Najbardziej się boję obojętności

Jan Drzymała

Dopóki na nas plują, nie jest jeszcze tak tragicznie.

Najbardziej się boję obojętności

Cytat na dziś: „Sekularyzacja, a także ateizm i agnostycyzm stanowi wezwanie do pogłębienia wiary, aby jej świadectwo było czytelne i przekonywające. Powinniśmy w tych postawach i poglądach rozpoznawać nie tylko pustkę, ale nostalgię i oczekiwanie, które czeka na odpowiedź”. A kto to powiedział? Nie powiem od razu. Mam nadzieję, że szanowni Czytelnicy sami poszperają w sieci i w komentarzach zagadkę rozwiążą.

W każdym razie ta myśl przykuła dziś moją uwagę nie tylko dlatego, że jej autorem jest osoba bardzo znana, ale dlatego, że ostatnio podobne wnioski spotykam coraz częściej. Na przykład w Wydawnictwie WAM ukazała się właśnie interesująca książka o. Andrzeja Napiórkowskiego OSPPE pt. „Reforma i rozwój Kościoła”. Paulin, teolog i filozof, wyjaśniając swoją ideę, pisze tak:

„Moim zamiarem nie była bowiem obrona Kościoła wobec postępujących procesów sekularyzacji, którą klasyfikuję nie tylko jako pewną ateizację współczesnej Europy, lecz także jako etap religijnych poszukiwań ludzkości”.

Kiedy obserwuję to, co dzieje się wokół, mam ochotę bić brawo obu autorom. Dziś na przykład jednym z gorących tematów jest dyskusja nad tym, czy rektor UKW w Bydgoszczy miał prawo zdjąć krzyż ze ściany w swoim gabinecie i w sali obrad uczelnianego senatu czy też nie. Inna sprawa: nie tak dawno słuchałem, jak w poważnym radiu dziennikarka tonem pensjonarki ekscytowała się najnowszą płytą Lao Che, na której Spięty deklaruje, że „rzucił palenie i Kościół też, do jednego czasem wraca do drugiego nie”. Wreszcie chyba najbardziej jaskrawy przypadek. Jechałem ostatnio dość długo samochodem i w drodze słuchałem audiobooka Mariusza Szczygła „Zrób sobie raj”.

Kto Szczygłą zna, już wie, że książka jest o Czechach – jednym z najbardziej zlaicyzowanych krajów Europy. W tym kraju nie ma absolutnie żadnego tabu. W kulturze czeskiej sacrum zderza się z profanum w najbardziej jaskrawej formie. Jezus zrzuca cierniową koronę i zakłada czapkę z daszkiem, albo – oględnie mówiąc – występuje w gejowskim towarzystwie. Zapytany przez autora o zdanie w tej sprawie polski ksiądz, odpowiada mniej więcej podobną myślą, jak te, przytoczone na początku: dopóki w ogóle o Bogu się mówi, myśli się o Nim, czasem wręcz w niewybredny sposób się z Nim dyskutuje, nie jest najgorzej. Znaczy to mniej więcej tyle, że Bóg nie jest obojętny. Spieranie się z Nim, czy nawet efektowne próby odejścia mogą być ukrytą w głębi duszy próbą poszukiwania Go.

Podobnie jest – mam wrażenie – z instytucją Kościoła. O. Andrzej Napiórkowski przekonuje w swojej książce, że chrześcijaństwo nie jest tylko religią, a Kościół to coś więcej niż instytucja. Chrześcijaństwo jest przede wszystkim nieustającą DROGĄ doskonalenia się. W tej drodze uczestniczy też Kościół jako instytucja. Między instytucjonalnością Kościoła i Kościołem postrzeganym jako duchowa wspólnota istnieje nieustanne napięcie – przekonuje autor. Jednego od drugiego nie da się oddzielić:

„Nie można rozpowszechniać iluzorycznych postulatów, wzywających do usunięcia instytucji czy to w państwie, czy w Kościele” – pisze o. Napiórkowski.

„Jedyną drogą wydaje się swego rodzaju wieczna reforma instytucji. Potrzeba odwagi przełamywania psychologicznych barier, usuwania uprzedzeń i burzenia zrutynizowanych urzędów kościelnych. Pozwólmy, aby kierował nami Boży Duch” – przekonuje.

Podsumowując, można by stwierdzić, że nie jest chyba jeszcze tak źle, dopóki słychać ujadanie pod adresem Kościoła. Dużo, dużo gorzej będzie wtedy, gdy o Kościele zupełnie nikt nie będzie w ogóle miał ochoty rozmawiać. Oczywiście, byłoby cudownie, jakby mówiło się o Nim w samych superlatywach, ale to raczej mało realne z uwagi na naszą grzeszność. W każdym razie kiedy tematy takie jak Bóg, Kościół, religia, duchowość staną się zupełnie obojętne, będzie naprawdę źle. Dopóki budzą jakiekolwiek emocje, jest jeszcze szansa na dyskusję. Lepiej jej nie zmarnować.