Dotknąć Jezusa

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 47/2012 |

publikacja 22.11.2012 00:15

Monstrancja jest niczym olejek, którym kobieta umyła Jezusowi nogi. Można dzięki niej trwać w intymnej relacji z Nim, dotykać Go – mówi współtwórca idei zbudowania 12 ołtarzy z Najświętszym Sakramentem.

Dotknąć Jezusa roman tomczak /Agencja GN Gwiazda Kazachstanu to drugi z 12 ołtarzy z Najświętszym Sakramentem

Piotr Ciołkiewicz ma 42 lata. Średni wzrost, ciemny blondyn, pod krawatem. Spotykamy się w wynajętej specjalnie przez biznesmena na tę okazję sali w hotelu Marriott przy warszawskim Okęciu. Ze swojej walizki wyjmuje opasły tom „Orędzia Matki Bożej z Medjugorie”. – Jedyne takie wydanie w Polsce! W Medjugorie wszystko to się zaczęło… – mówi i wręcza mi dumnie książkę. Obok na konferencyjnym stole rozkłada albumy ze zdjęciami. – Benedykt XVI pobłogosławił dwa pierwsze z dwunastu ołtarzy, tzw. Gwiazd w Koronie Maryi, które, mam nadzieję, powstaną w krótkim czasie. Chciałbym, by ludzie mogli spotykać Jezusa żywego, wejść z Nim w intymną relację.

Bo przy adoracji On otwiera serce na miłość i pokój – wyjaśnia pan Piotr. Przeglądamy stosy zdjęć. „Niebiańskie Jeruzalem” i „Gwiazda Kazachstanu” (ten ostatni ołtarz peregrynuje właśnie po Polsce) – każdy ma swoją nazwę w zależności od miejsca, do którego ostatecznie trafi – to gigantyczne dzieła sztuki. Ołtarze ważą ponad 1,5 tony, pięknie ozdobione. – Panu Jezusowi się należy – dodaje biznesmen, widząc nieskrywane przeze mnie zdziwienie. – Pytają ciągle dziennikarze, ile to kosztowało i czemu na biednych nie dałem. Otóż dałem i każdy, kto pomógł budować te ołtarze, najpierw musiał dać na biednych. Taka zasada. Po chwili namysłu, uprzedzając moje pytanie, Ciołkiewicz oddaje: – Kiedy nierządnica myła drogimi olejkami nogi Jezusa, zarzucano Mu, że nie protestuje. A On odpowiedział „Mnie macie tylko chwilę”… Zakochałem się w adoracji, chcę, by zaraził się nią cały świat – rzuca bez patosu. – Chcemy więc stworzyć 12 ośrodków adoracji w intencji pokoju na świecie. Ale te ołtarze są tylko materialnym znakiem. Wie pani, to takie naczynia, do których ludzie wlewają modlitwę w różnych zakątkach świata – od Kazachstanu po Rwandę, Wybrzeże Kości Słoniowej, Jerozolimę. Pan Piotr jest po ekonomii i organizacji handlu zagranicznego. W Radomiu produkuje zawiasy do drzwi, kieruje polskim oddziałem w międzynarodowej firmie. Od 4 lat jest prezesem Stowarzyszenia Communità Regina della Pace (Wspólnota Królowej Pokoju), Do którego powstania przyczyniły się objawienia w Medjugorie. Przez ponad cztery godziny opowiada mi o historii tworzenia ołtarzy. Słucha się tego jak scenariuszy filmu z Jamesem Bondem. Tyle że mocno pokreślonych ręką Boga. Jak życie Ciołkiewicza.

Cel

Rok 1998. 22 sierpnia. – Moje 28. urodziny – mówi pan Piotr. – Celnik złożył mi życzenia na granicy z Jugosławią. I dojechaliśmy tego dnia do Medjugorie. Dla mnie to był wyjazd na siłę. Do kościoła chodziłem, należałem do Ruchu Światło–Życie, ale Medjugorie i Różaniec… dla mnie, studenta, to coś dla dewotek było raczej – uśmiecha się biznesmen. – Od Medjugorie nie mogę bez Różańca żyć. Ciołkiewicz pozbył się w hercegowińskiej wiosce dwóch nałogów, jego życie zaczęło się zmieniać. – Kariera, pasje, trekkingi, na Mont Blanc się wspinałem. Niby nic złego. Ale w życiu mężczyzny przychodzi moment, kiedy zadaje sobie pytanie, po co to wszystko. Jaki jest mój cel? Medjugorie staje się dla późniejszego biznesmena nałogiem. Ciołkiewicz jeździ tam co roku.

Jest rok 2006 r. Ma już żonę i dwójkę dzieci. Na pielgrzymce są razem. – Był z nami ks. Kazimierz Frankiewicz, franciszkanin z Jerozolimy. To był mocny pobyt. Pamiętam, jak w czasie adoracji nagle rozległ się krzyk. Spojrzeliśmy w jednym kierunku. Kobietę wyrzuciło coś w powietrze i upadła. Księża natychmiast pobiegli do niej z Najświętszym Sakramentem. I uspokoiła się. Moje dzieci były w szoku. W Medjugorie wielu opętanych widziałem. Tylko Jezus w Najświętszym Sakramencie pomagał. Dużo o tym myślałem. Wieczorem tego samego dnia, kiedy grupa Ciołkiewicza idzie na Drogę Krzyżową na górę Kriżevac, on zostaje na adoracji. – To był ten moment. Jakbym zobaczył całe swoje życie przed oczami, tyle dobra, łaski. Jak za to podziękować? – zastanawiałem się. – Czemu na przykład by nie ufundować monstrancji do wieczystej adoracji dla Jerozolimy? Ks. Kazimierz tyle opowiadał w Medjugorie, że tego tam brakuje, że potrzeba modlić się o pokój w Ziemi Świętej. Nie miałem pojęcia, ile to może kosztować. Zadzwoniłem do znajomego paulina na Jasną Górę. W grę wchodziło kilka tysięcy. Z ulgą odetchnąłem. Ciołkiewicz mówi o swoim pomyśle franciszkaninowi. Ten nie kryje zdziwienia, sam chciał o to prosić. I machina rusza. Ciołkiewicz za pośrednictwem znajomego paulina spotyka się z Mariuszem Drapikowskim, autorem bursztynowych sukien do ikony Matki Bożej Częstochowskiej. Obaj jadą do Jerozolimy.

Okazuje się niestety, że u franciszkanów wystawienie monstrancji jest niemożliwe. Ciołkiewicz nie poddaje się. – Otwarte drzwi zastaliśmy u Ormian. Powiedzieli nam jednak, że musimy zbudować cały ołtarz” – opowiada. – Pomyślałem, że chyba oszaleli. Jak i za ile? Byliśmy podłamani. Ale nie daliśmy za wygraną. Rok później egzarcha Kościoła katolickiego Ormian abp Raphael Minassian zatwierdził projekt ołtarza. – To był przełom – dodaje Ciołkiewicz. – Bo w Jerozolimie jest status quo, nikt nikogo w swoje miejsca nie wpuszcza, Ormianie łacinników i vice versa. A tu przełamali lody. Ormianie wiedzieli, że adoracja będzie dla wszystkich. To pierwszy mały cud, krok pokoju w Jerozolimie. Takich kroków było więcej. W całej Polsce zaczęła się zbiórka na ołtarz. – Ale najważniejsza była modlitwa. Jeździłem do ośrodków niepełnosprawnych dzieci i prosiłem je o modlitwę w tej intencji i o pokój w Ziemi Świętej. Trzeba było jednak pokonywać kolejne trudności. Gotowy ołtarz, trzeba przewieźć. Najpierw statkiem do Hajfy, potem na przyczepie. – Nie dostawaliśmy długo zgody na transport z Hajfy. Ołtarz utknął tam. To skomplikowana historia, ale kiedy byliśmy zrezygnowani, nagle w Wigilię rano przyszło pozwolenie. Byliśmy szczęśliwi, ale nie wiedzieliśmy, że stres dopiero przed nami – opowiada Ciołkiewicz. Ołtarz składa się z trzech skrzydeł – to tryptyk nawiązujący do Apokalipsy św. Jana, zwiastujący nadzieję, jaką jest Jezus, Brama – przez którą wejdziemy do niebieskiego Jeruzalem. Centrum to Matka Boża. Trzyma na rękach jednak hostię. Gigantyczny opłatek, nawiązuje kształtem do Dzieciątka. – Nie wiemy, jak się to stało, ale nie wymierzyliśmy tego. Ołtarz nie mógł wjechać przez wąską bramę. Arabowie musieli zwijać swoje kramy. W Jerozolimie dawno nie było takiego zamieszania – śmieje się biznesmen. Niczym kolejny wjazd Jezusa do Jerozolimy…

Gwiazda dla Kazachstanu

Drugi ołtarz z Najświętszym Sakramentem trafi na stepy Kazachstanu. Trochę z inspiracji abp. Tomasza Pety, bardziej jednak wydaje się to część utkanego Czyjąś Dłonią planu. By go zrozumieć, cofnijmy się w czasie. Jest czerwiec 1936 r. Władze sowieckie przesiedlają tysiące Polaków ze wschodniej Ukrainy do Kazachstanu. Bezprawnie, siłą. Pierwsze lato Polacy przeżywają w namiotach, budują na zimę prymitywne ziemianki. Tak powstaje wioska Oziornoje. Do 1954 r. repatrianci są wciągani do specjalnego rejestru w organach MSW. Nie wolno im wyjeżdżać bez przepustki. Bieda i głód zaglądają ludziom w oczy. Zdesperowani spotykają się codziennie na Różańcu. Błagają o ocalenie. Jest rok 1941. Jedno z masowych modlitewnych spotkań. Rytm zmawianych paciorków przerywa nagle krzyk z oddali.

– Ludzie, cud, cud! Jezioro! Mamy jezioro! Mieszkańcy Oziornoje z różańcami w ręku biegną za rozentuzjazmowanym chłopcem. Zatrzymują się nagle przed ogromną taflą wody, w miejscu, gdzie poprzedniego dnia jej nie było. Z głębiny wyskakują ryby. Jeszcze tego samego dnia dziesiątki rodzin jedzą pierwszą od miesięcy kolację. Wydarzenie, zwane cudem z Oziornoje, do dziś żywe jest w sercach potomków ocalałych od śmierci głodowej przesiedleńców. W 1990 r. wybudowali tam kościół, a w miejscu cudu postawili statuę Matki Bożej z rybami. Poświęcił ją w 1997 r. w Polsce Jan Paweł II. Dokładnie 24 czerwca, w rocznicę cudu i domniemanych objawień w Medjugorie. – Może to i zbieżność dat. Wierzę, że to matematyka Pana Boga, wszystko zatacza taki krąg – mówi Ciołkiewicz. – Nie chcę epatować tu Medjugorie, choć jest ważne w moim życiu. To taki punkt zwrotny. Przyjmę, cokolwiek powie Kościół w tej mierze, czy uzna objawienia, czy nie. Wiem, niezależnie od wszystkiego, że tam dostałem drugie życie, że tam spotkałem żywego Jezusa. Zanim w czerwcu przyszłego roku Gwiazda Kazachstanu trafi do Oziornoje, jest omodlana w Polsce. Krzeszów, Wałbrzych, Wrocław, Jasna Góra. Ołtarz ma 7 metrów szerokości i 2,5 metra wysokości. W gigantycznej złotej, jakby przeciętej na pół kuli tkwi wielka hostia. Motyw maryjny. Nawiązanie do cudu w Oziornoje, więc wokół Matki Bożej symboliczne ryby. – Gdy jedzie się 20 km w głąb stepu, z dala widać wieżę kościelną ze świecącym krzyżem. Drzwi kaplicy, w której stanie Gwiazda Kazachstanu, będą przeszklone, tak by światło z tego krzyża odbijało się w nich – tłumaczy pan Piotr. Efekt może być piorunujący, zważywszy na złoto, które jest tłem dla żywego Jezusa.

– Chodzi o to, by światło Chrystusa biło na cały step, by przyciągało z daleka ludzi. „Beze mnie nic nie możecie uczynić” – mówi Jezus. O to chodzi, by obudzić tę świadomość. Ciołkiewicz jeździ sporo po świecie. Niedawno był w Kibeho w Rwandzie, gdzie od 1981 do 1983 r. miały miejsce objawienia Matki Bożej. Tam powstaną kolejne ołtarze, w miejscach, które naznaczone są cierpieniami, nękane wojnami. Tam będzie trwać wieczysta adoracja o pokój. – Ale chciałbym, by rosła świadomość apostolskiego wymiaru Kościoła. Może dziwnie to brzmi w ustach biznesmena, ale marzę, by ludzie modlili się o to samo, o pokój w Syrii czy Afryce jednocześnie na dwóch półkulach. Dla mnie to realizacja orędzia Maryi, Królowej Pokoju. Wreszcie, by tysiące mogły jednocześnie dotykać Jezusa. Spojrzeć w Jego twarz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.