludzie śpiewają podczas Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Wynika to chyba z faktu, iż są to święta radosne, ludzie bardzo je przeżywają.

Dobry organista powinien cały czas się dokształcać, chociażby dlatego, by wprowadzać nowe pieśni. – Uczestniczę w spotkaniach dla organistów. W diecezji sandomierskiej najbliższe będzie w listopadzie. Organizuje się dokształcające wykłady, proponowane są książki, śpiewniki. W diecezji zamojsko-lubaczowskiej, skąd pochodzę, szkolenia mamy jeszcze bardziej rozbudowane. Zjazdy są trzydniowe – wymienia pani Ewa.

Praca organisty koncentruje się głównie na niedzielach i świętach. Pani Ewa wszystkie święta spędza w Stalowej Woli. – Gra nigdy nie była dla mnie męką, stąd też każdego dnia będąc w pracy, nie czekam na urlop, ferie czy wakacje z niecierpliwością. Tu, w parafii Opatrzności Bożej, poprzez atmosferę, którą tworzy proboszcz ks. Jerzy Warchoł, czuję się jak w drugiej rodzinie. Wszystko, do czego doszłam i dążę, zawdzięczam postawie moich rodziców i dziadków, ks. Mieczysława Gniadego oraz ks. Jerzego. To właśnie oni pokazali mi, że pasja i taka posługa dostarczają przeżyć estetycznych, przynoszą zadowolenie i radość, choć niekiedy stanowią źródło trudności – mówi Ewa Maziarz.

Spełnione marzenia

Dominik Staszak jest studentem III roku Inżynierii Środowiska na Wydziale Zamiejscowym KUL w Stalowej Woli, a oprócz tego – organistą w kościele pw. Przemienia Pańskiego w Jastkowicach. – Jeszcze jako mały chłopiec będąc w kościele, spoglądałem w tył na chór. Stały tam ładne duże organy. Zawsze chciałem na nich zagrać. Miałem szczęście, bo trafiłem na organistę Stanisława Pazdana z Nagoszyna, który zaproponował mi podjęcie nauki w Studium Organistowskim w Tarnowie. Wtedy nauka trwała cztery lata. Tam właśnie, praktycznie od podstaw, nauczyłem się zawodu organisty – wspomina pan Dominik.

Pierwszą parafią, w której pan Dominik mógł sprawdzić swoje umiejętności, był Przecław k. Mielca. Tam regularnie, przez trzy lata, zastępował organistę, spędzając w świątyni nawet jedenaście godzin dziennie, „obsługując” sześć Mszy św. oraz nabożeństwa. Od pięciu miesięcy gra w jastkowickiej parafii. Pracy jest trochę mniej, cztery Mszę św. oraz okazjonalnie pogrzeby i śluby, co pozwala mu łączyć granie z nauką.

– Wierni w Jastkowicach są bardzo chętni do śpiewania. Jak tylko wyświetlę pieśń, od razu się włączają. Parafia ma dość dobry instrument – piszczałkowy, siedemnastogłosowy – co rzadko się już zdarza w nowych kościołach. Akustyka też jest w porządku; nie ma dużego pogłosu, więc dźwięk się nie gubi. Wiernych również dobrze słychać – zachwala Dominik Staszak.

Blaski i cienie tego zawodu? – Blaski: że coś się robi dla Pana Boga i dla siebie. Wykonuję to, co lubię. Cienie – nienormowany czas pracy, dlatego trudno czasami coś zaplanować. Niedziele i święta zajęte. Nie żałuję jednak wyboru, bo zawsze chciałem grać na organach i teraz moje marzenia się spełniają.

Ładnie i kompetentnie

„Ogólny poziom kultury muzycznej jest przerażająco niski. Gwałtowanie zmalało zapotrzebowanie na piękno (...). Msze święte, nawet te najbardziej uroczyste, sprawowane są często bez należytego przygotowania, a odpowiedzialnymi za ich kształt czyni się nierzadko ludzi zupełnie niekompetentnych. Nic więc dziwnego, iż w takim stanie rzeczy na alarm coraz głośniej biją już nie tylko muzycy duchowni, ale także polski laikat (...). Te głośne już wołania muszą uświadomić organistom w Polsce powagę problemu i mobilizować ich do podjęcia takich działań, które skutecznie zapobiegną ostatecznej degradacji muzyki kościelnej” – użala się ks. Ireneusz Pawlak w książce „Muzyka liturgiczna”.

Mianowany w sierpniu tego roku przez bp. Krzysztofa Nitkiewicza diecezjalnym duszpasterzem organistów ks. Leszek Chamerski będzie więc musiał bliżej przyjrzeć się, jak wygląda muzyczna oprawa liturgii w sandomierskiej diecezji. Ks. Leszek, jeszcze w rodzinnej Koprzywnicy, grał na trąbce w miejscowej orkiestrze. W WSD w Sandomierzu zrobiono go seminaryjnym trębaczem. Na jego talencie poznano się w diecezji i posłano go na studia muzykologiczne na KUL do Lublina. W ubiegłym roku rozpoczął studia doktoranckie. - Początkowo organista tylko akompaniował w czasie liturgii. Śpiew prowadził kantor. W naszej tradycji przyjęło się jednak, iż organista przejął funkcje kantora. Wobec tego organista musi nie tylko dobrze grać, ale i ładnie śpiewać. Dobrze by było, aby znał się też na liturgii, zwłaszcza jeśli chodzi o dobór śpiewu – podkreśla ks. Leszek Chamerski.

W Sandomierzu działa studium organistowskie, którego celem jest podnoszenie kwalifikacji organistów grających w parafiach. Studium to w przyszłości ma też organizować kursy dokształcające w zakresie gry na instrumentach, emisji głosu i liturgiki.